Reakcja to pozycja należąca już właściwie do klasyki literatury feministycznej. Wydana w 1991 roku opisuje falę “reakcji” na osiągnięcia feminizmu, jaka nastąpiła w Stanach Zjednoczonych w latach 80-tych. Czyli: ataki na kobiety i ich osiągnięcia, nawoływanie do powrotu do “tradycyjnych” ról, także realne utrudnienia, jak dyskryminacja na rynku pracy, czy obcinanie programów społecznych adresowanych do kobiet. Faludi zwraca uwagę, że każde postępy w dziedzinie równouprawnienia kobiet spotykały się z kontratakiem - miało to miejsce i w XIX wieku, i po wojnie, i właśnie w latach 80-tych (a także w ostatnich latach, do czego walnie przyczyniła się w USA prezydentura seksisty Trumpa). A argumenty były zawsze te same: straszenie kobiet staropanieństwem, bezpłodnością, depresją i wypaleniem zawodowym. Wskazywano, że kobiety są nieszczęśliwe wskutek tego całego wyzwolenia - przyczyną tego był oczywiście feminizm i nadmiar praw. W ogóle feminizm stał się na przestrzeni ostatnich 150 lat ulubioną dziewczynką do bicia, oskarżaną niemal o wszystko. Feministki są oczywiście złe, brzydkie i nienawidzą mężczyzn. Wieszczono też już wielokrotnie “koniec feminizmu”, gdyż rzekomo kobiety “osiągnęły już wszystko” i nie ma już o co walczyć. Niestety rzeczywistość pokazuje co innego - w XXI wieku nadal prawdziwego równouprawnienia nie ma, a konserwatystów chcących cofnąć czas w tej dziedzinie jest co niemiara. Faludi pisze, że historia postępu w dziedzinie “praw kobiet” to taka spirala, kiedy to zataczamy koła, zbliżając się do upragnionego celu, ale jakoś nie mogąc go dosięgnąć. Za każdym razem też reakcja mężczyzn na sukcesy kobiet jest niewspółmierna i powiedziałabym, że histeryczna, w stosunku do faktycznego postępu. Pojawia się kilka kobiet, które wchodzą na męskie terytorium, a faceci już krzyczą o “inwazji” i “przejmowaniu władzy”.


Faludi pięknie rozkłada na czynniki pierwsze te dążenia Reakcji, pokazując manipulację faktami, kłamstwa i stwierdzenia nie poparte żadnymi danymi, którymi się posługiwano, by “utemperować” wybujałe apetyty kobiet. Opisuje, jak nawoływano i namawiano kobiety do rezygnacji z pracy na rzecz pozostania w domu i opiekowania się dziećmi, jak ubolewano nad tym, jak praca powoduje u kobiet wypalenie zawodowe i jak nieszczęśliwe są samotne kobiety, nie mogące znaleźć męża. Tu mowa o tym, jak “wynaleziono” te rzekome statystyki i slogan o tym, że “kobieta 40-letnia ma większe szanse na to, by być porwaną przez terrorystów, niż wyjść za mąż” - slogan, który potem zaczął żyć własnym życiem… Kobiety były zaszczuwane takimi i podobnymi hasłami, a o tym, że mają taki lub inny problem dowiadywały się ze zdumieniem właśnie z mediów, albo np. z filmów czy książek, bo wcześniej jakoś do głowy im to nie przyszło. Brali w tym udział naukowcy, dziennikarze, politycy, filmowcy, a nawet ludzie mieniący się feministami/feministkami.  Zatem wiele z owych “kobiecych problemów” zostało po prostu wykreowanych i zaszczepionych kobietom, podobnie zresztą jak kult piękna i młodości, na którym żeruje przemysł modowo-urodowy i który stał się takim koniem trojańskim, rozwalającym ruch kobiecy od środka*. Summa summarum, reakcjoniści głównie walczyli (i kazali kobietom walczyć) z przeszkodami, które sami stworzyli.

