"Usatysfakcjonowana". Nie wiem, czy to dobre słowo na określenie moich
wrażeń po przeczytaniu tej powieści. Owszem, kryminał jest przedni,
autor kreuje mroczną sprawę i dba o napięcie oraz wartką akcję. Inna
sprawa, czy ta intryga - jest logiczna - a moim zdaniem średnio jest.
Piętno kojarzyło mi się z kryminałami Mroza, gdzie wartka akcja i
suspens stoją na pierwszym miejscu, a czy to ma sens, to już mniej ważne. Byle się
działo. W dodatku dość szybko zorientowałam się, kim jest morderca,
tylko myślałam, że będzie to jakoś logiczniej przedstawione. Tymczasem po dotarciu do ostatnich stron, skonstatowałam, że
postać sprawcy i jego czyny (w kontekście tego, kim był) są dla mnie kompletnie niewiarygodne.
Jednak największe zastrzeżenia mam do niezwykle okrutnych morderstw, których opisy ze szczegółami serwuje nam autor. Już patrząc na okładkę miałam
przeczucie, że tak będzie i dlatego długo się wzbraniałam się przed tą
lekturą. W końcu uległam pozytywnym recenzjom i okazało się, że
przeczucie mnie nie myliło. A ja naprawdę już nie mam ochoty czytać z
detalami o tym, jak jeden człowiek szlachtuje drugiego i wypruwa mu
flaki - nie wiem też, co sobie myśli pisarz wymyślając takie makabreski. Nie wiem, może że, aby
zainteresować czytelnika, trzeba coraz mocniej, brutalniej, bardziej
drastycznie? Nie wspomnę o wątku pedofili, jakże modnym - również bardzo drastycznie
(i dość tendencyjnie) przedstawionym. Dlatego "usatysfakcjonowana" raczej nie jestem, raczej
zszokowana i trochę zasmucona.
O ile Piętno to całkiem sprawny kryminał, tylko zbyt brutalny jak dla mnie, to po Sforze spodziewałam się czegoś lepszego, ciekawszego, bo z dodatkiem elementu nadnaturalnego. I będę tu niestety w opozycji do tak wielu entuzjastycznych recenzji, bo dla mnie OMG, bzdura bzdurę tu pogania. Zielona Góra jest wylęgarnią potworów
wszelkiej maści. Zaraz po zakończeniu śledztwa w sprawie jednego, pojawia się następny. Już nawet nie zwykły psychopata, ale musi to być wilkołak,
kanibal, albo jakiś inny Frankenstein. Nie wiem w ogóle jak ludzie w tym
mieście mogą normalnie żyć i spokojnie spać, mając za płotem coś takiego. Wilki grasujące w
okolicznych lasach i rzucające się na ludzi. Zapuszczone chaty, w których czai
się ZŁO. Niczym w XVIII wieku, w bajkach braci Grimm. Zima też jakaś taka mało
współczesna – bo kiedy ostatnio były takie śniegi i mrozy, zwłaszcza w
zachodniej Polsce? A wszyscy księża i zakonnice to pedofile i mordercy - jak
nie jestem fanką Kościoła katolickiego, ale to, co wypisuje Piotrowski to już
jest gruba przesada - już w Piętnie to było przejaskrawione, w Sforze autor dalej w to brnie, wywodząc wszelkie zbrodnie z jednego źródła. Aha, i jeszcze stróż prawa, który też okazuje się mordercą
i psychopatą (ale dlaczego popełnia te zbrodnie, to już wyjaśnione nie jest). Poza tym niepotrzebne,
nieprzemyślane, bądź niedokończone wątki. Jak ten z prokuratorem Lisem vel
Kwiczołem - po co w zasadzie w tej (i poprzedniej) książce wątek jest, to nie
wiem, bo nie wnosi on nic. Niepotrzebne postaci np. pani profiler, rzekomo
genialna (niczym Sasza Zaruska), tyle, że jej wnioski w ogóle w śledztwach nie
pomagają. A po co wątek o sforze wilków, poza tym, że ma chyba tylko dodać
grozy, a jest po prostu nierealistyczny. Wilki nie zachowują się w ten sposób
(chyba że w bajkach), a poza tym są w Polsce pod ochroną, czego też w książce
nikt nie bierze pod uwagę, bo wszyscy chcą je po prostu odstrzelić. Wisienką na torcie są zażyłe relacje Brudnego z bratem, o istnieniu którego jeszcze miesiąc temu nic nie wiedział, a teraz panowie zachowują się, jakby faktycznie znali się całe życie.
O dzielnym komisarzu Brudnym, którego wszelkie zło się nie
ima, niczym Van Helsinga, zmilczę…
Fikcja literacka fikcją, ale brak jakichkolwiek znamion
prawdopodobieństwa sprawił, że mimo starań, jakie dokłada autor (ciemny las,
opuszczone siedziby ludzkie, odgryzione kończyny), podczas czytania Sfory nie
przeszedł mnie nawet dreszczyk niepokoju, o strachu nie wspominając. Więcej emocji wywołuje u mnie Czerwony
Kapturek. W Piętnie przynajmniej była
wartka akcja, w Sforze akcja w ogóle
mnie nie wciągnęła, narrator gada i gada, opowiada o tym, jacy wspaniali są nasi bohaterowie, powtarza się, bije pianę - do tego
stopnia, że w połowie książki sięgnęłam po pozycję o mitach żywieniowych, co by
się nieco rozbudzić. Co ciekawe, od mniej więcej połowy, staje się jasne, kto
zabija, a zatem kryminał bardziej przeistacza się w książkę akcji. Teoretycznie,
bo jak na akcję, to strasznie się to wszystko snuje.
W kolejnej części autor pewnie weźmie na tapet wampiry, ale
ja już podziękuję.
Metryczka:
Gatunek: kryminał
Główny bohater: Igor Brudny
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 464/536
Moja ocena: 3,5/6 (Piętno), 2/6 (Sfora)
Przemysław Piotrowski, Piętno/Sfora, Wyd. Czarna owca, 2020
Komentarze
Prześlij komentarz