Podobno Katarzynę Bondę się kocha, lub się jej nienawidzi. Ja po przeczytaniu Pochłaniacza  miałam w stosunku do tej pisarki zdecydowanie sceptyczny stosunek. Nachalny marketing do mnie nie przemawia i niespecjalnie też ma pokrycie w rzeczywistości. Po lekturze pierwszej części cyklu o profilerce Saszy Załuskiej zostały mi dwa główne wrażenia: chaosu i przegadania. Wzięłam się za Okularnika głównie, by sprawdzić, czy autorka się w nim "poprawiła". Inna sprawa, że po cichu narastały też we mnie takie wątpliwości, czy aby moja kiepska ocena Pochłaniacza nie wzięła się po prostu z niewłaściwego czasu i miejsca na jego lekturę. Czytałam Pochłaniacza na wakacjach, więc niby idealnie, ale w moim przypadku nie do końca, bo okazuje się, że skupiałam się wtedy na czymś innym, a nie na książkach. Chciałam więc te moje wrażenia zweryfikować.


Sasza Załuska chce wrócić do pracy w policji. Przedtem jednak jedzie do małej Hajnówki na Podlasiu, gdzie przebywa jej były kochanek, a także podejrzany w sprawie o morderstwo, Łukasz Polak. Polaka nie udaje jej się spotkać, ale za to profilerka trafia w sam środek zawiłej sprawy, w której główną rolę gra lokalny biznesmen, Piotr Bondaruk. Podstarzały mężczyzna bierze właśnie ślub z o wiele młodszą od niego dziewczyną. Nie byłoby w sumie w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że trzy poprzednie kochanki Bondaruka zaginęły i nigdy ich nie odnaleziono. Czy Bondaruk to taki podlaski Sinobrody? Hipoteza ta zdaje się potwierdzać, gdy panna młoda zostaje porwana w trakcie uroczystości weselnych. Dziwnym trafem Załuska jest tego świadkiem, a potem też co i rusz znajduje się w centrum wydarzeń, co budzi nawet podejrzenia miejscowej policji.

Pierwsze moje wrażenia były zbliżone do Pochłaniacza: że powieść jest przegadana. Autorce strasznie dużo czasu (i stron) zajmuje wprowadzenie do fabuły. Na pierwszych dwustu stronach niewiele się dzieje i w zasadzie nie wiadomo o co chodzi.  Zamiast przejść do meritum sprawy, pisarka meandruje przedstawiając nam życiorysy różnych postaci oraz zdarzenia, które potem okazują się być bez większej konsekwencji dla biegu wydarzeń.  Długi czas nie ma zbrodni, nie ma tak naprawdę śledztwa. Czytałam, ale bez zainteresowania. Wciągnęłam się dopiero w okolicach 250 strony, kiedy akcja przeniosła się do roku 1946, do pogromu prawosławnych wsi. Potem już poszło; 800-stronicową książkę przeczytałam w trakcie weekendu. No, ale przyznajcie, że na 250-ciu stronach niektóre powieści się kończą, a tu dopiero akcja się rozwija...

Intryga kryminalna przedstawiona w Okularniku nie należy do prostych. Z początku w ogóle trudno zorientować się w czym rzecz. Co jest istotne, co zapamiętać, a co sobie w tym gąszczu odpuścić? To, że Sasza Załuska wraca znowu do swojej traumy, szukając mężczyzny, który ją skrzywdził? To, że porwano oblubienicę Bondaruka? A co stało się z jego poprzednimi kobietami? Sprawa wygląda na cold case, bo jedyny świeży trup, który się pojawia w Okularniku nie wzbudza tak naprawdę specjalnego zainteresowania, a innych trupów nie ma. Poza tymi, które wypadają z szafy i mają dobrych kilkadziesiąt lat. Więc może rzecz w czymś, co ma korzenie w wydarzeniach, które miały miejsce tuż po drugiej wojnie światowej? Cały czas zastanawiałam się czy te retrospekcje o pogromach na Podlasiu, Żołnierzach Wyklętych oraz kwestia współczesnych animozji narodowościowych będą miały jakiekolwiek przełożenie na wątek kryminalny. Rozumiem, że autorka chciała w ten sposób uhonorować swoją babkę i wplotła tu kawałek dziejów własnej rodziny, tylko czy potrzebnie?  Zwłaszcza, że pisarka jeszcze podgrzewa atmosferę, dorzucając do tego kotła kwestie zaszłości po poprzednim ustroju, układów, ścierających się interesów, więzów rodzinnych, odradzających się narodowych ruchów, wreszcie małomiasteczkowej mentalności, którą Bonda porównuje - drastycznie dosyć - do wstrząsającej sprawy weselników z autobusu, opisanej przez Wiesława Łukę. Nikt nic nie wie, nikt nic nie widział i nie słyszał, ręka rękę myje. Akceptowani są tylko swoi, nawet jeśli to zdrajcy. Najważniejsza jest ziemia, na której ktoś się urodził i wyrósł. Zło jest wchłaniane, nieważne, że to, co wydarzyło się w przeszłości, mocno rzutuje na kolejne pokolenia. 

