Święte słowo
Statystyki czytelnicze są alarmujące. Zewsząd słyszymy –
zwłaszcza w naszym kraju – że coraz mniej ludzi sięga po literaturę, zamiast
tego wybierając siedzenie przed ekranami telewizorów, smartfonów, czy
komputerów. Książki stają się przeżytkiem. Prognozowane reperkusje tego są
daleko idące: wtórny analfabetyzm, brak kreatywności, czy empatii, a nawet
zachowania ze spectrum autyzmu. Jednym zdaniem społeczeństwo bez czytania
głupieje. Tymczasem autorka Świętego słowa
wychodzi z tezą wręcz przeciwną: narodziny słowa pisanego spowodowały
zniewolenie społeczeństwa. Pierwsze zapiski dotyczyły zapewne porachowania
liczby niewolników, tudzież liczby płaconych przez ludzi podatków. Nie jest to idea nowa: już starożytni przecież lamentowali, że
zapisywanie opowieści spowoduje ich zanik w zbiorowej świadomości, bo ludzie
nie będą już ich pamiętać, nie będą potrafili też myśleć - jest tu oczywisty ukłon w stronę Sokratesa. Teraz jednak, wraz erą cyfrową
nadchodzi kres tego zniewolenia – pismo zniknie, nie trzeba będzie się już
uczyć czytać i pisać. Czy warto o to walczyć? Czy faktycznie świat analfabetów
był kiedyś lepszy, niż świat po wynalezieniu słowa pisanego? Do refleksji. Bo
jak wyglądałoby moje życie bez książek, tego szczerze nie umiem sobie
wyobrazić. Myślę, że dla książkoholików taka perspektywa byłaby straszna.
Jednak autorce coś nie wyszło, bo te rozważania, o których mowa powyżej stanowią
tylko margines tej powieści. Zapowiadana
dystopia o kresie cywilizacji jaką znamy, zamieniła się w powieść
psychologiczną o dysfunkcyjnej, patchworkowej rodzinie. Mamy tu przybrane
rodzeństwo, z którego jedna osoba cierpi na dysleksję, a druga, wręcz
przeciwnie – na hiperleksję (o ile coś takiego w ogóle istnieje). Jest sporo o przeszłości Eddy i Einara, o ich
nietypowej historii rodzinnej, trochę mniej o poszukiwaniu Eddy w Nowym Jorku,
dokąd pojechała, pragnąć w tajemniczy sposób zerwać ze swoim życiem. Za mało o
tym, co ją skłoniło to tak radykalnych kroków, jakie podjęła, a wreszcie
zdecydowanie za mało o temacie powieści, który w notce wydawniczej znajduje się
na pierwszej pozycji. Niezła powieść
obyczajowa, z oryginalnym zamysłem, nieco może nawet udziwniona, jednak po
lekturze zostało mi poczucie niedosytu oraz wrażenie, że autorka gdzieś zgubiła
myśl przewodnią, bo chyba chciała uchwycić zbyt wiele srok za ogon.
Metryczka:
Gatunek: beletrystyka
Gatunek: beletrystyka
Główny bohater: Edda i Einar
Miejsce akcji: Islandia
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 330
Moja ocena: 4/6
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń