Chcieć mniej
Jestem czytelniczką bloga Katarzyny Kędzierskiej, aczkolwiek do
minimalistki mi daleko. Nie lubię się ograniczać, uważam, że z życia trzeba korzystać, póki można. Paradoksalnie ten temat mnie pociąga, bo
zmęczenie nadmiarem dotyka i mnie. Jednak w minimalizmie nie chodzi to,
żeby robić coś wbrew sobie, umartwiać się, czy robić tak, bo taka jest
moda. Owo chcieć mniej musi przyjść do nas samo. Nie ma sensu deklarować szumnie, że odwykamy od zakupów, kiedy za chwilę wszystkie nasze postanowienia biorą w łeb, bo nie potrafimy się oprzeć kolejnej bluzce, czy torebce. Niestety rezygnacja z nabywania jest trudna, zwłaszcza jeśli kompulsywne zakupy stały się dla nas
sposobem na radzeniem sobie ze stresem. Miotamy się między chęcią
kolejnego zakupu, a pragnieniem dotrzymania obietnicy danej samemu
sobie, by ograniczać kolejne nabytki. Jest to walka z wiatrakami, gdyż
człowiek w swojej psychice ma wbudowaną potrzebę działania, zdobywania, a
nie cieszenia się tym, co już posiada. Już Szekspir pisał: Rzecz zdobyta traci swój urok, istotą rozkoszy jest zdobywanie. Jak piszą psychologowie w książce Najmądrzejszy w pokoju:
Mimo to książka trochę rozczarowuje, bo jest zbyt abstrakcyjna i mało konkretna, jest trochę takim zestawem truizmów, zwłaszcza w pierwszej części. W drugiej bardziej zbliża się z kolei do poradnika, a ja do takich lektur podchodzę jak do jeża. Przyznaję, że niektóre zalecenia przyprawiają mnie nieomal o atak paniki. Za to po przeczytaniu drugiej części uświadomiłam sobie, że mentalnie jestem minimalistką, gdyż w wielu aspektach żyję właśnie tak, jak zaleca to Kędzierska - okazuje się, że minimalizm ma różne oblicza. Niestety, jeśli chodzi o fizyczne gromadzenie rzeczy, to sprawy lubią mi się wymknąć spod kontroli.
Tym, co sprzyja poczuciu szczęście, jest dążenie i czynienie postępów; posiadanie czegoś (cennego dobra materialnego, nagrody lub tytułu) jest tylko marnym substytutem. Ten sam mechanizm psychologiczny lezy u podstawy hedonistycznego kołowrotu. Osiąganie jest przyjemne, ale samo osiągnięcie szybko powszednieje, stapia się z tłem i nie może dodać nam skrzydeł, gdy wypatrujemy nowych celów i nowych obszarów działania.Odwykanie na siłę, bo tak jest modnie, ma też to do siebie, że generuje efekt jojo - przez miesiąc nie kupujemy nic, po czym rzucamy się na zakupy ze zdwojoną siłą. Mam też wrażenie, że do minimalizmu trzeba dorosnąć, bo inaczej łatwo z niego zrobić karykaturę i wpaść z jednej skrajności w drugą. Nie wszyscy to chwytają, Kędzierska tak. Jej teksty są bardzo wyważone i rozsądne. Autorka nie narzuca nikomu swojego stylu życia, a raczej objaśnia pewne kwestie i zachęca do własnych przemyśleń. Nie rozumiem tylko tego, że minimalizm ma być narzędziem, nie filozofią - to co w takim razie jest filozofią życia dla minimalisty?
Mimo to książka trochę rozczarowuje, bo jest zbyt abstrakcyjna i mało konkretna, jest trochę takim zestawem truizmów, zwłaszcza w pierwszej części. W drugiej bardziej zbliża się z kolei do poradnika, a ja do takich lektur podchodzę jak do jeża. Przyznaję, że niektóre zalecenia przyprawiają mnie nieomal o atak paniki. Za to po przeczytaniu drugiej części uświadomiłam sobie, że mentalnie jestem minimalistką, gdyż w wielu aspektach żyję właśnie tak, jak zaleca to Kędzierska - okazuje się, że minimalizm ma różne oblicza. Niestety, jeśli chodzi o fizyczne gromadzenie rzeczy, to sprawy lubią mi się wymknąć spod kontroli.