Podczas czytania Okularnika doszłam do wniosku, że Katarzyna Bonda jednak potrafi snuć interesujące opowieści - widać, że łatwo jej to przychodzi. Mnie też się to łatwo czytało.  Pisarka jednak ciągle przesadza z ilością słów i wątków. W Okularniku jest wiele fragmentów, które bym wyrzuciła; nie pasujących do powieści kryminalnej. Za dużo przedakcji i niepotrzebnych dygresji. Po co mi na przykład znać życiorysy epizodycznych postaci, nie mające żadnego przełożenia na ciąg akcji? Kobiety, która wynajęła pokój człowiekowi poszukiwanemu przez Załuską, nauczyciela w liceum, a nawet narzeczonej Bondaruka? A po co te fragmenty o młodocianych narodowcach, bawiących się w partyzantów? Autorka ma też zwyczaj wstawiania przydługich dialogów, które niczego nie wnoszą. Taka scena: Załuska jest zatrzymana przez policję, gdyż ktoś skradł jej wszystkie dokumenty. Przez kilka stron konwersuje z policjantem, przekonując go, że jest tym kim jest i namawiając, by zadzwonił do jej znajomego w Gdańsku, który potwierdziłby jej tożsamość. Po czym, ni z tego, ni z owego - bez żadnego wyjaśnienia - wyciąga dowód osobisty. Koniec sceny. Wspominałam już, że kwestia pogromów na pograniczu polsko-białoruskim nadaje się na osobną książkę, więc tu też ograniczyłabym te wątki do minimum niezbędnego by dopiąć (czy raczej dopełnić) całą intrygę. Wyrzuciłabym też cały wątek Łukasza Polaka - po kiego grzyba on jest w tej powieści? 

W zasadzie więc styl autorki się nie zmienił i moje zastrzeżenia co do pierwszej powieści cyklu pozostają aktualne i przy Okularniku. Ciąć, ciąć, ciąć. Nie każda gruba książka jest przegadana, ale kryminały Bondy są. Jednak Okularnik jest dużo czytelniejszy i spójny, niż Pochłaniacz; nawet te dłużyzny, o których mowa wyżej, czytało mi się dobrze, tyle tylko, że odciągały mnie od tego, co miało być meritum powieści. Poza Załuską doskonale skonstruowane są postaci bohaterów, zwłaszcza arcyciekawej szeptunki o skomplikowanym życiorysie. Profilerka natomiast zupełnie mnie nie przekonuje, jest zupełnie nijaka, poza tym nie wiem jakie są jej motywy i z czego wynika jej postępowanie. O ile w Pochłaniaczu to jej wątek był najbardziej spójny, tak tutaj kobieta zupełnie ginie w tle. Nie tylko komendantka hajnowskiej policji uważa, że Sasza Załuska jest nieudolna - ja też mam takie wrażenie. No bo co właściwie zrobiła ta kobieta? Nie sporządziła żadnego wiarygodnego profilu, w czym rzekomo jest tak dobra. Niczego nie odkryła. Zwłaszcza, że to śledztwo żadnego profilera nie wymagało, a raczej historyka. Jedyne co wychodzi Załuskiej to pakowanie się w kłopoty. Rozbija samochód, łamie rękę, trafia do aresztu... Ktoś zadał jej słuszne pytanie: dlaczego kobieto w ogóle nie wyjechałaś, po co się w to wszystko wtrącasz? Jedynym wytłumaczeniem dla obecności Załuskiej w Okularniku jest to, że jest to główna bohaterka spajająca cały cykl. Jej zadaniem jest jednak tylko mącenie, które przełamuje zmowę milczenia panującą w Hajnówce. 

