Morderca jest wśród nas

Grupka zgranych przyjaciół wyjeżdża na sylwestra do Szkocji. Mają spędzić ten czas w luksusowej, acz odosobnionej posiadłości w górach – tylko we własnym towarzystwie, nie licząc nielicznej obsługi ośrodka. Oczywiście impreza kończy się katastrofą. 

 

Zgrany motyw? Z pewnością. Książek, czy filmów o takiej tematyce stworzono wiele. Chociażby film Na noże, o którym pisałam kilka dni temu. Mała grupa ludzi, spędzających wspólnie czas gdzieś na odludziu, a co za tym idzie bardzo wąskie grono podejrzanych – bo tu zawsze ktoś ginie, a pozostałe osoby próbują pogodzić się z tym, że morderca jest wśród nas. W trakcie wyjaśniania sprawy okazuje się, że każda z osób zamieszanych miała swoje małe i większe tajemnice, ukryte motywy, a więzi łączące to grono: związki miłosne, rodzinne, czy też przyjaźnie – wcale nie były takie czyste i prawdziwe. Nie inaczej okazuje się być w tej powieści, nie jest ona zbyt oryginalna. Latem czytałam też bardzo podobną w założeniu książkę Wakacje – tylko że tam akcja rozgrywała się podczas letniej kanikuły, tu zimą.

 

To typowe thrillery, gdzie śledzimy dynamikę relacji grupowych, a poszukiwanie mordercy jest na drugim tle – wiadomo, że sprawca musi się wyłonić, kiedy poskładamy te wszystkie osobowe puzzle w całość. Zagłębiamy się w myśli bohaterów, dotyczące tego, co sądzą o swoich przyjaciołach, poznajemy przeszłe wydarzenia, mogące mieć wpływ na to, co dzieje się obecnie. W The Hunter Party autorka, aby trochę zamieszać dorzuca do tego jeszcze dwójkę osób z obsługi, z których każde też ma swoje problemy, gdyż inaczej nie byłoby ich w tej samotni. Z narracji wyłaniają się nam osoby niezbyt sympatyczne (dla postronnego obserwatora, bo przecież jest to grono przyjaciół), niedojrzałe emocjonalnie, mimo przekroczonej 30-tki, zapatrzone w siebie i podtrzymujące obrazek idealnego życia, jakie prowadzą. Typowi londyńscy yuppie. W istocie zachowują się jak grono rozwydrzonych studentów: hałasują w lesie, upijają się, demolują pomieszczenia. Jednocześnie zdają sobie sprawę z tego, że być może już nic o sobie nie wiedzą, że jednak już nie są na studiach i się zmienili i tak naprawdę, to niewiele ich już łączy. Postaci są bardzo stereotypowe i dość szybko z tego grona można wytypować ofiarę, dlatego ukrywanie tego i dawkowanie napięcia przez autorkę wydało mi się sztuczne. Również wyjaśnienie zagadki kto zabił i dlaczego, nie jest zbyt zaskakujące. 
 

Pisarka dokłada wielu starań, aby odmalować atmosferę miejsca, gdzie rozgrywa się akcja – pogrążone w ciszy i zasypane śniegiem chaty, oddalone o wiele kilometrów od najbliższych siedzib ludzkich, las, a w nim dzikie zwierzęta, niepokojące odgłosy. Nie wzbudzało to jednak we mnie grozy, a raczej wrażenie malowniczego zakątka na łonie natury, takiego z moich marzeń, gdzie sama bardzo chciałabym się znaleźć. Wszak niczego tam naszej gromadce nie brakowało: nie zostali odcięci od świata, bez prądu, jedzenia i ogrzewania, nic realnie im nie groziło. Wszystko razem sprawia wrażenie poprawnie napisanej opowieści, mogącej umilić czas w zimowe wieczory (specjalnie zostawiłam sobie tę lekturę na teraz, a umiejscowienie akcji w Szkocji było  moim głównym motywem, by sięgnąć po tę książkę). I faktycznie tak jest, choć jest w tej książce kilka potknięć, czy słabszych stron. Bohaterowie są przedstawieni tak, że w zasadzie trudno tu kogokolwiek polubić i mu kibicować (może z wyjątkiem personelu, ale o tych postaciach za mało wiemy). Wszyscy są bardzo stereotypowi, opisani tak, że wchodzą w najpopularniejsze życiowe schematy funkcjonujące w zamożnych społeczeństwach. Ilości osób w tej grupie autorka jakby nie umie się doliczyć: raz jest dziewięcioro, raz jedenaścioro, w rzeczywistości była ich 10-tka (wliczając niemowlę). Zastanawiałam się też, czy, w dobie ocieplenia klimatu, na Wyspach Brytyjskich możemy liczyć na taką aurę, że śnieg zasypuje wszystko. Zresztą można to sobie sprawdzić – aktualnie (styczeń 2021) temperatury oscylują tam znacznie powyżej zera ok. 6-10st. Więc ten śnieg to już raczej tylko wyobraźnia pisarki. Szkocja nie kojarzy mi się też z lasami, raczej z wrzosowiskami. Poza tym te szkockie „góry” nie mierzą sobie nawet 1000 m n.p.m. Hmm. Choć dla mieszczucha i one zapewne mogą okazać się wyzwaniem. I na pewno jest tam pięknie. Z tego wszystkiego zaczęłam oglądać zdjęcia szkockich krajobrazów i przepadłam… Znalazłam relację z wyprawy w te góry TU 


Tak na zakończenie dodam, że rozśmieszył mnie fragment, kiedy zarządczyni ośrodka dzwoni do górskiego pogotowia, a ci jej odpowiadają, że na pomoc nie ma co liczyć, bo wszystko zasypane śniegiem i nie ma jak się do nich dostać. Serio? Ale od tego jest chyba pogotowie górskie, żeby radzić sobie i w takich warunkach. Nasz GOPR by ich wyśmiał ;) 

 

Metryczka:
Gatunek: thriller psychologiczny
Główny bohater: przyjaciele
Miejsce akcji: Szkocja
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 384
Moja ocena: 4,5/6

 

Lucy Foley, Morderca jest wśród nas, Wyd. Filia 2019

Komentarze

  1. Fabuła wydaje się fajna, niepokoi mnie fakt tak szybkiego domyślenia się sprawcy zbrodni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to mnie się tak wydało, być może Ty odbierzesz to inaczej..

      Usuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później