Wygląda na to, że rok 2015 będzie rokiem wyzwań. Nie wiem czy życiowych, ale na pewno czytelniczych. Od powyższych w różnych konstelacjach i konfiguracjach aż się na blogach zaroiło: 12 książek na rok, 26 książek, 52 książki... Kiedyś wyzwania polegały na zachęcaniu po sięganie po pozycje, po które byśmy być może nie sięgnęli w normalnych okolicznościach: czytamy klasykę, czytamy książki historyczne, czytamy literaturę faktu, z półki, itp. Dziś popularne są wyzwania z coraz dziwniejszymi kategoriami doboru lektury, takimi jak: "książka napisana przez autora mającego takie same inicjały, jak Ty", "książka, której bohater ma imię na tę samą literę, co ja" (sic!), "w tytule jest gatunek ptaka", "książka mająca więcej niż 215 stron" (czemu akurat 215? - poza tym co to za osiągnięcie - przeczytanie takiej cienizny?), książka mająca kiepskie recenzje (ale po co???), etc. Chyba to przyszło do nas (jak większość rzeczy) z Zachodu. Jestem jak zwykle głosem rozsądku i pytam czemu to ma służyć? Rozumiem, że to zabawa, ale jednocześnie wszystkie te zabawy chyba ilość przedkładają nad jakość. Zakładają, że czytamy na wyścigi, nie ważne co i niekoniecznie dobre książki, lecz książki, które wpasowują się w jakieś dziwaczne kategorie i nabijają nam licznik przeczytanych pozycji. Najdziwniejsze tego typu wyzwanie to moim zdaniem "Przeczytam tyle, ile mam wzrostu". Coraz więcej jest też statystyk, podsumowań i planów. Ujmowania wszystkiego w listy, tabelki i wykresy. Ja pasuję. Nie bardzo widzę sensu robienia tego, jeśli czytanie ma pozostać moim hobby i przyjemnością, a nie zamienić się w obowiązek (muszę przeczytać to i to).

Sama biorę od zeszłego roku w trzech wyzwaniach i przy nich pozostanę. Wyzwanie Grunt to okładka  też jest czystą zabawą, bo chodzi przecież o wybór książki według okładki, ale ułatwia mi ono po prostu dobór książek z mojej długaśnej listy do przeczytania i dlatego tak je lubię - w zeszłym roku dokładnie połowę przeczytanych przeze mnie lektur zaliczyłam właśnie do tego wyzwania.

Inną zabawą, która nie bardzo mnie kręci są listy wszelakie. Na przykład ostatnio "10 najważniejszych książek życia" albo nowa wersja „30 dni z książką”. Układanie list ulubionych książek, tudzież książek, które koniecznie trzeba przeczytać (np. setka BBC) wywołuje nieodmiennie entuzjazm czytelników i blogerów, tylko nie mój. Nie przepadam za takim typowaniem i raczej unikam. Zrobiłam taką listę raz, czy dwa i wystarczy. Czemu? Po pierwsze naprawdę mam z tym kłopot. Jak wybrać 10 książek spośród 1000? Jaką aktualność będzie miała taka lista, skoro czytam ciągle i w każdej chwili może mnie coś zachwycić? A czym różni się zestawienie "najważniejszych książek życia" od najbardziej ulubionych? - dla mnie to to samo. Książki, które "trzeba przeczytać" - czy w ogóle warto się przywiązywać do takich list - przecież każdy ma swoje preferencje i żadnego przymusu (poza szkolnym) jeśli chodzi o lektury nie ma. Nikt nas z tego nie rozlicza, nie przepytuje, nie wymaga. Po drugie niektóre pytania są naprawdę dziwaczne i zbyt egzaltowane. Przykłady: "książka, która cię uszczęśliwia" albo "bohater literacki, w którym kochasz się na zabój". No litości, uwielbiam czytać, ale książka to tylko fikcyjna historia i nie wywołuje ona we mnie aż tak silnych emocji jak miłość, czy nienawiść. Umiem również odróżniać fikcję od rzeczywistości, więc w postaciach literackich się nie zakochuję. Po trzecie z takimi łańcuszkami jest chyba tak, jak z selfies: bardziej bawią autora, niż ewentualnych odbiorców. Innymi słowy: zabawa w zestawienie ulubionych lektur byłaby pewnie ciekawsza dla mnie samej, niż dla czytelników bloga.

Tymczasem okazuje się, że moda na czytanie i wyzwania czytelnicze dosięgnęła już nawet celebrytów. Oto Mark Zuckerberg zadeklarował, że będzie czytał co najmniej dwie książki na miesiąc, ponieważ czytanie książek jest bardzo satysfakcjonujące intelektualnie. Książki pozwalają w pełni zbadać temat i zagłębić się w nim bardziej niż w przypadku większości dzisiejszych mediów. Twórca Facebooka założył oczywiście na swoim portalu stronę A Year of Books, na której omawiane będą wszystkie przeczytane przez niego pozycje. Pierwsza z nich - The End of Power autorstwa Moisésa Naíma, znalazła się dzięki temu na liście bestsellerów Amazonu - jej sprzedaż w ciągu tygodnia wzrosła o 775%! To się nazywa promocja książki i czytelnictwa! W odróżnieniu od wyżej cytowanych zabawnych wyzwań, można zakładać, że Zuckerberg (lub raczej sztab jego PR-owców) będzie wybierać lektury rzeczywiście warte poznania, najpewniej z punktu widzenia biznesu i samorozwoju. Sama jestem ciekawa co to będą za pozycje. A co Wy na to? Będziecie śledzić stronę Zuckerberga? Myślicie, że przyczyni się do wzrostu czytelnictwa wśród młodych ludzi, wielbicieli nowoczesnych technologii, i tych wszystkich, którzy do tej pory deklarowali, że na czytanie nie mają czasu?

