Sto dni bez słońca
Za górami, za lasami, za siedmioma morzami, na dalekich Finneganach toczy się bój o uratowanie zachodniej cywilizacji. Wybitny polski akademik, Lesław Srebroń, otrzymuje stypendium na tych zapomnianych przez Boga irlandzkich wyspach. Słyną one z kiepskiej pogody i rybołówstwa, a ich symbolem jest tweed. Srebroń jedzie na Finnegany, by nieść kaganek oświaty oraz czerpać z krynicy wiedzy lokalnego uniwersytetu. Oprócz dawania błyskotliwych wykładów, poświęconych twórczości polskiego prozaika-fantasty, Filipa Włócznika (garstka studentów jest mała, acz zaangażowana), uczony prowadzi stymulujące intelektualnie dyskusje z innymi wybitnymi naukowcami, zgromadzonymi w kolegium St. Brendan. Tu, w małym ośrodku akademickim, drzemią ukryte siły, mogące zmienić oblicze świata. Srebroń czuje się dumnym członkiem tego zacnego grona:
Mężczyźni ubrani w tweedowe marynarki, poważne dyskusje i ta nieskrępowana postmodernizmem szczera miłość do literatury i sztuki. Może byliśmy naiwni, może anachroniczni. Ale w tamte popołudnia nie miało to znaczenia. czuliśmy się strażnikami upadającego imperium, spadkobiercami wciąż żywej tradycji.
Nasz bohater to intelektualista i erudyta (jak sam o sobie bez fałszywej skromności mówi), zarazem człowiek szlachetny, zawsze zwracający uwagi na potrzeby innych. Dodać należy, iż mężczyzna przystojny, w sile wieku, pełen tężyzny fizycznej; mógłby mieć każdą kobietę, co potwierdza się podczas jego pobytu w Newport. Lgną do niego zarówno starsze panie, jak i studentki oraz współpracowniczki. Jako jednak człowiek o nieposzlakowanej moralności, uczony bacznie zwraca uwagę, by przedstawicielki płci przeciwnej z jego otoczenia nie zrozumiały opacznie jego intencji: nie ulega niecnym propozycjom i prowokacjom; mężnie stawia czoło pokusom, jednakże zakochanym w nim kobietom okazuje miłosierdzie. Nie po to przyjechał na wyspy, by flirtować, albo siedzieć w pubie (jak niektórzy z jego szacownych kolegów), ale by ciężko pracować. Poza obowiązkami dydaktycznymi, Srebroń poświęca całe dnie i noce zagłębianiu się w wybitne powieści mistrza Włócznika (streszczenia owych powieści czytelnik znajdzie w książce) i pisaniu monografii na jego temat. Zainspirowany twórczością pisarza, nasz bohater wpada na pomysł ambitnego projektu mającego na celu ocalenie zachodniej cywilizacji, chylącej się ku upadkowi, podobnie jak wieki temu, gdy na kontynencie zapanował chaos i Wandalowie. Dziś również upada etos słowa pisanego; w pogoni za doczesnością zapominamy o naszym dziedzictwie. Szerzą się konsumpcjonizm, globalizm, feminizm, rasizm, relatywizm, materializm, scjentyzm, mcdonaldyzacja, tabloidyzacja, hedonizm, narcyzm, postmodernizm... Aby to wszystko ogarnąć trzeba będzie najświatlejszych umysłów, ale tu akurat Srebroń pała optymizmem, gdyż wierzy w zdolności swoich kolegów po fachu. Mimo, że jego zajęcia są tak absorbujące, nasz bohater bierze jeszcze udział w innym, tajemniczym projekcie, praktycznie wspomagając irlandzką profesor O’Sullivan prowadzącą kurs pt. Pochód penisa przez dzieje w świetle Heglowskiej fenomenologii ducha, w jej badaniach nad Życiem seksualnym uczonych. W wolnym czasie zaś dokonuje głębokich analiz rzeczywistości, spacerując po wyspie, smaganej deszczem i wiatrem, racząc się od czasu do czasu pintą znakomitego guinnessa oraz podziwiając tweedowe wyroby, z których słyną Finnegany.
Opowieść, którą snuje Włócznik jest jak irlandzka plecionka, w której wątki krzyżują się i zazębiają, gubią i powracają na nowo. (...) Każdy akapit jest małym arcydziełem, miniaturką w wielkiej iroszkockiej księdze, pełnej wzorów, inicjałów i bordiur.
Niniejsze dzieło powstało na podstawie zapisków Lesława Srebronia z pobytu na stypendium, zapisków, w których możemy śledzić najskrytsze myśli akademika, jego rozterki, obserwacje dotyczące otoczenia, ale przede wszystkim przebłyski geniuszu. Swoją powieść Srebroń nieśmiało porównuje do dzieł Dostojewskiego i Jamesa Joyce'a... Istotne, w jego stylu możemy odnaleźć wpływy romantycznej powieści XIX-wiecznej, ale także naukowych dysertacji, urzędowych pism czy krytyk i analiz literackich. To język pozornie tylko zmanierowany, patetyczny, niektórzy nawet niesprawiedliwie mogliby go nazwać pseudointelektualnym bełkotem. W rzeczywistości zaś to wykwintna, wyrafinowana polszczyzna, jaką posługują się tylko ludzie posiadający najwyższe kwalifikacje i wykształcenie. Zdumiewające jest, ale i ekscytujące, że czyta się to z zapartym tchem, jak (za przeproszeniem) kryminał - kartki umykają z prędkością światła, przygody oraz przemyślenia Lesława Srebronia angażują bez reszty. Nawet gdy pisze on o naprawie kranu, albo zakupie tweedowej marynarki: ot - szara rzeczywistość. Na uwagę zasługuje wspaniały wyspiarski klimat wykreowany przez pisarza: zasnuty mgłą horyzont, pustkowia smagane deszczem, zatopione przed laty okręty, miasteczko pogrążone w marazmie, ogień wesoło trzaskający w kominku, wieczory w pubie...