Tak sobie też myślę, że wszystko pięknie, ładnie, ale to wszystko ma drugą stronę medalu. Chcesz być minimalistą - zalecają poradniki - odgruzuj mieszkanie. Pozbądź się, rozdaj, sprzedaj, wyrzuć. Ponieważ sprzedaż, czy rozdawanie wielu rzeczy jest trudna w realizacji, najprościej jest jednak wyrzucić. Tylko, co z rosnącymi górami śmieci? Ja się pozbędę niechcianych sprzętów, ale one przecież nie znikną. Poza tym, prawda jest taka, że współczesny świat jest napędzany przez konsumpcjonizm. Gospodarka kręci się dzięki kreowaniu potrzeb, dzięki temu, że chcemy więcej.
Te wszystkie firmy małe i duże, zatrudniające miliony pracowników. Co by było gdyby wszyscy ludzie naraz zapragnęli być minimalistami i więcej nie kupować? Konsekwencje chociażby chwilowego zatrzymania gospodarki wskutek pandemii, odczuwamy już wszyscy. I wszyscy tęsknimy do tego, żeby było jak dawniej. Jednocześnie tak, jak dawniej nie może być, bo oddziałuje to w destrukcyjny sposób na środowisko, w jakim żyjemy. Nie wiem jakie jest wyjście z tej sytuacji.(…) nowożytność stoi na straży wzrostu jako najwyższej wartości, dla której powinniśmy być gotowi złożyć każdą ofiarę i podjąć każde ryzyko. (…) Na poziomie jednostkowym jesteśmy pobudzani do ciągłego zwiększania dochodów i podnoszenia standardu życia. Nawet jeśli nasze obecne warunki są dla nas zupełnie zadowalające, powinniśmy pragnąć więcej. Wczorajsze luksusy stają się dzisiejszą koniecznością. Jeśli kiedyś mogliśmy spokojnie mieszkać w trzypokojowym mieszkaniu, mieć jeden samochód i jeden komputer, dziś potrzebujemy domu z pięcioma sypialniami, dwóch samochodów i całego mnóstwa iPodów, tabletów i smartfonów. (Homo deus)
Metryczka:
Gatunek: poradnik
Gatunek: poradnik
Główny bohater: minimalizm
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 304
Moja ocena: 4,5/6
Katarzyna Kędzierska, Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce, Wyd. Znak, 2016
Częściowo rozwiązanie tego problemu podsuwa James Wallman w książce Rzeczozmęczenie. Prezentuje ona szersze podejście do problemu nadmiaru rzeczy, jaki gnębi współczesne społeczeństwa, poczynając od ukazania genezy tego zjawiska, przez wskazanie możliwych rozwiązań, z których tylko jednym jest minimalizm. Tak naprawdę autor jest orędownikiem tzw. eksperientalizmu, czyli gromadzenia przeżyć/doświadczeń zamiast dóbr materialnych. Nie jest to żadne "odkrycie Ameryki", ponieważ psychologowie już dawno zwracali uwagę, że to nie pieniądze i stan posiadania czynią nas szczęśliwymi, ale to, co przeżyliśmy i wspomnienia z tego. Udane wakacje będą nas dłużej cieszyć, niż nowy laptop. Jest całkiem prawdopodobne, że ludzie zmęczeni nadmiarem przedmiotów zaczną szukać ucieczki właśnie w ciekawszym życiu, ale wizja zaprezentowana przez Wallmana wydaje mi się raz, że za bardzo nachalna, a dwa, zbyt utopijna. Kojarzy mi się ona z wizjami szczęśliwości i dobrobytu, jakie z pewnością roztaczano przed naszymi rodzicami, że w przyszłości, dzięki tym wszystkim cudownym urządzeniom nie będą musieli tyle pracować i będą mogli cieszyć się życiem. Guzik z tego wyniknął, bo dziś pracujemy jak szaleni, żeby zarobić na to wszystko, co koniecznie musimy mieć, jak wmawiają nam reklamy. Zatem