Czy Okularnik w ogóle jest jeszcze kryminałem? Ja powiedziałabym, iż jest to książka z pogranicza, obyczajowo-historyczna z wątkiem kryminalnym. Katarzyna Bonda chyba idzie w ślad kryminałów skandynawskich: oni mają nazistów i neonazistów, my mamy mnóstwo zbrodni wojennych na tle narodowościowym zamiecionych pod dywan, z których co rusz coś wypływa, niekoniecznie w IPN-ie. I te zaszłe sprawy zainteresowały mnie najbardziej, wątek historyczny jest dobrze napisany, podczas gdy przedstawienie śledztwa kryminalnego wyszło autorce średnio.  Jest tu wiele niedopowiedzeń, nie zawsze wiadomo co z czego wynika i co tak naprawdę się zdarzyło. Brakuje wiarygodnych motywacji. Policjanci rozmawiają jakimś szyfrem, choć i tak znacznie bardziej zrozumiałym, niż w Pochłaniaczu (zwrot "lewe sanki" pojawił się jedynie raz).  A zakończenie powieści jest po prostu bez sensu. Autorka wielu rzeczy nie wyjaśnia - pokazuje tylko migawki, strzępki informacji - domyśl się czytelniku sam.  Zaś wyjaśnienia, które podaje... to się nie spina, jest w tym mnóstwo dziur. Na przykład: kto w końcu jeździł tytułowym okularnikiem? Motyw zabójstwa pierwszej kochanki Bondaruka i próby zabójstwa jego samego jest dla mnie zupełnie niezrozumiały. Bardzo dziwnym zbiegiem okoliczności jest to, że Załuska poznała wcześniej, jeszcze przed przyjazdem do Hajnówki, kobietę powiązaną z morderstwami. A ten wątek rodem jak z filmu Ze śmiercią jej do twarzy, który pojawia się pod koniec książki... to jest zupełnie absurdalne i w ogóle nie pasuje do tej historii. Końcówka wygląda tak, jakbyśmy nagle znaleźli się w zupełnie innej bajce. 

Mówi się, że Bonda słynie z perfekcyjnego merytorycznego przygotowania swoich powieści - jednak po tym, jak został napisany w Okularniku wątek kryminalny, w ogóle tego nie widać.  Pisarka powinna dołożyć starań, by przedstawiać tropy i fakty w sposób zrozumiały dla czytelnika, zamiast pisać szyfrem i gmatwać sprawy, tak że potem sama nawet nie wie, jak je scalić. Katarzyna Bonda z jednej strony zamieszcza w swoich książkach wiele informacji (często zbyt wiele) starając się jak najbardziej czytelnikowi nakreślić tło i postaci, a z drugiej strony nie podaje informacji naprawdę istotnych dla zrozumienia treści książki, lub podaje je w takiej formie, że trudno dojść do sedna. Wszystko jest tu zbyt zagmatwane. Czy np. wątek Żołnierzy Wyklętych albo siatki powiązań władzy będzie dziś, po 70-ciu latach dla wszystkich zrozumiały, bez dodatkowych wyjaśnień? Mam wątpliwości. Ja też nie miałam wiedzy na temat tamtych wydarzeń i nie rozumiałam dlaczego dokumenty zamordowanych wozaków były takie ważne - skoro zginęło w tych pogromach przecież znacznie więcej osób. A czy czytelnik zaaferowany próbami zrozumienia kto kogo zabił, będzie się jeszcze zastanawiał nad moralną wymową powieści? Co się udało Larssonowi, to Bondzie już nie. Zetknęłam się również z opinią mieszkanki Hajnówki wytykającej pisarce błędy, podkręcenie antagonizmów narodowościowych i wyolbrzymienie atmosfery panującej na tamtych terenach. Metody kryminologiczne zaś, na które pisarka chce zwrócić uwagę, giną w gąszczu rozmaitych wątków i postaci.

Jak widać więc, nie jest Okularnik powieścią bez wad, ale i tak oceniam go lepiej, niż Pochłaniacza; to solidna powieść z mocnym (i dość kontrowersyjnym) akcentem historycznym, tyle tylko że kryminał kiepski. Z opinii, jakie czytałam wynika, że wiele osób ma bardzo podobne odczucia do moich, więc chyba coś w tym jest. Chciałabym, by pisarka wzięła sobie te opinie do serca i postarała się zmodyfikować swój styl pisania, zamiast na wyrost ogłaszać się Królową polskiego kryminału. Tymczasem ukazała się właśnie u nas informacja, że kryminały z serii Cztery żywioły będą wydawane po angielsku przez brytyjskie wydawnictwo Hodder & Stoughton.