Reakcja stała bardzo długo w mojej domowej biblioteczce nieprzeczytana. Obawiałam się, że ta książka będzie trudna w odbiorze, bo wiele książek poświęconych feminizmowi napisanych jest tak, że nie da się tego czytać. Dotyczy to jednak chyba głównie naszej rodzimej literatury... Nic z tego nie dotyczy Susan Faludi, czy np. Naomi Wolf. Czy Rebeki Solnitt. Faludi pisze tak, że czyta się to z wypiekami na twarzy, a tekst obnaża nagą prawdę o intencjach Reakcji, a także jej hipokryzję. Widać jak na dłoni, że nie chodzi o dobro i szczęście kobiet, tylko o władzę i powrót do starego porządku, w którym kobiety były zależne od mężczyzn.  Faludi zwraca uwagę, że ta cała krytyka, pouczenia i “dobre rady” dotyczyły wyłącznie kobiet (jak zwykle zresztą). Nie mówiło się o problemach mężczyzn, np. o rosnącej przemocy wobec kobiet, w tym ilości gwałtów (przyrost szokujący), czy o tym, że coraz więcej mężczyzn także cierpi na depresję i zaburzenia psychiczne. Zresztą o to wszystko naturalnie również obwiniono by kobiety. Tu jak na dłoni widać hipokryzję i podwójne standardy:
- ubolewanie na tym, jak to kobiety porzucają pracę, bo muszą poświęcić się wychowywaniu dzieci, co ma dowodzić tego, że kobieta nie powinna pracować zawodowo i robić kariery - to wszystko było przedstawiane tak, jakby te dzieci nie miały ojców (co w wielu przypadkach pewnie było prawdą, bo sprawcy owych ciąż zniknęli), a za ich wychowanie odpowiedzialne były wyłącznie matki - jakoś nikt nie nawoływał mężczyzn do tego, by poświęcali więcej czasu rodzinie i zachowywania równowagi między pracą a życiem rodzinnym;
- za bezpłodność obwiniano wyłącznie kobiety - jak, nie przymierzając, w średniowieczu;
- nikt nie krytykował mężczyzn za bycie singlem, a wręcz gloryfikowano u nich taki stan rzeczy, podczas gdy brak męża zdawał się być dla kobiety największym nieszczęściem;

i wiele innych kwestii… Jest tu rozdział i o przemyśle filmowym (ze sztandarowym przykładem w postaci Fatalnego zauroczenia), i o modzie, czy operacjach plastycznych. W niektórych fragmentach argumenty Reakcji są tak absurdalne, że aż śmieszne. Na podstawie niektórych można by napisać scenariusz kabaretu, np. kiedy mowa o działaczkach antyfeministycznych, goniących kobiety z powrotem do garów i dzieci, podczas gdy same prowadziły życie jakby wyjęte z feministycznego manifestu. Parodia. Nawiasem mówiąc rację miała Madeleine Albraight mówiąc o tym, że dla kobiet, które nie pomagają innym kobietom jest specjalne miejsce w piekle… Niektóre z kolei pomysły amerykańskiej prawicy faktycznie brzmiały jak żywcem wyjęte z Gileadu. Natomiast mało śmiesznie się zrobiło, kiedy doszłam do ostatniego rozdziału, w którym Faludi przytacza historie prawdziwych kobiet - te historie mnie zmroziły…. A wszystko poparte źródłami.

