Jak cię widzą, tak cię piszą...
Ok, upał taki, że myśleć się nie chce (mnie się nie chce nawet mówić), więc może pooglądamy sobie obrazki. Oglądałam tak sobie ostatnio różne okładki i zauważyłam, że w przypadku literatury obcojęzycznej, coraz bardziej popularne jest u nas stosowanie projektu okładki "zachodniej". Mnie się to nawet podoba, bo te projekty są z reguły ładne - choć pewnie mniej zadowoleni są nasi rodzimi graficy, dla których jest coraz mniej pracy.
Czasem jednak wydawnictwo podejmuje się opracowania własnego projektu okładki. Różne są tego skutki. Nie raz patrzę na to i myślę "dlaczego?". Nie mówię, że zawsze, ale niestety dosyć częsta jest chyba sytuacja, kiedy rodzima oprawa graficzna nie dorównuje oprawie oryginalnej. Zebrałam tu kilka przykładów (zestawienie graficzne niestety nie chce być większe):
- Pieśń lodu i ognia to chyba najbardziej spektakularna porażka w tej dziedzinie. Teraz nowe wydania są publikowane z okładkami filmowymi, ale te pierwsze to były po prostu graficzne potworki, paskudne nie do opisania, pozostające w typowej stylistyce taniego fantasy. O ile ładniejsza jest klasyczna okładka proponowana przez wydawnictwo Bantam.
- Terror Dana Simmonsa ma jedną z moich ulubionych okładek ever - oczywiście w wersji anglojęzycznej; polska jest... no cóż, bez porównania. Na jej obronę powiem, że ta książka została wydana dobrych parę lat temu, a właśnie całkiem niedawno tę książkę wznowiło u nas wydawnictwo Vesper i okładka jest już całkiem OK.
- Okładkę nowej powieści Davida Nichollsa postrzegam jako dosyć nieudaną próbę dorównania wydaniu anglojęzycznemu - też jest grafika, ale wyszło jakoś tak... siermiężnie. Niemodna czcionka, to serce do niczego nie pasujące; mnie się nie podoba.
- Moriarty z Rebisu jest w sumie niezły, gdyby nie porównywać go do oryginalnego wydania - było zmieniać?
- na zastąpienie oryginalnych grafik w serii książek Bena Aaronovitcha narzeka sporo osób - polskie okładki wydają się bezosobowe, bez polotu, podczas gdy angielskie oddają klimat tych dosyć niezwykłych powieści.
- w przypadku Światła między oceanami polska okładka jest po prostu przeciętna - o ileż ładniejsza jest ta oryginalna...
- Służące są dla mnie ciekawym przypadkiem: kiedy zetknęłam się z polskim wydaniem tej powieści, pomyślałam sobie, że okładka jest brzydka. Potem jednak, kiedy się jej dokładnie przyjrzałam, doceniłam jak zmyślny jest to projekt i zmieniłam zdanie. Okładka wydania zagranicznego jest na pierwszy rzut oka ładna, ale.. co mają do treści te ptaszki? Teraz nasza rodzima okładka podoba mi się bardziej, tyle tylko, że w drugim wydaniu książki coś niedobrego się z nią porobiło: fartuszek się przekrzywił, przyczepiła się jakaś dziwna łatka u góry, no i wygląda to o wiele gorzej. Żałuję, że nie kupiłam sobie tej powieści kiedy było dostępne pierwsze wydanie.
- powieść Rhidiana Brooka nie dosyć, że została obdarowana przez Wielką Literę okładką zupełnie bezpłciową - w przeciwieństwie do bardzo nastrojowego pierwowzoru - to jeszcze książce zmieniono tytuł. Zupełnie niepotrzebnie. Tego polskiego za Chiny nie jestem w stanie zapamiętać, bo jest równie bezpłciowy: W domu obcego? W innym domu? W obcym domu? W cudzym domu?
