Niewidzialna pani domu

Jak to się dzieje, że 60-letnia była pielęgniarka nagle zaczyna pisać (wydawać) książki? Może przez całe życie czuła się sfrustrowana, niewidzialna? Tak jak bohaterka jej powieści, Clover – pani domu, żona zapracowanego lekarza, matka dwojga dorosłych dzieci. Kiedyś miała pracę i robiła karierę zawodową, ale to wszystko gdzieś się rozpłynęło. Teraz, mając 54 lata nie ma już większych ambicji i przyjmuje ze zrozumieniem fakt, że nie jest zauważana. Nawet przez własną rodzinę. Dosłownie, bo pewnego dnia Clover znika – staje się niewidzialna. Nadal jest wzorową matką i żoną, ale bez ciała, czego nikt (lub prawie nikt) nie dostrzega.

Gdyby tak się nad tym zastanowić, to bycie niewidzialnym ma swoje zalety: nikt cię nie ocenia po wyglądzie, nie trzeba się przejmować zmarszczkami, można w zasadzie dostać się gdziekolwiek. Któż nie chciałby mieć takiego daru; w Harrym Potterze peleryna-niewidka była jednym z najcenniejszych przedmiotów. Lecz w Niewidzialnej pani domu niewidzialność jest traktowana przede wszystkim jak coś w rodzaju choroby, coś z czym trzeba się borykać. Interpretacja, że jest to wołanie o dostrzeżenie wszystkich kobiet, które od wieków są zawsze spychane na drugi plan – narzuca się sama przez się. Wszystkich przykładnych matek, żon, rezygnujących z własnego życia, własnych planów, po to, by służyć rodzinie. Gotować obiady, prać, sprzątać, zajmować się dziećmi, robić zakupy. Niestety próżno by oczekiwać od otoczenia za to jakiejś wdzięczności, bo z reguły taka postawa jest traktowana jako coś naturalnego, nawet w dzisiejszych, dosyć wyemancypowanych czasach. Czy więc powieść Jeanne Ray należy traktować jako głos w tej dyskusji?

Koncept, by „niewidzialność” gospodyń domowych, tudzież kobiet w słusznym wieku, nie postrzeganych już jako obiekt seksualny, potraktować dosłownie, jest interesujący. Takie science fiction w literaturze kobiecej. Autorka jednak chyba nie do końca miała pomysł, jak tę sytuację rozwiązać. Akcja w książce rozwija się niezupełnie w sposób, który skłaniałby do jakiejś pogłębionej refleksji. W końcu kobietom dotkniętym ową tajemniczą przypadłością niczego nie brakuje, „choroba” owa nie jest specjalnie uciążliwa, a jeśli chcą, nadal mogą normalnie funkcjonować. Przez bliskich nie są niedostrzegane, a wręcz przeciwnie – traktowane nadal, jakby nic się nie zmieniło. Co więcej, niewidzialne kobiety odkrywają, że dzięki swojej ułomności mogą zrobić wiele dobrego. Jest zatem ciekawie, ale... zbyt prosto, zbyt po amerykańsku. Takie jest też zakończenie książki: wszystko rozwiązuje się w błyskawiczny sposób, przy asyście świateł kamery, co zostawia czytelnika z dużym poczuciem niedosytu. Przyczyna niewidzialności okazuje się zupełnie inna, niż ta, którą od początku podejrzewaliśmy. Fakt, iż rodzina nawet nie zauważyła, że najbliższa im osoba zniknęła jest również potraktowany zbyt niefrasobliwie, pozostaje nie tylko niewyjaśniony, ale i nie wyciągnięte zostają z niego żadne konsekwencje. Dziwne wydało mi się to, że bohaterka nie czuje do swoich najbliższych o to żalu. Nie zastanawia się też czy – i w jakim stopniu – nie ponosi sama odpowiedzialności za to, co się stało. Refleksja jest zatem zastąpiona poszukiwaniem szybkich i prostych rozwiązań, leczeniem objawów, a nie przyczyn.

Dosyć długo na tę powieść polowałam i dlatego też spodziewałam się, czegoś więcej, a nie tylko mało wymagającej lektury. Tymczasem Niewidzialna pani domu to książka, którą potraktowałabym w kategoriach czystej rozrywki. Napisana jest prostym językiem, nie jest zbyt obszerna, czyta się bardzo szybko i bez wysiłku. W sam raz, jako przerywnik lub lekturę w czasie podróży, lecz trudno potraktować ją poważnie i przejąć się losem Amerykanek, dotkniętych niewidzialnością.

Jeanne Ray, Niewidzialna pani domu, Wyd. Wielka Litera, 2012

Komentarze

  1. Książka z fajnym pomysłem, który mógł zostać lepiej wykorzystany, by nie czuć po zakończeniu czytania - niedosytu. Ale i tak mi się podobała ta książka.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później