Oczywiście lektura Reakcji wywołała u mnie wiele przemyśleń i niepokojów. Zastanawiałam się na przykład, dlaczegóż to zamążpójscie miałoby być dla kobiety w XX wieku takim świętym Graalem, jak to przedstawiano. A największym niby nieszczęściem pozostawanie bez męża (czyli samotna i nieszczęśliwa)? Skoro badania pokazują, że małżeństwo jest o wiele bardziej korzystne dla mężczyzn, niż dla kobiet (a nie trzeba tak naprawdę badań, żeby na to wpaść)? Nigdzie nikt tego nie wyjaśnia (Faludi też nie). O jakim to "niedoborze mężczyzn" mowa, skoro mężczyzn w każdej kategorii wiekowej, poza seniorami, jest więcej, niż kobiet? Może więc chodzi o niedobór partnerów odpowiednich dla lepiej wykształconych i ogarniętych życiowo pań? A dlaczego, skoro kobiety tak bardzo się namawia do rezygnacji z pracy i zostania w domu, nie zapłacić im za tę PRACĘ wykonywaną w domu właśnie i nie szanować jej bardziej? Wtedy i wilk byłby syty, i owca cała… Ale rzecz jasna to nikomu nie przyjdzie do głowy, bo chodzi o to, by kobietom nie trzeba było płacić za to, co robią… Nawiasem mówiąc kobiety mają być kruche i delikatne, a zarazem pracować jak woły… To tylko jeden z mnóstwa sprzecznych przekazów kierowanych do kobiet - nic dziwnego, że jesteśmy tak skołowane, rozdarte pomiędzy różnymi opcjami i niedowartościowane. Mówi się, że kobiety są nieszczęśliwe, bo “nie mogą mieć wszystkiego” (i w związku z tym najlepszym rozwiązaniem byłoby “odebranie im możliwości wyboru”, haha, bo przecież najszczęśliwsi są niewolnicy), ale jakoś tym, którzy głoszą te brednie nie przyjdzie do głowy, że kobiety są nieszczęśliwe, bo one się rozwijają, a  faceci zostali w tyle? I pomimo tego, że się rozwijają, ciągle rzuca się im jakieś kłody pod nogi, krytykuje, ocenia, zakazuje czegoś lub nakazuje, podczas gdy mężczyznom jakoś nikt nie mówi, że mają się zmienić? Dlaczego nie uczy się ich, jak mają radzić sobie z agresją, czy przemocą? Nie mówi, że mają szanować kobiety? Zamiast tego trąbi się o kryzysie męskości pojmowanej oczywiście w tradycyjny, toksyczny sposób, jako festiwal arogancji, siły i agresji. Bo właśnie o to w tym wszystkim chodzi: że mężczyźni nie chcą się zmienić, co jest w sumie zrozumiałe, bo rezygnacja z władzy i przywilejów nigdy nie jest dobrowolna (chyba, że chodzi o księcia Harry’ego, który sprzedał ww za kasę). I dlatego lekarstwem na ich bolączki ma być powrót do czasów słusznie minionych, tj. unieszczęśliwienie połowy społeczeństwa, po to, by druga połowa czuła się lepiej.

Wiecie, ta książka jest bardzo pouczająca, ale też pod koniec lektury poczułam, że jest tego za dużo (może dlatego, że najgorsze jest na końcu). Styl Faludi jest bardzo kwiecisty i emocjonalny, co uprzyjemnia lekturę (jeśli w ogóle tematykę tę można nazwać przyjemną), ale zarazem frustrującą. Miałam też takie poczucie, że to jest to wszystko zbyt jednostronne. Czy naprawdę w tych czasach nie było żadnego światełka w tym mroku? Poza tym Faludi pisze o Reakcji w oderwaniu od innych problemów czasów 80-tych, np. kryzysu gospodarczego - a to wszystko na pewno było ze sobą powiązane i oddziaływało na siebie nawzajem. Ktoś nazwał ją “przykrą” - dla mnie była ona przykra w tym sensie, że w niektórych fragmentach wydawało mi się, że wystarczy zmienić daty i będziemy mieli opis współczesności. Wydaje mi się, że najlepszą recenzją tej książki jest opinia Agnieszki Graff, przedstawiona we wstępie do polskiego wydania.

Na koniec stwierdziłam, że zaczynam mieć alergię na hasło “prawa kobiet” (którego przecież często używam) - bo do diaska, co to są “prawa kobiet”? To są prawa człowieka! Przyszło mi to na myśl, kiedy przeczytałam o jakiejś aktorce, która nie dostała pracy, bo stwierdzono, że jest za “mało kobieca”. Ale może po prostu taka jest? Nie wszystkie kobiety są według jednej sztancy, z jednym zestawem cech, ale każda kobieta, oprócz tego, że jest kobietą, jest przede wszystkim człowiekiem! Tacy są ludzie - nie jesteśmy dwoma osobnymi gatunkami, jesteśmy dwoma płciami! Tymczasem kultura doprowadziła znaczenie różnic płciowych do takiego punktu, że naprawdę wydaje się, jakby kobiety i mężczyźni nie należeli do tego samego gatunku.

A zostawiam was z pięknym cytatem Marii Czubaszek: 

Jeżeli wciąż nie spotkałaś mężczyzny, u boku którego chciałabyś się zestarzeć, nie przejmuj się. Bez mężczyzny też się zestarzejesz. Może tylko później. 

Metryczka:
Gatunek: literatura faktu
Główny bohater: feminizm
Miejsce akcji: USA
Czas akcji: lata 80-te XX wieku
Ilość stron: 743
Moja ocena: 5,5/6
 
Susan Faludi, Reakcja. Niewypowiedziana wojna przeciw kobietom, Wydawnictwo Czarna Owca, 2013
 
*tematyce tej poświęcona była książka Mit urody

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później