Z reguły reportaże, wydawane u nas dotyczą jakichś dalekich krajów z problemami: biedą, ogarniętych wojnami, konfliktami etnicznymi, korupcją, ect. ect. Rosja, Kaukaz, Afryka - to stałe destynacje. Więc kiedy zobaczyłam w serii Czarnego coś o Wielkiej Brytanii, od razu się zainteresowałam. Mało się pisze relacji z krajów dobrobytu, stąd może się okazać, że wiemy o nich mniej, niż o krajach trzeciego świata.  

Na początku człowiek myśli, że ci Anglicy są tacy mili i bezproblemowi, a potem się okazuje, że zatrudniają najchętniej nielegalnie albo płacą jedną pensję za pracę na dwóch posadach. Obcinają holideje i nic ich nie obchodzi

Angole Ewy Winnickiej to Wielka Brytania widziana okiem polskiej emigracji. Są tu historie osób pracujących na eksponowanych stanowiskach w City, takich, którym udało się wedrzeć do hermetycznego światka posh i zadomowić w Wielkiej Brytanii, są też opowieści zwykłego personelu, wykonującego te prace, których nie chcą już chwytać się Anglicy: pokojówek, sprzątaczek, sortowaczy śmieci.  Są ci wykształceni, ale też i ci, którzy jadą do Anglii bez kwalifikacji i bez podstawowej znajomości języka i potem nic nie mogą sobie załatwić. Jedni mówią, że za nic by do Polski nie wrócili, ale są też głosy, że jednak wolą żyć w Polsce. Jedni narzekają, inni są zadowoleni. Wszyscy zwracają uwagę na różnice w mentalności Polaków i Anglików, przede wszystkim brytyjski chłód, nieumiejętność mówienia rzeczy wprost i wyrażania uczuć, choć język angielski idealnie się do tego nadaje. I znowu: jednym to odpowiada, innym nie. Pewnie zależy od osobowości.

Jeśli będę zmęczona Londynem, to znaczy, że jestem zmęczona życiem

Każdy czytelnik podświadomie pewnie szuka w tych opowieściach schematu. Taką mamy naturę: czujemy potrzebę porządkowania. Chciałoby się powiedzieć: wyłania się z tego taki obraz, że... Ale się nie da, bo trudno w tych historiach uchwycić jakiś dominujący rys, jakiś stereotyp. Przynajmniej z początku. Raz chciałoby się pokiwać głową i powiedzieć: widzicie, w Polsce wcale nie jest tak źle - w Anglii też wykorzystuje się ludzi, a te ich chowanie głowy w piasek, brak emocji trudno wytrzymać. Czasem warunki pracy, jak w dworach w XIX wieku. Mentalność zresztą wielu Anglików też - co dużo tłumaczy. Wyższa klasa, z dziedzicznymi posiadłościami i pieniędzmi, to po prostu inny świat, nie bratający się z plebsem. Przeżytkiem z XIX wieku są też szkoły z internatem, z których wynosi się głównie... traumę. Za chwilę znowu pojawia się głos mówiący o tym, że w Wielkiej Brytanii nie ma takiego wyścigu szczurów, nie ma nastawienia na konsumpcję tak jak u nas, bo kraj osiągnął taki poziom, że ludzie mają wszystkie potrzeby zaspokojone: Nie ma tu ciśnienia na obnoszenie się z kasą, drogimi markami. W Londynie wszyscy jeżdżą metrem (bo szybciej), chodzą dużo na piechotę, stoją przed pubem. Łatwiej rzecz jasna dostosować się osobom wykształconym, ale nie jest to reguła. 