- Bajecznie bogaci Azjaci, z nowości wydawniczych Znaku; polska okładka jest przyzwoita, ale o ileż bardziej oryginalna jest grafika na pierwowzorze. Szkoda, że ją zmieniono.
- Wołanie kukułki gwoli ścisłości i na Zachodzie było wydane w takiej formie, jak to miało miejsce u nas (czyli ten projekt jest adaptowany, nie polski), ale były też inne wydania, z których bardziej podoba mi się to, które pokazuję.
- jeśli chodzi o powieść Jojo Moyes, to akurat rodzime opracowanie graficzne mnie zauroczyło, natomiast okładka Penguina, którą tu pokazuję, jest po prostu bezbarwna. Dosłownie. Jakby robił ją początkujący grafik.
- wydawnictwo Dwie Siostry słynie z książek dla dzieci w niebanalnej oprawie graficznej. Tu akurat poszło w minimalizm, rezygnując z przepięknej - moim zdaniem - oryginalnej okładki.
- jeśli chodzi o powieść Jojo Moyes, to akurat rodzime opracowanie graficzne mnie zauroczyło, natomiast okładka Penguina, którą tu pokazuję, jest po prostu bezbarwna. Dosłownie. Jakby robił ją początkujący grafik.
- wydawnictwo Dwie Siostry słynie z książek dla dzieci w niebanalnej oprawie graficznej. Tu akurat poszło w minimalizm, rezygnując z przepięknej - moim zdaniem - oryginalnej okładki.
- 1Q84 Murakamiego w polskiej wersji jest dosyć przeciętne, w wersji japońskiej to istna piękność.
- polskie wydanie Zabić drozda to, no cóż, klasyka w paskudnej oprawie graficznej, w przeciwieństwie do oryginału.
Z moich obserwacji wynika, że jeśli chodzi o grafikę, to jednym wydawnictwom wychodzi to lepiej, innym gorzej. Do jednych z moich ulubionych projektów graficznych należą nieodmiennie te z wydawnictwa Marginesy - właściwie podoba mi się każda. Wyższa szkoła jazdy to już jest wydawnictwo Karakter, dla którego oprawa graficzna do oczko w głowie. Tu coś znaczy nawet oprawa bez oprawy, jak w przypadku Jak przestałem kochać design. Duże oficyny, jak Znak, czy Literackie idą raczej w przeciętność, niż oryginalność. Te wydawnictwa, których okładki mi się z reguły nie podobają, litościwie przemilczę...
Co myślicie? Macie jakieś swoje przykłady jak można zepsuć (lub poprawić) okładkę?
Z moich obserwacji wynika, że jeśli chodzi o grafikę, to jednym wydawnictwom wychodzi to lepiej, innym gorzej. Do jednych z moich ulubionych projektów graficznych należą nieodmiennie te z wydawnictwa Marginesy - właściwie podoba mi się każda. Wyższa szkoła jazdy to już jest wydawnictwo Karakter, dla którego oprawa graficzna do oczko w głowie. Tu coś znaczy nawet oprawa bez oprawy, jak w przypadku Jak przestałem kochać design. Duże oficyny, jak Znak, czy Literackie idą raczej w przeciętność, niż oryginalność. Te wydawnictwa, których okładki mi się z reguły nie podobają, litościwie przemilczę...
Co myślicie? Macie jakieś swoje przykłady jak można zepsuć (lub poprawić) okładkę?
A mi sie polski Moriarty szalenie podoba! Sluzace tez, ale reszta... A to co zrobiono okladkom mojej ukochanej serii o Peterze Grancie, czyli ksiazkom Aaronovitcha sprawia, ze noz w kieszeni sie mi otwiera. Albo i dwa.
