Tego lata, w Zawrociu

Kilka lat już temu przeczytałam trzy pierwsze tomy kultowego już chyba cyklu Hanny Kowalewskiej o Zawrociu. Historia zaczyna się od śmierci nestorki rodu i nieoczekiwanego przekazania przez nią domu w Zawrociu w spadku wnuczce Matyldzie. Wywołuje to lawinę zdarzeń, zawistnych komentarzy i intryg. Na jaw wychodzą skrywane do tej pory rodzinne tajemnice, które wyskakują jak diabeł z pudełka w każdym kolejnym tomie. Te wszystkie sekrety, zaszłości, ciągłe pretensje opisane w Zawrociu, potwierdzają, że z rodziną wygląda się dobrze tylko na zdjęciu. A rodzinka Matyldy jest iście toksyczna. Pierwszy tom podobał mi się, ale kolejne dwa jakoś mnie nie porwały; trudno mi było połapać się w koligacjach rodzinnych i powodach, dla których jedni tak bardzo nienawidzą drugich. Trochę zmęczył mnie też specyficzny styl Kowalewskiej, za który tak wiele osób ceni sobie jej powieści: dużo niedopowiedzeń, refleksji, zadumy, a nawet smutku. Niespodziewany spadek wcale nie cieszy Matyldy tak, jak można się było spodziewać, a raczej przysparza jej zmartwień - i na tym budowana jest ta opowieść. Kolejne tomy dość długo wisiały w kolejce do czytania. Kiedy teraz po nie sięgnęłam – Inną wersję życia oraz Przelot bocianów – coś zaskoczyło. Nie wiem, może miejsce, może czas, ale pochłonęłam te książki w dwa dni i byłam zauroczona. Te dwie części koncentrują się na relacjach Matyldy z jej z rodzicami i siostrą oraz nowym partnerem, z którym zachodzi w ciążę.


Powieści Hanny Kowalewskiej są takie niedzisiejsze, staroświeckie. Akcja rozgrywa się na przełomie XX i XXI wieku, a zatem nie tak dawno temu, ale równie dobrze mogły by to być lata 80-te, a nawet 60-te. Chociażby fakt, że telefony komórkowe w zasadzie nie istnieją (teoretycznie już wtedy istniały, ale nie dla przeciętnego Kowalskiego), bohaterowie komunikują się tradycyjnie, po kablu. Akcja jest niespieszna, nikt nie jest niewolnikiem elektroniki, mediów społecznościowych, czy pracy (w istocie to nieraz zastanawiałam się, z czego też żyje nasza Matylda, bo wprawdzie pracuje ona w teatrze, ale kwestia ta potraktowana jest zupełnie marginalnie, a poza tym wiadomo, w teatrze kokosów się nie zarabia…). Piękny dworek, wraz z otaczającym go ogrodem i sadem jest dla bohaterki azylem, zaczarowaną bańką, magicznym miejscem, rządzącym się swoimi prawami. Można byłoby się delektować atmosferą Zawrocia, gdyby nie to, że to wszystko jest takie smutne. Moim zdaniem trochę za dużo w tych książkach jest tych nieszczęść, negatywnych emocji, zawiści, toksycznych relacji, konfliktów między najbliższymi, które jakoś nie chcą się rozwiązać. W Innej wersji życia oraz Przelocie bocianów rekordy jędzowatości bije siostra bohaterki - aż miałam wrażenie, że autorka przeszarżowała z tą kreacją. Paula umie tylko warczeć i syczeć oraz prezentować obrażoną minę. Matylda dla odmiany jest ostoją cierpliwości i ciepła, walczącą z niechęcią matki i wrogością ojczyma oraz siostry. Taką męczennicą wręcz, nadstawiającą drugi policzek i mierzącą się z całym światem – nieżyczliwymi jej krewnymi, kolejnymi mężczyznami, którzy przewijają się przez jej życie i nie potrafią jej docenić, a nawet mobbingiem w pracy. Trudno zrozumieć czasem jej postawę, dlaczego nie walczy o swoje i pozwala sobą pomiatać. Niby kobieta pewna siebie, a z drugiej strony ciągle ktoś jej dokucza, z własną siostrą na czele, będącą ukochaną córeczką mamusi. Matylda zachodzi w ciążę, a jej matka (sic!) nie pyta jak się czuje i czy nie potrzebuje pomocy, tylko zastanawia się co powie na to Paula. Czekałam, aż ta Śpiąca Królewna obudzi się i walnie pięścią w stół… Ten piękny, ciepły dom w Zawrociu, marzenie wielu, jakoś w kolejnych tomach nie ma jednak szczęścia do dobrych zakończeń.


Niestety w kolejnej części Cztery rzęsy nietoperza czar prysł. Wydawało mi się, że powieść już trochę goni własny ogon. Mamy tu takie typowe bicie piany, pełna słownych przepychanek i rozmów o niczym, jak w brazylijskiej telenoweli. Nic specjalnego się tu nie dzieje, poza tym, że w życiu Matyldy co rusz pojawiają się nowe postaci, które chciałyby utopić ją w łyżce wody. Skąd ta kobieta ma tylu wrogów, zastanawia się czytelnik - przecież jest taka miła i mądra... I to w dodatku wrogów zaciekłych, którym chce się nie tylko plotkować o niej, ale i knuć przeciwko niej dziwaczne intrygi i uparcie prześladować. W zasadzie każda osoba, nawet te, które dopiero co poznaje, jest do niej nieprzyjaźnie nastawiona, co wyraża słownymi – i nie tylko - atakami. Wszystkim tym osobom bardzo zależy, żeby rozbić związek Matyldy, rzekomo w trosce o jej [wiecznie nieobecnego] narzeczonego. Tylko, że jakoś osoby te – rodzina i przyjaciele – nie zastanawiają się nad tym, że tego człowieka tym unieszczęśliwiają? A już najbardziej kuriozalna jest relacja brat – siostra, w której to siostra robi wszystko, żeby zniechęcić kolejne dziewczyny swojego brata, posuwając się do gróźb i czynów karalnych. Po co i dlaczego? W dodatku dorosła osoba, szanowana pani doktor, a nie jakaś nawiedzona nastolatka. Wszyscy oni zresztą zachowują się na jedno kopyto, przepełnieni trudno zrozumiałym zacietrzewieniem i złością, trudno odróżnić jedną postać od drugiej. I trudno na koniec się zorientować kto jest winien problemom Matyldy: zazdrosna siostra Pawła, zazdrosny były Matyldy, zazdrosna była Pawła, zazdrosny przyjaciel? A te dialogi! No nikt tak ze sobą nie rozmawia – zero sensownej rozmowy, same gry słowne i cięte riposty.  Szczytem żenady jest kłótnia dwóch dorosłych kobiet o pluszowego misia z dzieciństwa, gdzie jedna z nich prawie że rzuca się na ziemię i tupie nogami. Że co?? Młodsza siostra Matyldy zachowuje się, jakby zatrzymała się w rozwoju na etapie 12 lat. No nie wiem, dla mnie bardzo to naciągane, nierealistyczne, nieżyciowe jakieś takie. Nie przekonują mnie dorosłe osoby zganiające swoje błędy na poprzednie pokolenia. Gdybym ja miała taką rodzinę i znajomych, rzuciłabym to wszystko w diabły, sprzedała i wyniosła na drugi koniec świata, zrywając wszelkie kontakty. Ale nie święta Matylda, oczywiście – ona nadal grzecznie znosi wszelkie przykrości i ma anielską cierpliwość do swojej siostry z piekła rodem, wyznając filozofię „jest wredna, ale ją kocham”. Tja, tak samo jak bita żona mówi: „bije mnie, ale go kocham” – no patologia. Z toksycznymi ludźmi się nie dyskutuje, nawet jeśli to rodzina. 