nie wierzę, że przyszłość będzie taka różowa. Już korporacje rządzące tym światem się o to zatroszczą. Rządom również nie jest na rękę ograniczanie galopującego konsumpcjonizmu. Poza tym, również w eksperientalizmie można wpaść w pułapkę uciążliwej walki o status, na co zresztą Wallman zwraca uwagę. Przechwałki o tym, gdzie się nie było i co ciekawego się robiło trzeba przecież koniecznie zamieścić w mediach społecznościowych. Media już podchwyciły temat i tworzą presję na życie wypełnione sportem, podróżami, czy możliwie najoryginalniejszym hobby. Zatem wyznacznikiem statusu stają się doświadczenia, a nie stan posiadania, ale czy naprawdę to zmienia tak wiele? Nie, dopóki będziemy tkwić w tym kołowrotku - co więcej, by prowadzić fajne życie, wypełnione ciekawymi doświadczeniami, o których potem będziemy pisać na Fejsie, też przydałyby się pieniądze... Zatem, wydaje mi się, że rozwiązaniem jest nie przerzucenie się z jednego modelu życia na inny, ale wyłączenie się z tego wyścigu szczurów, zmiana systemu wartości i życie w zgodzie ze swoimi potrzebami, a nie tym, co narzucają nami inni.
Inny problem to ten, że zmiany opisywane przez autora, jakie już się dokonują: że ludzie kupują mniej, przenoszą się do miast, gdzie mają mniej miejsca na gromadzenie przedmiotów, dotyczą w głównej mierze rozwiniętych i nasyconych materialnie społeczeństw USA i Zachodniej Europy. Teoretycznie Polska również zalicza się już do krajów bogatych (tak!), a mimo to u nas ten trend jeszcze jest słaby - my nadal jesteśmy na etapie gromadzenia dóbr, a nie ich wyzbywania się, czy dzielenia z innymi. Przy tego typu propozycjach dotyczących ograniczania konsumpcjonizmu pojawiają się zarzuty, że przecież jest u nas tyle osób, których nie stać na kupowanie - i że one też chciałyby mieć szansę zgromadzenia wymarzonych dóbr, a nie ograniczania się dlatego, że pouczają ich o tym bogatsi, którzy już mają wszystko. Dopiero co czytałam rozważania na temat konsumpcjonizmu u Joanny Glogazy - a pod nimi komentarze w tym stylu, wskazujące na niezrozumienie tematu i zarzucające w dodatku autorce brak empatii w stosunku do osób uboższych. To pokazuje jak bardzo tkwimy w uliczce błędnego myślenia. Bo nadmierne kupowanie nie dotyczy tylko kupowania drogich rzeczy, ale także tanich kosmetyków z Rossmana, czy biedronkowego jedzenia. Ludzie zarabiający mało też konsumują - tylko, że konsumują tanie rzeczy. A to dotyczy, założę się, że 90% polskiego społeczeństwa. Po drugie, dlaczego ta część społeczeństwa, która z jakiegoś powodu nie jest jeszcze dotknięta konsumpcjonizmem nie chce uczyć się na błędach innych i uniknąć ich problemów - tylko chce je powtarzać? Przecież lepiej zapobiegać, niż leczyć.
Rzeczozmęczenie to ciekawa pozycja, napisana bardzo przystępnym językiem, mogąca przemawiać szczególnie do tych, którzy są dopiero na początku swoich przemyśleń związanych z nadmiernym konsumpcjonizmem. Pod koniec jednak autor zjada swój ogon, bo mocno się powtarza.
Metryczka:
Gatunek: psychologia/poradnik
Gatunek: psychologia/poradnik
Główny bohater: rzeczozmęczenie, konsumpcjonizm
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 368
Moja ocena: 4,5/6
Komentarze
Prześlij komentarz