Korona śniegu i krwi

Postanowiłam sobie, że dosyć w końcu odkładania co lepszych lektur na "później"- w ten sposób może się okazać, że nigdy ich nie przeczytam. Właśnie dlatego zabrałam się nareszcie za powszechnie wychwalaną Koronę śniegu i krwi. Poza tym po rozczarowaniu czytaną niedawno Grą w kości zaniepokoiłam się, że być może Korona też nie sprosta moim oczekiwaniom, nadmuchanym przez tyle entuzjastycznych recenzji... 

Nie wiem, czy jest jeszcze coś, co o tej książce NIE zostało napisane. Elżbieta Cherezińska opowiada o zamierzchłych średniowiecznych czasach. O Polsce Piastów, z czasów rozbicia dzielnicowego. Faktycznie nie jest to okres w polskiej historii zbyt popularny, zapewne dlatego, że jest zbyt zagmatwany. Mnogość księstw i księstewek, rodów roszczących sobie prawa do władzy i walczących o nią nie tylko ze sobą, ale również z sąsiadami realizującymi na ich ziemiach swoje interesy: Krzyżakami, Brandenburczykami, Czechami, etc. Także książę,  a potem król, Przemysław, który jest centralną postacią powieści, jest postacią wręcz zapomnianą - przynajmniej w konfrontacji z takimi władcami, jak Bolesław Chrobry, Bolesław Śmiały, czy - późniejszy monarcha - Władysław Łokietek. Nasza pisarka na pewno wykonała ogromną pracę, by dotrzeć do źródeł historycznych, wyciągnąć z nich fakty, wypełnić luki i ubrać to wszystko w spójną opowieść, i to jeszcze taką, która porywa czytelnika. Trzeba bowiem przyznać, że w podręcznikach historii próżno szukać co bardziej pikantnych szczegółów, dzięki którym nasze dzieje stają się nie tylko zestawem faktów do wykucia, ale fascynującą opowieścią o ludziach z krwi i kości, mających własne ambicje, marzenia i namiętności. Nie daj Boże zjazd Piastowski. Cherezińska opowiada o porwaniach, zdradach, romansach (ale także popularnym wówczas życiu w czystości), otruciach, kościelnych klątwach, intrygach i spiskach, wzajemnej rywalizacji piastowskich rodów. Wszystko to na naszej ziemi. W centrum wydarzeń postawiona zostaje Wielkopolska, zwana Starszą Polską. To jej księciem jest Przemysław, dążący do zjednoczenia dzielnic, postrzeganego jako "piastowska klątwa". Dla mnie szczególnie interesujące było jednak czytanie o losach ziem śląskich i przekonywanie się, iż tak naprawdę nigdy one do Polski nie należały... Dodatkowo powieść okraszona jest legendami arturiańskimi oraz elementami magii, nadającymi Koronie lekki posmak książki fantasy - wszak to średniowiecze, będące inspiracją tego gatunku. Ciekawy zabieg, choć mnie akurat niespecjalnie  przekonał - trudno mi było traktować to poważnie w konfrontacji z tym, że większość książki wypełniona była jednak treścią opartą na faktach historycznych. Niewątpliwie ciekawym (i niewykorzystanym) wątkiem jest też kwestia wiary pogańskiej i jej ścierania się z ciągle nieugruntowanym na ziemiach słowiańskich chrześcijaństwem. A najbardziej ujęła mnie opowieść o świątobliwej małopolskiej parze: Bolesławie i Kindze, przedstawiona w prawie baśniowy sposób.