No i Okna z widokiem na Weronę. Równia pochyła, brazylijskiej telenoweli ciąg dalszy. Powieść, która nie wnosi kompletnie nic. Ciąg dialogów o niczym, jałowych dysput i sporów, dogryzania sobie, międlenia ciągle tych samych żalów, że Matylda dostała Zawrocie, albo po prostu gadania o d… Maryni. I ciągłe odwiedziny u Matyldy – a jako, że postaci w tej książce jest bez liku, to drzwi się u niej nie zamykają. I tak przez kolejne strony, a książka puchnie… Narzeczony jak zwykle nieobecny, w rozjazdach, bo są ważniejsze sprawy, niż ciężarna dziewczyna… W międzyczasie pojawia się kolejna tajemnica Zawrocia, którą stara się rozwikłać Matylda. Idzie to opornie, bo nikt tu nie mówi niczego wprost – zero konkretów, same zagadki, insynuacje, bądź zasłanianie się innymi, czy odkładanie rozmowy na później. W czytaniu to jest naprawdę trudne do zniesienia, a niektórzy bohaterowie naprawdę męczący, jak wiecznie sfochowana Paula, nienawidząca Matyldy (i chyba wszystkich ludzi dookoła) Emilia, czy zepsuta Karina. Że nie wspomnę o żenujących dialogach Matyldy z niejakim Ignacym. W zasadzie, by poznać rozwiązanie tej historii możnaby zacząć lekturę od 500 strony – wcześniej nie dzieje się nic istotnego.

 

Ile sekretów może mieć jedna rodzina? I dlaczego kobieta będąc w 7 miesiącu ciąży jakoś tak średnio interesuje się swoim stanem i przygotowaniami do przyjścia na świat potomka, a bardziej zajmuje ją grzebanie w przeszłości? Właśnie, bohaterowie tej książki nie idą dalej - tkwią w miejscu, bo ciągle żyją przeszłością, niezaleczonymi traumami, urazami i pretensjami – słusznymi bądź nie - do innych. Nikt w tej rodzinie nie rozmawia ze sobą szczerze i otwarcie, nikt nie stara się dojść do porozumienia i rozwiązać tego węzła gordyjskiego. Problemy zamiata się pod dywan. Matylda jest niczym Joanna D’Arc walcząca sama z tym wszystkim. Prawda jest taka, że mimo przeczytania kilku książek z cyklu, nadal nie wiem jaką osobą tak naprawdę jest Matylda. Dlaczego najwyraźniej przyciąga ona facetów, co oni w niej widzą i dlaczego drażni tak wiele osób, przede wszystkim kobiet? Bo z opowieści Matyldy o samej sobie (powieści pisane są w 1 os.) to nie wynika. Poza kilkoma wzmiankami o tym, że była nieznośna w dzieciństwie, a kiedy dorosła była lekkoduchem. Po tej Matyldzie, jaka objawia się czytelnikowi na kartach powieści jednak tego nie widać. Jest mądra, miła, rozsądna, wyrozumiała, pomocna, a w stosunku do swojej siostruni zachowująca się wręcz jak psychoterapeuta (który usprawiedliwia psychopatę trudnym dzieciństwem). Tymczasem wszyscy zachowują się, jakby Matylda była jakąś herod-babą, która wszystkich ustawia, gdy z powieści wynika, że ta kobieta to cierpiętnica, wiecznie robiąca dobrą minę do złej gry. 


I tak oto z klimatycznej, poetyckiej powieści, jaką było na początku Zawrocie, cykl przeistoczył się w nudną soap operę z pretensjonalnym wątkiem quasi-kryminalnym, rozciągniętą do granic możliwości. Na początku historie rodzinne wciągają, ale w kolejnych tomach jest coraz mniej treści, a coraz więcej niesympatycznych postaci. Widać, że kontynuacje pisane są już na siłę, a wszystko ciągnie się jak flaki w oleju – dość nadmienić, że Matylda jest w ciąży przez 3 tomy (i jeszcze nie urodziła). A najgorsze jest to, że z tego wszystkiego nie płynie żaden głębszy przekaz, żaden morał, nawet taki, że zgoda buduje, niezgoda rujnuje.

 

Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: Matylda
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: współcześnie
Moja ocena: tomy I-III - 4,5/6, VI-V - 5/6, VI-VII - 2/6 
 

Hanna Kowalewska, Tego lata, w Zawrociu, Wyd. Zysk i Ska, 2005

Hanna Kowalewska, Góra śpiących węży, Wyd. Zysk i Ska, 2006

Hanna Kowalewska, Maska Arlekina, Wyd. Zysk i Ska, 2007

Hanna Kowalewska, Inna wersja życia, Wyd. Zysk i Ska, 2010

Hanna Kowalewska, Przelot bocianów, Wyd. Zysk i Ska, 2011

Hanna Kowalewska, Cztery rzęsy nietoperza, Wyd. Literackie, 2016  

Hanna Kowalewska, Okna z widokiem na Weronę, Wyd. Literackie, 2019   


Komentarze

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później