Komentarze

  1. Niezmiernie cieszę się, że nadal wyrażasz ochotę na udział w wyzwaniu "Grunt to okładka". Ja bardzo ograniczyłam swój udział w wyzwaniach w tym roku. Coraz to nowe pojawiające się wyzwania kuszą mnie, ale aktualnie pragnę pozostać bardziej wolna, jeśli chodzi o kwestie książkowe. Co prawda, nie potrafiłam zrezygnować z wyzwania "Polacy to gęsi" oraz "Pod hasłem", którym jestem nadal wierna, ale większość wyzwań opuściłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś bardzo lubiłam wyzwania i chętnie w nich uczestniczyłam. Po pewnym czasie bardzo znużyło mnie takie czytanie pod dyktando i całkiem z tego zrezygnowałam. W tym roku uczestniczę tylko w dwóch - 12 książek, które sama wybrałam i bukowe wyzwanie, które przeglądnęłam i okazało się całkiem sensowne (bez bzdurek typu" "książka napisana przez autora mającego takie same inicjały, jak Ty").

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam lubie wyzwania, choc zazwyczaj nie biore w nich udziału. W zeszłym roku próbowałam dołączyc do wyzwania, gdzie lektury dobierało sie po słowa klucze. Myślałam, ze pozwoli mi to troche urozmaicić liste lektur, ale okazało się, ze na dodatkowe ksiązki czasu brak. Z innych rezygnuję świadomie, bo takie na przykład "Czytamy fantastykę" nic by mi nie wniosło, skoro większość książek, które czytam nawet bez wyzwania to i tak fantastyka. Teraz mam nadzieję, że uda mi sie przeczytac przynajmniej te 12 ksiązek...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyzwanie 12 książek na 2015 rok nie jest wyzwaniem na wyścigi, ba trzeba czytać jedną książkę miesięcznie, wybraną z książek, które nam już od dłuższego czasu zalegają na półkach, a trafiły tam bo kiedyś przecyztać je bardzo chcieliśmy. Chciałam uściślić to, bo jako pomysłodawczyni wyzwania nie chciałabym być wrzucana do jednego worka z innymi wyzwaniami. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja lubię wyzwania, natomiast wybieram je - z pośród kilkudziesięciu jakie istnieją - uważnie. Na mnie to działa. Motywuje do sięgania po książki, które normalnie pominęłabym. Nawet kiepskie książki dają mi radość z czytania - przecież, aby wypowiadać się o czymkolwiek dobrze wiedzieć o czym się mówi (np. Grey). Poza tym wyzwania to tylko zabawa i nie jesteś niczym przymuszony do brania udziału. Jeśli nawet się zdeklarujesz i polegniesz... to nic :)
    W tam tym roku z 12 wyzwań ukończyłam 11. W tym stawiam na 9 wyzwań, które mnie zainteresowały :) m.in. Grunt to okładka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę, że to wszystko o czym piszesz, zależy od charakteru czytelnika. Twoje argumenty są racjonalne i z pewnością masz rację w tym temacie. Myślę (mylę się?), że jesteś dość poukładaną, rozsądną i przede wszystkim inteligentną (tu na pewno się nie mylę) osobą. Ja natomiast jestem chodzącym chaosem i muszę przyznać, że zrezygnowałam z tych wyzwań, które się tobie podobają najbardziej (i są, obiektywnie rzecz ujmując, najbardziej wartościowe) dlatego, że mnie okropnie nudziły. Cały czas to samo. Cały rok ta sama "wytyczna". Natomiast wyzwanie z listami daje mi trochę różnorodności, zabawy z czytaniem. Potrzebuję tego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, wyzwania to zabawa, nie wszystko przecież musi być racjonalne. Przecież dobieranie książek po okładce też takie nie jest. Wydaje mi się, że takie zabawy to też może być odpowiedź na problemy z wyborem, z zalewającymi nas nowościami, atrakcjami, uporządkowaniem tego chaosu...

      Usuń
  7. Wyzwania powodują, że się strasznie spinam, że koniecznie muszę zdążyć itp. Ale czasem warto. Natomiast lubię bardzo konfrontować swoją znajomość lektur z listami wszelkiej maści.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja biorę udział tylko w jednej zabawie, czyli wyzwaniu muzycznym u Madziusi z Pożeracza słów, ale wymyślam sama dla siebie zabawy na ten rok, żeby zmobilizować się do czytania swoich książek z półki. Mam tego tyle, że sytuacja zaczęła mnie przerastać, dlatego muszę sobie wszystko jakoś poukładać, żeby się ogarnąć :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później