Gatunek: kryminał
Główny bohater: Sasza Załuska
Miejsce akcji: Polska, Podlasie
Czas akcji: współcześnie i w drugiej połowie XX wieku
Ilość stron: 848
Moja ocena: 4,5/6

Katarzyna Bonda, Okularnik, Wyd. Muza, 2015

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska 

Komentarze

  1. Podobnie jak Ty, "Pochłaniacz" przyjęłam delikatnie mówiąc, "letnio", więc po Twojej recenzji, z "Okularnikiem" daję sobie spokój. Grubo, nie znaczy zajmująco, a widać wyraźnie, że Bonda ma problemy z powściągnięciem pisarskiego temperamentu, rozdrabnia się na drobne i gubi po drodze intrygę kryminalną, czyniąc z głównej bohaterki, osobę nijaką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I podsumowałaś celnie jednym zdaniem ;)

      Usuń
    2. Dr Аgbazara-świetny człowiek, ten lekarz pomoże mi odzyskać mojego kochanka Jenny Williams, który zerwał ze mną 2 lata temu z jego potężnym zaklęciem, i dzisiaj wróciła do mnie, więc jeśli potrzebujesz pomocy, skontaktuj się z nim przez e-mail: ( agbazara@gmail.com ) lub zadzwoń / WhatsApp ( +2348104102662 ). I rozwiąż swój problem jak ja.

      Usuń
  2. "Okularnik" na mnie czeka i jestem bardzo ciekawa, jakie zrobi na mnie wrażenie :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czytalam "Sprawe Niny Frank" tej autorki i nawet mi sie podobala. Ale nie na tyle, by kontynuowac. Zreszta kryminaly zaczely mnie generalnie nudzic. Jestem wlasnie po lekturze ostatniej ksiazki Lackberg i, choc przyznaje, ze intryga jest lepsza niz w poprzednich 2-3 czesciach sagi, to i tak przynudza. Za duzo kryminalów w zyciu chyba przeczytalam, haha.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem na 200 stronie, czyli akcja zaraz się zacznie? Super. Bo póki co, nie wyszłam poza streszczenie z tylnej okładki i powoli zaczynało mnie to denerwować. Lubię solidne tło opowieści, charakterystyki postaci, ale cały czas mam wrażenie że w tej powieści nic się nie dzieje. A Załuska zachowuje się jak bohaterka powieści młodzieżowej, nie specjalistka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele osób denerwuje ten przydługi "wstęp" ;)

      Usuń
  5. Mam bardzo podobne zdanie o "Pochłaniaczu" - bardzo przegadana książka. Gdyby nie to, że "Okularnika" już posiadam to dałabym sobie z tą książką spokój.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przegadanie- słowo klucz do Bondy. To samo czułam po przeczytaniu "Florystki", która ma wprawdzie dobre momenty, ale... Niech mnie ktoś kopnie, żebym w końcu napisała o niej notkę...

    OdpowiedzUsuń
  7. Mi pochłaniacz przeszedł bardzo sprawnie. I w porównaniu z okularnikiem był mniej zawiły (po samej ilości stron łatwo dojść do wniosku ze szybciej udało się autorce połączyć wątki). Czytając okularnika często myślałam nas "jak długo jeszcze?" A po przeczytaniu "to po co było to wszystko?" Da się tym zabić nadmiar czasu jednak polotu z każda książka jest mniej. Za to wątków odwrotnie proporcjonalnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. przeczytałam dwie pierwsze książki jak dla mnie jest wielki galimatias, przemieszczanie postaci ,kultur ,czasu w którym akcja się dzieje a zakonczenie jeszcze słabsze głupie jak ucięty tekst nozyczkami

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze, że jest jeszcze ktoś, kto myśli tak jak ja :) Jestem po trzeciej książce cyklu. Nauczona dwoma poprzednimi tomami - starałem sie zapamiętać - kto, z kim, gdzie, kiedy i dlaczego? A i tak wszystko mi się pomieszalo :/ Załuska w tej części to totalna ciamajda. Właściwie to nie zrobiła nic. Wątki osobiste, baaaaaardzo okrojone i chyba nie do końca załapałam - skąd on się tu wziął? Ehhhh za dużo. Tylko tyle by wystarczyło do skomentowania.

    OdpowiedzUsuń
  10. "Okularnika" czytało mi się bardzo dobrze, ale... tak dziwnego zakończenia powieści jeszcze nie spotkałam. Człowiek czyta, czyta, chce więcej, a tu... koniec. Brakuje mi dalszej części tej historii. Wg mnie słabo. Teraz staram się przejść przez "Lampiony", ale wg mnie to dość "toporna" książka.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później