To ja byłem Vermeerem
To ja byłem Vermeerem
Franka Wynne jest niezwykle interesującą opowieścią o fałszerzu,
nazywanym "największym fałszerzem wszechczasów". Malarzu, który zamiast
iść własną drogą kreatywności wybrał fałszerstwo... Han van Meegeren
miał wszelkie zadatki na genialnego malarza: talent, samozaparcie, ale
także pychę i niepraktyczność typową dla artystów ;) Urodził się jednak
200 lat za późno: na początku XX wieku świat odchodził już od malarstwa
realistycznego: w modzie był kubizm, dadaizm i inne nowoczesne trendy,
gdy tymczasem Han był miłośnikiem klasycznego holenderskiego malarstwa
XVII-wiecznego, więc jego malarstwo było postrzegane jako staroświeckie.
Jeśli się zastanowić, to faktycznie malarze -
nawet ci najbardziej genialni - za swojego życia byli niedoceniani.
Często zdarzało się, że biedowali i umierali w nędzy, a ich dzieła
dopiero po ich śmierci zyskiwały na wartości. Kiepski interes dla samego
artysty... Może to dlatego Han zdecydował, że woli zostać fałszerzem i
żyć w dostatku. Poza za tym Meegeren był próżny i zależało mu na
podziwie publiczności i krytyków, a fałszując holenderskiego geniusza
Vermeera mógł zemścić się na zarozumiałych krytykach, którzy odrzucili
jego własną twórczość. Sprawę miał o tyle ułatwioną, że Vermeer w
początkach XX wieku był malarzem odkrywanym na nowo: jego obrazy były
rzadkie (i nadal są) i sądzono, że musi być jeszcze pewna liczba jego
dzieł nieodkrytych. Początkowo Han chciał tylko przytrzeć nosa krytykom:
planował namalować genialną fałszywkę, a potem ogłosić światu, że to on
jest autorem, ale kiedy posmakował sukcesu, a przede wszystkim profitów
finansowych po sprzedaniu swego obrazu jako autentycznego Vermeera -
fałszerstwo wciągnęło go na dobre.
Określenie autorstwa obrazu i stwierdzenie jego
autentyczności wcale nie jest proste, a im obraz starszy, tym jest to
trudniejsze: malarze często nie sygnowali swoich dzieł, wiele obrazów
przypisywanych mistrzom jest w rzeczywistości autorstwa ich uczniów.
Wiele dzieł zaginęło na przestrzeni wieków, wiele ukrytych jest w
prywatnych kolekcjach, tak więc kiedy pojawia się obraz nieznany, jest
to prawdziwe wyzwanie dla znawców i krytyków. A oko krytyka też jest
subiektywne i omylne. Zadziwiająco subiektywne. Kiedy Han w końcu
przyznał, że szereg "Vermeerów", które nagle wypłynęly na światło
dzienne są w rzeczywistości jego autorstwa - znawcy i krytycy nie mogli w
to uwierzyć, nawet mimo tego, że Han znał szczegóły powstawania
obrazów, które znalazły potwierdzenie w ich analizie chemicznej. Mogł
opowiedzieć, w jaki sposób je namalowano, ale czy to dowodziło kto jest
ich autorem? Mnie najbardziej dziwi fakt, że kiedy patrzę na obrazy
Meegerena i Vermeera - nie znajduję w nich podobieństw, wydaje mi się,
że są namalowane w zupełnie innym stylu i widać to gołym okiem. Ale w
końcu jestem tylko laikiem.
Vermeer - Mleczarka |
Han van Meegeren Wieczerza w Emaus
|
Antoine de Saint-Exupéry powiedział, że "aby zdobyć
wielkość, człowiek musi tworzyć a nie odtwarzać". Wydaje się, że w
malarstwie można namalować wszystko co nam się tylko zamarzy, więc
człowiek posiadający talent i odpowiednie umiejętności nie musi
kopiować. Zarazem kopiowanie wymaga czasem znacznie więcej wysiłku niż
tworzenie w swoim własnym stylu:
Każdy artysta wie, że znacznie łatwiej jest malować, pisać czy komponować w sobie właściwym stylu, niż tworzyć oryginalne dzieło w stylu zapożyczonym.
Meegeren mógł malować w swoim własnym stylu, gdyż
właściwie "tworzył własne Vermeery", a nie kopiował znane już dzieła
tego malarza - tym bardziej, że Vermeer nie malował raczej scen
religijnych (a takie za temat swoich prac obrał Meegeren).
Powieść Wynne'a to literatura z pogranicza powieści
biograficznej, literatury sensacyjnej i faktu. Ma to, co lubię
najbardziej: nie tylko świetnie się ją czyta, ale i można wzbogacić
swoją wiedzę o fakty dotyczące malarstwa: jego technik, konserwacji, a
także badania autentyczności obrazów. No i przede wszystkim twórczości
Vermeera, o obrazy którego ciągle spierają się eksperci... Doskonała
książka!
A ten mały obrazek Vermeera, którego atrybucja jest w
dalszym ciągu poddawana w wątpliwość (sic!) został sprzedany w 2004
roku za 27 milionów dolarów! Czyż nasz świat nie jest szalony?
Komentarze
Prześlij komentarz