Zwaśnieni monarchowie
W stuletnią rocznicę wybuchu pierwszej wojny światowej, Wydawnictwo Literackie wznowiło znakomitą książkę Theo Aronsona Zwaśnieni monarchowie. Sto lat temu Europa była kontynentem monarchii, a osobistości zasiadające na tronach, od Wielkiej Brytanii po Rosję, stanowiły w zasadzie jedną wielką rodzinę, wywodzącą się w dużej mierze z niemieckiej dynastii Koburgów (tej samej, która panuje w Wielkiej Brytanii do dziś, tylko że pod zmienionym na Windsor nazwiskiem). Bracia, siostry, kuzynowie, szwagrowie, teściowie i zięciowie. Śluby i pogrzeby, święta i wakacje stanowiły okazję do spotkań tej europejskiej śmietanki. Wydawałoby się, że taka ilość rodzinnych powiązań gwarantuje pokój w Europie, tymczasem stało się inaczej.
Cesarz Wilhelm II (wnuk królowej Wiktorii) był znanym ze swoich militarystycznych zamiłowań pyszałkiem. Lubił odziewać się w mundury i wygłaszać płomienne przemówienia - niczym parodystyczny Brutus z filmu Asterix i Obelix na olimpiadzie. Wydawało się, że to on najbardziej pragnął wojny. Prywatnie jednak Wilhelm wcale nie był tak butny, ale raczej nieśmiały - i o ironio - pokojowo nastawiony. Wolał parady niż bitwy, chciał zwyciężać bez konieczności wdawania się w walkę. Jego kuzyn, król brytyjski Jerzy V nie był wykształcony, a królewskie horyzonty ograniczały się zdecydowanie do własnego kraju - był Brytyjczykiem, a nie Europejczykiem. Car Rosji, Mikołaj II nie potrafił podejmować decyzji i dlatego uzależnił się od swojej małżonki, będącej z kolei pod wpływem "rozpustnego starca" Rasputina. Cesarz Franciszek Józef był z kolei starcem, rządzącym Cesarstwem Austro-Węgierskim siłą wieloletniej inercji, biurokratą i reakcjonistą. Młodym państwem włoskim władał natomiast niepozorny Wiktor Emmanuel II, lawirujący tak, by przyłączyć się do najbardziej korzystnego dla Włoch sojuszu. Do tych głównych graczy na europejskiej arenie Aronson dorzuca władców pomniejszych państw: Belgii oraz - będących języczkiem u wagi - młodych państw bałkańskich. Przedstawia ich od strony prywatnej, jako ludzi uwikłanych często w konflikt między własnym charakterem i preferencjami, a tym, czego wymagały od nich obowiązki monarchów. Wielu władców bardziej od splendorów panowania ceniło sobie domowe pielesze i nie każdy nich nadawał się do tego, by zasiadać na tronie. Nie każdy cechował się przymiotami ciała i umysłu godnymi króla, co nie zmienia faktu, że wszyscy oni czuli się namaszczeni przez Boga oraz przekonani byli o swojej wyższości nad innymi ludźmi. Jak to się stało, że ci łagodni monarchowie rozpętali tak krwawą i samobójczą
awanturę, która rozbiła w proch cały ich ówczesny porządek świata? Jak
mogli w ogóle wysyłać przeciwko sobie wojska? Jak wyglądała wojna z ich perspektywy?
Postaci królów i ich małżonek nakreślone przez Aronsona są malownicze, bardzo ludzkie, a szczególnie ciepło i pozytywnie wypowiada się pisarz o dzielnym belgijskim królu, Albercie I. Poza sylwetkami władców Aronson opisuje mechanizmy obecne w XX-wiecznej polityce i ruchy, jakie doprowadziły do wybuchu wojny. Wbrew monarchom w zasadzie. Według Aronsona monarchowie u progu I wojny światowej byli raczej tylko marionetkami, reprezentantami swoich krajów, niż władcami mającymi rzeczywisty wpływ na politykę. Na początku XX wieku w większości państw europejskich panowała już bowiem monarchia konstytucyjna, a zatem królowie musieli liczyć się z głosem rządów i mieli niewielkie możliwości samodzielnego decydowania o losach swojego kraju. Największymi prerogatywami dysponował car Rosji, jednak jak to się skończyło - wszyscy wiemy. Zatem to nie monarchowie byli zwaśnieni, a ich narody...
Tak w zasadzie po przeczytaniu Zwaśnionych monarchów nie uzyskamy jednoznacznej odpowiedzi na pytanie dlaczego I wojna światowa różniła się tak bardzo od poprzednich - lokalnych - konfliktów i dlaczego porządek monarchiczny upadł. Rewolucje przecież wybuchały już przedtem nie raz, lecz rzadko kiedy doprowadzały do tak diametralnych i długotrwałych przemian. Chyba po prostu ludzie byli zmęczeni rządami absolutystycznymi,
przepychem w jakim egzystowali władcy, stojącym w takim kontraście z
ubóstwem większości społeczeństw. Raz uruchomione mechanizmy demokratyzacji już
nie mogły zostać zatrzymane, monarchia wydawała się systemem coraz bardziej przestarzałym. Narastały również ruchy
separatystyczno-narodowościowe - wrzało w szczególności w Cesarstwie
Austro-Węgierskim, od którego przecież zaczęła się ta cała zawierucha i
które poniosło największe straty w efekcie wojny.
Ogromny kraj rozpadł się, upadła ponad sześćsetletnia monarchia. Natura
jednak nie znosi próżni, więc na jej gruzach powstały nowe państwa, a
łagodnych - w gruncie rzeczy - królów zastąpili znacznie bardziej
wojowniczy i niebezpieczni dyktatorzy. Wojna była w zasadzie skutkiem, symptomem zmian, a nie ich przyczyną.
Aronson pokazuje zmiany, jakie zachodziły na naszym kontynencie i czyni to z godną podziwu swadą. Trudne kwestie polityczne opisane są w czytelny, nie nużący sposób, potocznym językiem. Książkę czyta się jak reportaż. Sprawia to, że Zwaśnionych monarchów zaliczam do jednych z ciekawszych lektur historycznych, aczkolwiek zawodowym historykom może się ona wydać zbyt pobieżna. Gwoli wyjaśnienia, książka obejmuje nie tylko okres przed wojną, ale i czasy wojenne, więc jej podtytuł jest mało trafny - bardziej odpowiedni jest tytuł oryginalny (a zarazem ten, który pojawił się w pierwszym polskim wydaniu książki): Tryumf i tragedia europejskich monarchii w latach 1910-1918.
Metryczka:
Gatunek: historyczna
Główny bohater: monarchowie europejscyGatunek: historyczna
Miejsce akcji: Europa
Czas akcji: lata 1910-1918
Moja ocena: 5/6
Theo Aronson, Zwaśnieni monarchowie. Europejskie trony w przeddzień katastrofy 1914 roku, Wyd. Literackie, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka
Jako, że uwielbiam historię - przeczytam :)
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
bardzo dobrze ją wspominam. Wspaniała książka
OdpowiedzUsuńTrochę mi wstyd, że nie słyszałam wcześniej o tej książce, ale wielka fanką gatunku nie jestem, więc tym się usprawiedliwiam. Przekonałaś mnie ostatecznie tym reportażowym stylem :)
OdpowiedzUsuńE tam wstyd, tyle teraz jest książek, wszystkiego znać nie można
Usuń