Cztery katastrofy lotnicze na czterech kontynentach. Setki ofiar, troje ocalałych. Co z tego może wyniknąć? Ano bardzo wiele. Brak wytłumaczenia dla cudownych ocaleń z katastrof prowokuje do powstania najróżniejszych teorii spiskowych. Od najbardziej oczywistego zamachu terrorystycznego, przez eksperyment rządowy, działania Obcych, a skończywszy na zapowiedziach końca świata. Najbardziej popularna staje się ta ostania teoria, lansowana przez religijnych fanatyków. Uważają oni, że katastrofy oznaczały odemknięcie pierwszych czterech pieczęci, opisanych w Apokalipsie św. Jana, a dzieci, które je przeżyły, to Czterej Jeźdźcy Apokalipsy. Są przekonani, że musiało uratować się jeszcze jedno dziecko, zagubione gdzieś tam, w afrykańskim chaosie. Głoszą tę nowinę i przygotowują się na "ponowne przyjście Pana".

Katastrofa lotnicza to temat choć bardzo dramatyczny, to zarazem bardzo nośny; jest w nim coś fascynującego, jak danse macabre. Z niezdrową ciekawością śledzimy doniesienia o tego typu zdarzeniach. Być może dlatego, że często wypadki na pokładzie samolotu owiane są tajemnicą i pozostają niewyjaśnione. Jednocześnie temat ten rzadko pojawia się w książkach, dlatego po Troje sięgnęłam z prawdziwym zainteresowaniem. Już sama okładka świadczy o tym, że będzie mrocznie i przerażająco. Sarah Lotz rzeczywiście musi mieć zamiłowanie do makabry. W książce rozgrywają się dantejskie sceny, wzięte jak z serialu dokumentalnego na Discovery Channel. Panika, krzyki, nagrywane w ostatniej chwili wiadomości, eksplozje i słupy ognia. To jednak tylko preludium do prawdziwej pożogi, która stopniowo ogarnia cały świat. Ludzie dzielą się na tych, którzy przechodzą nad tragediami do porządku dziennego, a dziwne zachowanie ocalonych dzieci tłumaczą traumą pourazową, oraz tych, którzy dopatrują się we wszystkich pojawiających się na ziemi problemach, znaków bożych. Klęska głodu, powodzie, trzęsienia ziemi, choroby - stałe przecież obecne w naszej egzystencji - naraz urastają do rangi zwiastunów Apokalipsy. Troje tętnią emocjami, są naładowani napięciem, narratorzy zmieniają się jak w kalejdoskopie, a Sarah Lotz co i rusz zaskakuje czytelnika zwrotem akcji lub jakąś informacją, wyciągniętą jak królik z kapelusza. Wielu czytelników na pewno szczególnie zaintryguje wątek japoński, w którym znajdziemy słynny las samobójców u podnóża góry Fudżi, androidy oraz subkulturę "hikikomori.

Powieść Lotz to rodzaj pamfletu, którego ostrze skierowane jest przeciwko erze informacji, w której żyjemy: wszelkie wiadomości rozchodzą się w mgnieniu oka za sprawą mass-mediów, co sprzyja sianiu paniki i podsycaniu różnego rodzaju niepokojów. Lokalne problemy mogą w ten sposób bardzo szybko stać się problemami globalnymi, trójka dzieci zaś przedmiotem zainteresowania całego świata, jak to dzieje się w Trojgu. Kwestia ta uwypuklona jest w książce poprzez intrygujący sposób narracji, składający się z różnych form literacko-dziennikarskich. Są tu wycinki prasowe, mejle, wywiady, transkrypcje rozmów na chatach i internetowych forach, twitty. Wszystko opowieści "z drugiej ręki" oraz metainformacje, tworzące rodzaj książki w książce, do złudzenia przypominającej relację z autentycznych wydarzeń. Autorka owej rzekomej (fikcyjnej) książki, właśnie poprzez swoją publikację mocno przyczyniła się do ogólnoświatowego kryzysu.  Większość recenzji Trojga koncentruje się właśnie na tym realizmie powieści. Owszem, robi on wrażenie, trzeba się pilnować, by pamiętać, że to wszystko fikcja, ale chyba nie tylko o to chodzi? Ja, poza wspomnianym dyktatem informacji, widzę w Trojgu przede wszystkim ostrzeżenie przez fundamentalizmem religijnym, który kwitnie przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych (oczywiście jeśli chodzi o chrześcijaństwo). Jak wypowiada się w książce jedna z postaci: religia to miłość, współczucie, empatia - nie powinna posługiwać się strachem, czy siłą. Owszem, ale to tylko pobożne życzenie - wiadomo przecież, że od wieków religia kojarzy się właśnie raczej z przemocą, zastraszaniem, zakazywaniem i stosowaniem wszelkich metod, by podporządkować wiernych jedynie słusznej idei.