I hołd by mu oddali, ale przegrzebki jedli
Uważnemu czytelnikowi może nasunąć się myśl, czy aby nasz bohater nie jest ogarniętym megalomanią bufonem, pochłoniętym samym sobą narcyzem, nie odróżniającym rzeczywistości od stworzonej przez siebie fikcji? Czy niesłusznie nie wydaje mu się, że cały świat kręci się wokół niego? Czy przypadkiem nie dorabia on ideologii do faktów, interpretując zachowania innych w zupełnie niewłaściwy, lecz odpowiadający sobie sposób? Czy nie jest ślepy i głuchy, widząc tylko to, co chce widzieć? Czy nie patrzy na świat z nieznośnym poczuciem własnej wyższości? A może jest naiwniakiem, wierzącym w to, że ludzie są dobrzy, biorącym wszystko za dobrą monetę? Marzycielem? Ważkie to pytania. Myśl to nie rzeczywistość można powiedzieć. Owszem, lecz również można zastanawiać się, jak daleko myśl owa sięga i czy nie jest tak, że to myśl ma moc zmieniania rzeczywistości. Lesław Srebroń niewątpliwie żyje ideami, jest współczesnym Don Kichotem, marzącym o świecie pięknym, mądrym i bez skazy. Świecie, w którym należny hołd oddany będzie nauce, sztuce, kulturze i pięknu. Naukowiec nie poddaje się, nie ulega diabelskim podszeptom swoich wrogów, którzy usiłują ośmieszyć go i odwieść od jego dzieła. Zna własną wartość. Nie jest hipokrytą, podlizującym się przełożonym, nie idzie na kompromisy. Jest szczery (kłamie tylko by kogoś nie urazić) i tego samego oczekuje od innych. Czy można go za to potępiać? Czy godzi się wyśmiewać jego wielkoduszność i idealizm? Nie - trzeba go podziwiać za odwagę bycia sobą w tym zdegenerowanym świecie, za niezłomność oraz optymizm, za umiejętność odnajdowania światełka w tunelu i niezmiennie dobre samopoczucie... A tym, którzy do poziomu Lesława Srebronia nie dorastają, należy tylko współczuć.
Wit Szostak, Sto dni bez słońca, Wyd. Powergraf, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska
Gatunek: powieść obyczajowa (uniwersytecka)
Główny bohater: Lesław Srebroń
Miejsce akcji: Finnegany
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 458
Moja ocena: 6/6Wit Szostak, Sto dni bez słońca, Wyd. Powergraf, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska
Ps. Wit Szostak to pisarz urodzony w Krakowie, ożeniony szczęśliwie, nagrodzony Zajdlem, nominowany do Nike. Ubrany w tweed. Jestem pod wrażeniem tej błyskotliwej satyry na nadęte środowisko akademickie, krytyków literackich oraz grafomanów używających niezrozumiałych słów, którym wydaje się, że pozjadali wszystkie rozumy i że ich jałowe spory są tak ważne, jak ratowanie świata. Książka jednocześnie jest piekielnie zabawna - czytając wynurzenia Lesława można się zaśmiewać do łez. I w dodatku dała mi do myślenia, na ile sama czasem nie tworzę sobie takich "światów równoległych", niczym nie zweryfikowanych, istniejących tylko w mojej wyobraźni. Jednak myśl jest potężna. Do tego książka, choć autorowi zaproponowano partnerską partycypację w kosztach tego pionierskiego przedsięwzięcia wydawniczego jest naprawdę porządnie wydana - twarda oprawa, dobry papier, przyjazna czcionka, a nawet format jakiś taki ułatwiający czytanie: to, że kartki same się przewracają, to nie był żart. Polecam!
Ps.2 A tu wywiad z "prawdziwym Lesławem Srebroniem", podczas czytania którego myślałam, że spadnę ze stołka.. szczęka opadła mi już przy trzecim zdaniu. Ale do śmiechu przestało mi być, kiedy poczytałam komentarze...
Ps.2 A tu wywiad z "prawdziwym Lesławem Srebroniem", podczas czytania którego myślałam, że spadnę ze stołka.. szczęka opadła mi już przy trzecim zdaniu. Ale do śmiechu przestało mi być, kiedy poczytałam komentarze...
Lektura jeszcze przede mną, ale widzę, że przeczytałaś Listy,ostrzę sobie na nie zęby.
OdpowiedzUsuńWywiad- odlot. Komentarze- haha. Dopisuję do listy.
OdpowiedzUsuń