Korona śniegu i krwi stanowi doskonałą beletrystyczną propozycję, będącą dla polskiej historii prawdopodobnie tym, czym są liczne powieści historyczne obecne w literaturze angielskiej, czy francuskiej. W przeciwieństwie do Gry w kości, polityka (choć nadal dominuje) została tutaj ładnie obudowana w fikcję literacką, przy czym autorka zdecydowanie skupia się na akcji, a nie na nakreśleniu tła historycznego, co powoduje, że trochę brakuje takiej atmosfery autentycznego (a nie fantastycznego) średniowiecza. Jeśli jednak ktoś nie jest za pan brat z historią średniowiecza (a powiedzmy sobie szczerze, ile osób jest?), to może się w Koronie nieźle pogubić. Moim zdaniem  fabuła Korony jest nazbyt rozdrobniona: autorka chce opowiedzieć o zbyt wielu postaciach naraz; natłok bohaterów i ciągle przeskoki między nimi (czasem by opowiedzieć coś zupełnie nieistotnego, a czasem mało jasnego dla czytelnika) wprowadzają zamęt oraz takie poczucie, że jest tego za dużo, za szybko, a przez to zbyt powierzchownie. Z tego powodu losami protagonistów trudno szczególnie się przejmować, zwłaszcza, że autorka rzadko ukazuje ich wewnętrzne dramaty. Szkoda potencjału postaci kobiecych, które są, owszem, ale zdecydowanie tylko tłem dla swoich mężczyzn. Czasami Cherezińska stosuje retrospekcje, przywołując wspomnienia o przodkach bohaterów lub dawnych wydarzeniach i wtedy już zupełnie się wszystko kotłuje.  Poszczególne wątki nie zawsze ze sobą zgrabnie się łączą, a niektóre pisarce umykają - są jak nici, które gdzieś zostały uchwycone, ale potem, wypuszczone, uleciały z wiatrem. W życiu nie zawsze wszystko ma swoje zakończenie (takie, jakiego byśmy sobie życzyli), czasem coś umiera "śmiercią naturalną" - lecz w książce raczej powinno się stosować zasadę, że "wszystko jest po coś". Jeśli w pierwszej scenie pojawia się pistolet, to po, by on wypalił, a nie byśmy o nim zapomnieli. Tymczasem u Cherezińskiej to nie do końca działa. Pewnie odzwierciedla to chaos rozbicia dzielnicowego, ale wolałabym, by w książce było mniej postaci (skoro i tak głównym bohaterem jest Przemysł) oraz mniej równoległych wątków i by jeden z nich wyraźniej dominował, bo przez dłuższy czas zastanawiałam się, do czego to wszystko zmierza. Nie zawsze wiedziałam dlaczego coś się dzieje, a niektórych wydarzeń autorka wcale nie objaśnia w wystarczający sposób i trzeba sobie sięgnąć do źródeł historycznych, by dowiedzieć się, o co chodzi (np. pisarka bardzo kiepsko pociągnęła motyw pierwszej żony Przemysła i jej tajemniczej śmierci). Moim zdaniem powieść przez swoje przeładowanie ma słabo zaznaczoną myśl przewodnią: staje się ona jasna dopiero w końcówce. Nie przypominam sobie by w książce wyraźnie wyartykułowano to, co znajduje się w opisie wydawcy - a na pewno nie kojarzę żadnego pierścienia.  

Tak, Korona mi się podobała, jako niezłe czytadło historyczne, ale znowu bez przesady - Droga północna ujęła mnie znacznie bardziej, a na pewno Korona nie dorównuje Grze o tron, choć nawiązania są wyraźnie widoczne.

Metryczka:
Gatunek: powieść historyczna
Główny bohater: Przemysław II oraz Piastowie
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: XIII wiek
Moja ocena: 4,5/6

Elżbieta Cherezińska, Korona śniegu i krwi, Wyd. Zysk i S-ka, 2012 

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska (768 str.) oraz Grunt to okładka

Komentarze

  1. Akurat dziś czytałam wywiad z Cherezińską, która przyznaje, że wielu czytelników narzekało, że gubi się w natłoku dat, wydarzeń, postaci i przyznaje, że w "Niewidzialnej koronie" starała się tego unikać. http://e.czaskultury.pl/czytanka/rozmowy/1813-mysle-obrazami-pisze-skalpelem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy, jak to będzie z Niewidzialną koroną

      Usuń
  2. Jestem (prawie) bezkrytyczna jeśli chodzi o Koronę śniegu i krwi. Zachwyt przesłonił mi wszystkie wady ;) Co do jednego się zgadzam, Grze o tron jednak nie dorównuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czytałam tę książkę z wypiekami na twarzy i z żalem przewróciłam ostatnią kartkę. Przymknęłam oko na niedokończone wątki, bo tak sobie wykoncypowałam, że w następnym tomie autorka dalej je pociągnie. Nie mogę się doczekać przeczytania "Niewidzialnej korony"!

    OdpowiedzUsuń
  4. ZAPRASZAM NA KONKURS!!!
    http://monweg.blog.onet.pl/2015/01/22/robie-konkurs-bo-moge/

    OdpowiedzUsuń
  5. "Koronę..." czytałam już bardzo dawno temu, więc nie wszystko dobrze pamiętam, ale to jedna z moich ulubionych książek Cherezińskiej, byłam nią wręcz zachwycona. (Za najlepszą w ogóle uważam "Halderd"). Oczywiście to literatura popularna, ale wysokiej próby. Niestety kolejne książki Cherezińskiej już nie są tak dobre. Autorka chyba padła ofiarą swojego sukcesu i konieczności produkowania nowej książki co roku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też najbardziej podobała mi się Halderd z Drogi Północnej

      Usuń
  6. Trudno się nie zgodzić z Twoimi uwagami - ilość wątków, brak dobrze zaznaczonej linii przewodniej, itd. Jednak mnie książka zachwyciła, może też dlatego, że lubię średniowiecze z jego tajemnicami i niedopowiedzeniami.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później