Pięć powodów dlaczego nie podobał mi się "Cień wiatru"
Nie przepadam za powieściami rodem z XIX wieku, często bowiem cała ich akcja rozgrywa się w głowach bohaterów - to jest zaś konsekwencją tego, że wiek ten był przesiąknięty hipokryzją i szkodliwymi konwenansami. Oczywiście są mistrzowie i ich arcydzieła, tacy jak Wiktor Hugo czy Aleksander Dumas, których uwielbiam, ale w przypadku kiedy powieść napisana współcześnie i rozgrywająca się przecież w XX wieku - jest napisana w stylu Dickensa, to trąci mi to myszką i jest niestrawne.
2. Barcelona, w której ciągle pada i "panuje ziąb". O
ile mi wiadomo Barcelona leży w Hiszpanii, najgorętszym kraju w Europie
i naturalne skojarzenia z nią to słońce, upały, sjesta, nocne życie,
morze. Tymczasem w Cieniu wiatru Barcelona jest przedstawiona w
sposób kojarzący się raczej z Londynem albo Liverpoolem, jeśli dodamy
wzmianki o pyle węglowym i generalnie mało zdrowym klimacie... słońca w
tej Barcelonie jak na lekarstwo.
3. Niedorzeczna fabuła - jak z brazylijskiej
telenoweli - kiedy okazało się, że Penelope i Julian są rodzeństwem
ogarnął mnie tylko pusty śmiech (spoiler, ale kto jeszcze nie czytał Cienia wiatru)
- że cała ta misternie budowana akcja została zniweczona tak głupim
rozwiązaniem. Poza tym postępowanie głównych bohaterów jak dla mnie
przejawia zero prawdopodobieństwa psychologicznego: ojciec, który ni z
tego ni z owego każe zamordować własnego syna? Przyjaciele, którzy nagle
odwracają się od siebie i zieją żądzą mordu? Bez racjonalnych przyczyn,
bo wyrządzone krzywdy są nieświadome i nieproporcjonalne do reperkusji,
jakie wywołują.
4. Mroczna i ponura atmosfera - wszyscy w tej książce
są nieszczęśliwi, nieszczęśliwie się zakochują (oczywiście miłość,
zwłaszcza młodych ludzi jest traktowana jak zbrodnia), ich interesy
upadają i generalnie wszystko nieuchronnie zmierza ku katastrofie.
Bohaterowie zieją nienawiścią w zasadzie nie wiadomo dlaczego. Tak
niewiele jest tu dobrego, żadnej odskoczni od tej ponurej aury.
5. Narzucające się podobieństwa do do dzieł światowej literatury - ja miałam skojarzenia z: Imieniem róży, 100 lat samotności, Mistrzem i Małgorzatą, Ostatnim tangiem w paryżu, Łukiem triumfalnym, Wichrowymi wzgórzami. Kawałek z tego, kawałek z tamtego, taki zlepek pomysłów, choć umiejętnie sklejony...
Nie czytałam wcześniej tej powieści, mimo jej
ogromnej popularności, bo powzięłam opinię, że jest to czytadło dla
młodzieży - a sięgnęłam po nią, bo na półkach jest już kolejna pozycja
Zafona. Po przeczytaniu stwierdzam, że autor z pewnością nie kierował Cienia wiatru
do młodego czytelnika, raczej jest to bajka dla dorosłych. Bajka, bo
fabuła jest zbyt nieprawdopodobna, pokręcona, a postacie jednowymiarowe:
dobry jest dobry, zły jest zły, a jest zły poprostu dlatego, że taki
już jest. Dla dorosłych - bo czytając Cień wiatru miałam
wrażenie, że spowija mnie jakiś mroczny, zagęszczajacy się opar
nienawiści, smutku i nieszczęścia, z którego nie ma wyjścia, żadnego
jasnego punktu. Było to nie do zniesienia i musiałam się zmuszać, żeby
powieść dokończyć. Happy end jest jakby wyrwany z kontekstu - dziwne
zakończenie, zważywszy na malodramatyczny ton całości. Przyznaję, że
Zafon jest utalentowanym pisarzem, jeśli chodzi o sam styl - podziwiałam
jego wyobraźnię, ciekawe metafory i zabiegi stylistyczne, choć jak
pisałam, osobiście za takim stylem nie przepadam. Jednak jako całość Cień wiatru
zupełnie do mnie nie przemawia. Może ta recenzja jest kontrowersyjna,
ale zupełnie nie rozumiem na czym polega fenomen tej książki i czemu
cieszy się ona taką popularnością. Za Cień anioła, czy Grę anioła podziękuję...
Komentarze
Prześlij komentarz