Dracula. Historia nieznana
Książę Dracula żyje. Nawet
jeśli nie jako wampir, to żyje w ludzkiej pamięci. Współczesne przedstawienia
już jednak nim nie straszą, a raczej starają się go uczłowieczyć i wybielić. A
w każdym razie usprawiedliwić. I rzecz jasna upiększyć, zmieniając go w romantycznego kochanka. Nie inaczej dzieje się w najnowszym filmie o
Draculi, w którym książę zamienia się w demona, by ratować swój kraj przed
Turkami. A zatem jest to kolejna fantastyczna historia, osnuta wokół mitu, nie
mająca zbyt wiele z faktami historycznymi, na co (naiwnie) trochę liczyłam.
Może poza tym, że Vlad Palownik rzeczywiście walczył z Turkami i to całkiem
skutecznie.
Dracula. Historia nieznana oparta jest na
oklepanych hollywoodzkich schematach (miłość i walka + dużo krwi), co sprawia, że niestety nie jest to kino najwyższych
lotów. Ot, bajka, w dodatku na wskroś przesiąknięta współczesnym myśleniem, co bardzo
mi zgrzytało. W średniowieczu ludzie mieli inną mentalność, niż my obecnie.
Okrucieństwo było na porządku dziennym, książęta nie przejmowali się
wieśniakami, a mężczyźni nie mieli zbyt wiele czułości dla swoich żon i dzieci.
Bliźni byli traktowani bez empatii, a możni przedkładali interes nad
sentymenty. Tymczasem Dracula jest dobrym księciem dbającym o swoich poddanych
oraz kochającym mężem i ojcem, na miarę metroseksualnego mężczyzny XXI wieku. Jak na tak
kryształowego człowieka (to, że przedtem zabił tysiące ludzi bez szczególnych wyrzutów sumienia, to szczegół), trzeba przyznać, że ma wyjątkowo mało oporów i
wątpliwości, zawierając pakt ze złem. Ale to typowy film akcji, a nie dramat
psychologiczny, w którym twórcy staraliby się rozgryźć motywy i osobowość
księcia. Jest więc bardzo jednowymiarowo, a scenariusz wypełniony jest truizmami i płyciznami. Ostatecznie wszystko sprowadza się -
jak zwykle - do romantycznej miłości, też będącej wymysłem naszych czasów. Robi się zatem bardzo banalnie. Dobro poddanych idzie w kąt, w imię miłości dla której można
spalić cały świat, żeby tylko uratować swoją ukochaną/ukochanego. Uczucie to wcale
nie szlachetne, a egoistyczne i narcystyczne kiedy wszystko inne i wszyscy inni
przestają się liczyć. W ten sposób kocha przede wszystkim małżonka bohatera. To
ona jest jego słabym punktem. Nie jest przedstawiona jako wspierająca męża,
silna kobieta, ale jako typowa mimoza, którą obchodzi tylko własna rodzina. I
to za jej sprawą ostatecznie Dracula ulega złu. Czy gdyby Mirena darzyła swojego
księcia prawdziwą miłością, nie powinna troszczyć się nie tylko o doczesne
życie, ale i jego nieśmiertelną duszę? Mirena zrobiła na mnie wyjątkowo złe
wrażenie. Dobry władca tymczasem - za jakiego podobno miał uchodzić w tym
filmie Dracula - powinien umieć przedłożyć dobro swojego ludu, nad własne.
Początkowo zresztą tym się kieruje, ale gubi go właśnie owa romantyczna miłość.