Nie wszystko jednak jest w tej książce dograne, coś z nią jest nie tak, podobnie jak z tytułowym Trojgiem. Pojawiają się oni w książce zdecydowanie za rzadko, jak na rozbudzone apetyty czytelników; są trochę przyćmieni przez inne wątki. Tkwią niejako w oku cyklonu, nieruchomi, nie zainteresowani całym zamieszaniem, jakie wywołali. Ani razu nie zabierają głosu. Owszem, to tylko dzieci, lecz niewątpliwie niezwyczajne. Stanowią największą tajemnicę. Wnoszą do fabuły element "niesamowitości". Są Jeźdźcami Apokalipsy czy nie? Czym są? Czy znajdzie się czwarte dziecko? Co się wtedy stanie? To pytania, które zadawałam sobie, podobnie jak pewnie każdy czytelnik, tymczasem autorka w miarę rozwoju akcji coraz bardziej się oddala od odpowiedzi na owe pytania. Powieść jakby wymyka jej się spod kontroli, czego efektem jest zaprzepaszczony potencjał najbardziej intrygującego wątku. Napięcie opada. A już kompletnie pokpione jest zakończenie powieści: Lotz zmienia optykę, gmatwając sytuację jeszcze bardziej; mota, mnoży zagadki i zostawia czytelnika bez ich rozwiązania. Są powieści, gdzie otwarte zakończenie wypada dobrze, ale Troje do nich nie należy, bo czytelnik nie dostaje szansy, by poskładać to w całość i stworzyć własną teorię, o co w tym wszystkim chodziło. Uważam, że w thrillerze jest mało miejsca na tego typu niejednoznaczność, na jaką zdecydowała się Lotz, a jeśli już, to trzeba posługiwać się nią z wyczuciem. Z drugiej strony, mimo diagnozy współczesnych problemów społeczno-obyczajowych trudno Troje uważać za coś poważniejszego, niż powieść sensacyjną - tu też był potencjał, lecz rozmył się on w fantastycznych motywach. Książka byłaby lepsza bez tych ostatnich rozdziałów, rozgrywających się Japonii. Poza tym oryginalna forma narracji, o której pisałam wyżej, z czasem zaczyna męczyć (zwłaszcza w końcówce), sprawiać wrażenie pogłębiającego się chaosu. Znalazłam też w Trojgu dziwne pomyłki, np. czemu jedna z [trzecioplanowych] postaci raz jest kobietą, a raz mężczyzną??

Przez większą część książki miałam wrażenie, że mam do czynienia z thrillerem - specyficznym thrillerem - są tu nawet elementy horroru - ale potem powieść coraz bardziej zbliża się do obyczajówki, by pod koniec upodobnić się do quasi-dystopii. Sarah Lotz udało się mnie zaskoczyć, ta powieść jest na pewno inna, niż powieści sensacyjne, które czytałam do tej pory, lecz nie każde zaskoczenie w niej było in plus. Autorka zafundowała mi prawdziwy odlot, ale z dosyć twardym lądowaniem.

Metryczka:
Gatunek: thriller
Główny bohater: -
Miejsce akcji: Japonia/Stany Zjednoczone/Wielka Brytania
Czas akcji: współcześnie
Moja ocena: 4,5/6

Sarah Lotz, Troje, Wyd. Akurat, 2014

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka, Okładkowe love oraz Czytam opasłe tomiska (480 str.)

Ps. Nie wspominam o akcji promocyjnej Trojga, która ponoć była spora - bo do mnie nie dotarła. Książkę w każdym razie widziałam w księgarni tylko raz i wydanie faktycznie robi spore wrażenie (matowa czerń, nawet na brzegach książki). Śmiem twierdzić, że w przypadku wielu recenzentów, wygląd książki zdominował jej treść. Teraz za to można kupić ją w Muzie za pół ceny.

Komentarze

  1. Mam w planach od momentu jej zapowiedzi, ale jeszcze będzie musiała trochę poczekać na przeczytanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam w planach tę książkę już od dłuższego czasu... dobrze, że ta recenzja mi o niej przypomniała ;)
    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że mamy bardzo podobne wrażenia, jeśli chodzi o tę książkę. Jest to z pewnością powieść kontrowersyjna i oryginalna - nawet po poznaniu zakończenia nadal miałam swoisty mętlik w głowie i nie wiedziałam do końca co mam myśleć na jej temat.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście "Troje" miało niezłą promocję. Sama nie czytałam tej książki, ale po Twojej recenzji okazuje się, że mimo otwartego zakończenia - można po nią sięgnąć. Tego typu powieści często mają tę wadę, że do momentu kulminacyjnego niczego nie można im zarzucić, ale potem już można odnieść wrażenie, że autor nie znalazł dobrego pomysłu na to jak zakończyć książkę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się - mimo niedociągnięć mogę ją polecić

      Usuń
  5. Miałam ciągle ochotę na tę książkę - od momentu zapowiedzi, przez zobaczenie jej w Empiku, do teraz. A że mam do zagospodarowania trochę złociszy... to wybiorę albo to, albo Drogę Królów. Albo coś zupełnie innego pod wpływem impulsu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później