OdpowiedzUsuńPolskie okladki ksiązek Aaronovitcha rzeczywiscie wolają o pomstwę do nieba. Natomiast w przypadku ML Stedman i Rhidian Brooks są to te same okladki, co w Hiszpanii, i podejrzewam, ze równiez w innych wydaniach. Wydawnictwa mają przygotowane rózne wersje okladek na kolejne edycje. Takie przynajmniej odnoszę wrazenie. A ten tytul -"W domu obcego"- to totalna porazka. W ogóle nie oddaje tresci powiesci.
OdpowiedzUsuńPewnie tak jest, że więcej tych okładek to są projekty międzynarodowe - wszystkich śledzić nie sposób.
UsuńHa ha, no rzeczywiście, tematy podobne. Tyle, że u Ciebie okładki ładne.
OdpowiedzUsuńJest tyle brzydkich okładek, że można by założyć osobnego bloga i puszczać tylko brzydactwa.
Jest jednak światełko w tunelu - okładki książek Murakamiego, czy Woolf.
Ale post o brzydactwach też mam w planach ;)
UsuńTaki blog istnieje: http://najgorsze-okladki.blogspot.com/
UsuńDołączam się do chóru zrozpaczonych polskimi okładkami serii o Peterze Grancie (odkąd dziewczyny z Książek mojej siostry powiedziały, że mężczyzna na okładce polskiej wersji wygląda jak podejrzany człowiek w płaszczu, nie mogę się dodatkowo pozbyć i tego skojarzenia ;)). Za to stanę w obronie Murakamiego: bardzo lubię to, że Muza konsekwentnie wydaje go w tej samej szacie graficznej -- to jednak się rzadko zdarza. I jasne, jedne są lepsze, drugie gorsze, ale przynajmniej jest konsekwentnie :).
OdpowiedzUsuńJasne, chwali się Muzie za konsekwencję w utrzymaniu szaty graficznej całej serii Murakamiego - generalnie ona nie jest taka brzydka, tyle że japońska o wiele bardziej wpada w mój gust
UsuńPrawie ze wszystkim się zgadzam, oprócz "Moriarty'ego" i "My", pierwsza okładka bardzo mi się podoba, a druga, choć dość przeciętna, nie jest taka zła :)
OdpowiedzUsuńHm, ale "polska" okładka GoT nie jest polska, tylko też zagraniczna. Nie dam głowy, czy nie z pierwszego wydania amerykańskiego.
OdpowiedzUsuńCo do Aaronovitcha, to się zgodzę - oryginalne okładki są przepiękne. Wydawca tłumaczył taki a nie inny wybór grafik tym, że chciał przyciągnąć do serii także czytelników kryminałów, a z oryginalną okładką byłoby to trudne. Choć tak szczerze, to mnie to nie przekonuje.
Co do zepsutych okładek, to moim faworytem jest Novik. Tak wygląda oryginalna okładka "Języków węży": https://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/e/e4/Tongues_of_Serpents_Cover.jpg
a tak polska: http://ecsmedia.pl/c/temeraire-tom-6-jezyki-wezy-b-iext10353650.jpg
co boli jeszcze bardziej, jeśli weźmie się pod uwagę, że cztery pierwsze tomy cyklu mają właśnie grafiki z oryginalnych okładek.
Ja mam świetny przykład - okładki polskiej wersji trylogii "Z mgły zrodzonego" Brandona Sandersona to jakieś potworki z surrealistycznych snów absolwenta ASP. Na szczęście wydawnictwo poszło po rozum do głowy i ostatnio odświeżyło serię w nowej oprawie.
OdpowiedzUsuńDla porównania wersja polska:
http://www.publio.pl/files/product/big/01/4c/cb/62951-z-mgly-zrodzony-brandon-sanderson-1.jpg
I wersja oryginalna:
http://ecx.images-amazon.com/images/I/51E%2B7V-PDyL.jpg
http://www.tor.com/wp-content/uploads/2014/12/mistborn-trilogy-cover.jpg
I na pocieszenie nowa wersja:
http://bookgeek.pl/wp-content/uploads/2015/04/z-mg%C5%82y-zrodzony.jpg