Zatoka o północy czyli wspomnienie z wakacji
Wkomponuję się w piękną złotą jesień i napiszę o lekturze, która w zasadzie zalicza się - w moich kategoriach - do lektur wakacyjnych.
Czy pamiętacie film Dirty Dancing, wielki przebój z
Patrickiem Swayze i Jennifer Grey? No dobrze, wiem, że pewnie młodsze pokolenie nie pamięta, chyba że kojarzy z telewizji, gdzie Dirty Dancing był już
puszczany z milion razy. Ten film to hit mojej młodości, film kultowy. Kojarzy się z młodością,
wakacjami, beztroską, niewinnością, a zarazem zmysłowością o smaku zakazanego
owocu. Pierwszą miłością. W dodatku te lata sześćdziesiąte: rozkloszowane
spódniczki, stare szlagiery i ta staroświecka moralność, na chwilę przed
wybuchem rewolucji seksualnej, po której świat zaczął się zmieniać w
zastraszającym tempie. Podobnie czułam się czytając Zatokę o północy: w retrospekcjach cofamy się do roku
1961 i do ostatniego lata, spędzanego przez rodzinę Bauerów nad zatoką Bay Head
Shores. Pływanie, łowienie ryb, granie w karty i potajemne nocne schadzki. To
lato – oraz swoją młodość – wspominają dwie siostry Julia i Lucy, a także matka
kobiet, Maria, która pamięcią sięga jeszcze dalej, do czasów swojej młodości.
Jednak Zatoka o północy wcale nie jest lekturą li tylko o sielankowych
wakacjach, ponieważ tego właśnie lata zginęła starsza siostra Julie i Lucy,
Isabel. Wydawałoby się, że 40 lat to wystarczająco dużo, by przeboleć stratę i
by sprawa ta nie budziła aż takich emocji. Bliscy Isabel, a w szczególności
Julia oraz oczywiście Maria nadal jednak borykają się z poczuciem winy. Julia
dodatkowo jest przekonana, że odpowiedzialność za śmierć Isabel poniósł
niewłaściwy człowiek. Potwierdzają to fakty, które po tych wszystkich latach
wypływają na jaw i rzucają nowe światło na to, co zaszło nad zatoką.
Mimo, że w tle są tragiczne wydarzenia, które naznaczyły całą rodzinę, to – jakimś cudem – książka nie jest przez nie zdominowana, nie jest ponura, ani smutna, dlatego napisałam, że kojarzy mi się z Dirty Dancing. Rzeczywiście upływ czasu spowodował, że tragedia Isabel zbladła, choć pozostaje ona w rodzinie sprawą tabu. Poza tym relacje między Marią, a jej córkami są bardzo dobre, przepojone wzajemną troską. Powieść płynie spokojnym nurtem, autorka nie gra tak bardzo na emocjach, jak Jodi Picoult, do której jest często porównywana. Ważniejsze jest w niej nie dociekanie „kto zabił”, czy szukanie winnych, ale raczej analiza relacji międzyludzkich z perspektywy traumatycznych wydarzeń. Fabuła pokazuje, jak życiowe doświadczenia mogą wpływać na naszą osobowość, a zarazem na bieg życia. Wątki współczesny i retrospektywny zostały tu bardzo zgrabnie splecione: z szalonych lat 60-tych przenosimy się w magiczne lata przedwojenne, by potem w naturalny sposób wrócić do teraźniejszości. Widzimy przemiany społeczne, jakie zaszły w amerykańskim społeczeństwie, zmiany w mentalności, moralności: w latach przedwojennych całkiem dobrze miały się uprzedzenia narodowościowe, a w latach 60-tych oczywiście nadal kwitł rasizm. Współcześnie każda z bohaterek ma własne życie i boryka się już z zupełnie innymi problemami. Julia ma kłopoty z własną córką, a jej trauma rzutuje na to, w jaki sposób odnosi się ona do Shannon. Odgrzebanie starych spraw pomaga bohaterkom uporać się z tym, co dawno uznały za nierozwiązywalne, z własnymi lękami – i dzięki temu na nowo ułożyć sobie życie. Może to zbyt proste i takie amerykańskie, dlatego za zakończenie dałabym Zatoce maleńki minusik…
Diane Chamberlain pisze bardzo przejrzyście, bez żadnych udziwnień, dzięki czemu kolejne strony Zatoki o północy przewraca się z niezwykłą łatwością. Ta lekkość oraz umiejętność połączenia w fabule przeszłości z teraźniejszością, kryminału z powieścią obyczajową oraz losów kilku różnych pokoleń, sprawia że oceniam Zatokę bardzo pozytywnie. Jedna z lepszych powieści, jakie czytałam w tym roku.
Diane Chamberlain, Zatoka o północy, Wyd. Prószyński i S-ka, 2013
Zapowiada się interesująco. Już sama okładka jest przepiękna... Również wolę analizę relacji międzyludzkich, niż szukania wyjaśnienia - 'Kto zabił?". :)
OdpowiedzUsuńDiane Chamberlain ma swoją serię w takiej stylistyce w Prószyńskim - to była moja pierwsza książka tej autorki, ale na pewno sięgnę po jakieś inne.
UsuńHeh, wreszcie mogę odpowiadać na komentarze, to jedna z dobrych stron blogspota ;)
Jak ostatnio oglądałam "Dirty Dancing" to mnie naszła taka refleksja, że moda zatacza koło. Te ciuchy z filmu spokojnie odnalazłby się dzisiaj, w przeciwieństwie np. do tych z lat 80 czy 90 ;) A książkę od jakiegoś czasu mam już na swojej liście do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńA i owszem moda wraca, choć teraz już nie ma takiego "jedynie słusznego stylu" - a mnie się na lata 50-te i 60-te bardzo podoba.
Usuń