Okazuje się, że groźny książę jest tak naprawdę pantoflarzem pozbawionym silnej woli, a obowiązki władcy lepiej od swoich rodziców rozumie synek Draculi. Stwierdzenie, iż Dracula był bohaterem (no tak, Turek jest zły w każdych okolicznościach, gorszy nawet od wampirów) jakoś nie przekonuje, zwłaszcza, że twórcy filmu usprawiedliwiają wbicie tysięcy ludzi na pal (ten wątek zresztą jest nierozwinięty i zmarnowany). Od niespójności, a nawet bzdur w filmie się aż roi, trudno wymienić je wszystkie. Począwszy od tego, że kraj Draculi składa się, w oczach hollywoodzkich scenarzystów, z jednej wioski i dwóch zamków i na to nędzne państewko zasadza się potężny sułtan, wysyłając nań 100-tysięczną armię, a kończąc na tym że Dracula sam (choć dysponując nadludzką mocą) walczy z tą armią (uwaga: w scenie tej pada jedyny żart w całym filmie). Bardzo dogodnie zresztą wszystkie te walki następują nocą, bo przecież wszyscy wiedzą, że wampiry nie znoszą światła słonecznego. Myślę, że resztę koncertowo opisał Zwierz popkulturalny - najlepsze jest to o pelerynce;).
Tak, nie przeczę, bardzo podobał mi się w roli
tytułowej Luke Evans. To wybór do roli transylwańskiego księcia idealny,
najlepszy z możliwych. Ta mroczna uroda, to groźne spojrzenie ciemnych oczu... Aktor dał z siebie wszystko, by wykrzesać iskrę z kiepskiego scenariusza i tchnąć "życie" w swoją postać. Chciałabym, żeby Luke Evans grał w Grze o tron - myślę, że doskonale pasowałby
do jej klimatu, zresztą widać, że aktor doskonale się czuje w filmach
kostiumowych. A skojarzenie nie bez przyczyny, bo jest kilka drobiazgów,
łączących Draculę z Grą o tron, w tym muzyka skomponowana przez Ramina
Djawandi. Poza tym Dominik Cooper - lubię go i poznałabym go wszędzie, nawet kiedy jest
ucharakteryzowany na Turka, no ale rolę tu ma trochę groteskową. Natomiast wyjątkowo na nerwy działała mi aktora
grająca Mirenę, słodkie blond dziewczę w wikińskim typie. Pomijając już
charakterystykę postaci, to Sarah Gadon dysponowała w tym obrazie tylko jedną
miną: wodzeniem za Evansem maślanym wzrokiem, z oczyma pełnymi łez i ustami
wykrzywionymi w podkówkę. Ilekroć widziałam ją na ekranie miałam ochotę
potrząsnąć nią i krzyknąć: kobieto, obudź
się i zacznij myśleć, zamiast wieszać się na ramieniu swojego chłopa, bo wszyscy
zginiecie. Sceny z nimi dwojgiem były tak przesłodzone, że nie mogłam się
powstrzymać przed wzdychaniem i przewracaniem oczami. Irytujące, a nie wzruszające. Ostatnia scena filmu zaś jest prawie kalką z
Coppoli.
Jak zwykle zerknęłam sobie na Filmweb, gdzie film został zjechany - i jak to zwykle bywa, pod recenzją jest mnóstwo komentarzy w duchu: film był świetny, a jak ci się chłopie nie podobało, to się nie wypowiadaj. No cóż, na tym polega praca recenzenta - żeby się wypowiadać. Bardzo bawią mnie zawsze te komentarze, zaprzeczające oczywistym oczywistościom i biorące w obronę nawet największe gnioty. Rozumiem, że to fantasy, ale czy w filmach tego gatunku nie obowiązują
zasady logiki? Czy kręci się je tylko po to, żeby zmontować parę efektów
specjalnych i scen batalistycznych? Śmiem twierdzić, że jednak nie. No, ale w końcu nie wszyscy chodzą do kina, żeby myśleć.
Dracula. Untold to bajeczka na którą można pójść dla czystej rozrywki i popodziwiania Luka Evansa - i nic poza tym.
Nie spodziewałabym się niczego innego po tym filmie :)
OdpowiedzUsuńLiczyłam tylko na efekciarstwo, mimo, że w końcu nie poszłam na to, kiedyś może obejrzę, ale...Lepsze rzeczy stoją przede mną w kolejce.
OdpowiedzUsuń