Zrozumiałam, że z Polakami dzieje się wszystko

Po przeczytaniu całości kształtuje się jednak pesymistyczny obraz emigracji. Teza jest taka, że Polacy zalali Wielką Brytanię, czym niestety nie zaskarbiliśmy sobie sympatii autochtonów. W sumie trudno się dziwić, my też nie bylibyśmy z takiego stanu rzeczy zadowoleni, gdyby ruszyła na nas emigracja zarobkowa z innego kraju, przynosząc ze sobą całą plejadę problemów, z którymi ludzie ci nie potrafili uporać się w ojczyźnie. Często osoby po prostu nie przygotowane do życia na obczyźnie - jadący tam bez żadnego planu, zaplecza, znajomości języka. Spontanicznie, na hurra, jakoś to będzie. Takie typowo polskie podejście. W Anglii doświadczyli wyobcowania, nieumiejętności dostosowania się do obcej kultury. Kłopoty z prawem (bo oczywiście Polacy go nie znają). Można zaryzykować stwierdzenie, że kobiety (jak zwykle) radzą sobie lepiej, niż panowie, chyba że są ofiarami przemocy domowej, co jest piętą achillesową polskiej społeczności. Mężczyźni popadają w alkoholizm, popełniają samobójstwa, nie rozwijają się. Wraz z ludźmi, którzy ciężko pracują zjechali się też kombinatorzy, ci co liczą na zasiłki i wygodne życie na koszt państwa. Patologia. Są też tacy, którzy postanowili skorzystać na cudzym nieszczęściu: Polak Polakowi wilkiem. Sami poszkodowani rzadko zwracają się o pomoc, nie wiedzą gdzie, lub robią to zbyt późno, gdy stoją już na krawędzi. Niektórzy pobyt na emigracji przypłacili chorobami, nerwicami, depresją. 

Polacy są lepsi niż Murzyni z Afryki, ponieważ na Czarnym Lądzie występują gorsze drogi i luźniejsze obyczaje  

Wychodzi na to, że jesteśmy narodem zastraszonym i niedouczonym. Ja bym powiedziała, że przede wszystkim zakompleksionym. Bo Anglicy to też ignoranci. Wyspiarze z ograniczonymi horyzontami. Uczyć im się nie chce, nie wiedzą, że mleko pochodzi od krowy, czy że Niemcy napadli na Polskę w 1939. A do tego emigrantów traktują z góry. Jako pariasów. Bo akcent nie ten. Ta kwestia przewija się przez całą książkę: to, jak Anglicy potrafią być chamscy i dyskryminować. Nasz problem polega na tym, że bierzemy to do siebie. Tymczasem jeśli ktoś jest chamem i źle traktuje innych, to świadczy źle o nim samym, a nie o tych osobach, które źle potraktował. Co z tego, że jest lordem?  Jest takie hasło: nie można przejmować się tym, co mówią inni, bo innych jest wielu i każdy mówi co innego.

Mam się ciszej śmiać, zwłaszcza kiedy przychodzą jego rodzice. To dla mnie nie problem - wtedy nie ma powodu do śmiechu 

Czy autorka miała zamysł, żeby przedstawić Anglię w negatywnym świetle? Nie wiem. Pozytywów w jej reportażach jest w każdym razie o wiele mniej niż negatywów. Być może jest to obraz emigracji w krzywym zwierciadle. Prawda pewnie leży znowu pośrodku. I być może ta książka znowu pokazuje przede wszystkim polskie malkontenctwo. Angole to istna ściana płaczu. W Anglii nienarzekanie jest obowiązującym kodem, natomiast Polacy potrafią narzekać na wszystko. Może w raju też by narzekali. I szukali winnych wszędzie dookoła, tylko nie w samych sobie. Brak poczucia humoru, za zimno, za ciepło, za duży dystans, Anglicy nie potrafią się bawić, Anglicy bawią się za bardzo, Anglicy za mało się odzywają...  Jest w Angolach taki rozdział, w którym pani zaczyna od narzekania, jak było jej źle w miejscu pracy, że Angole tacy sztywni, powierzchowni, a potem mówi: no dobrze, to powiem, co mi się w Anglii podoba. Mówi dwa zdania i znowu przystępuje do narzekania... Nie za bardzo rozumiem tej postawy, z której wynika, że to z Anglikami jest coś nie tak - ja rozumuję tak, że jeśli się jedzie do obcego kraju (na własne życzenie), to trzeba się przystosować do warunków tam panujących, a nie domagać specjalnego traktowania i tego, by to tubylcy dostosowali się do mnie. Czyż nie tak zachowują się muzułmanie, emigrujący do Europy? Uderzyła mnie historia o tym, jak Polaków charakteryzuje dosyć "luźne" podejście do kwestii przemocy na tle seksualnym, co w Wielkiej Brytanii nie jest tolerowane. Bo w Polsce można bić i molestować, w Wielkiej Brytanii - nie. A osoby, które się o tym wypowiadały, mówiły o tym z niejakim zdziwieniem i pretensją, że to coś dziwnego jest... Jeśli chodzi o polską mentalność, to przypomina mi się jeszcze taka anegdotka, którą usłyszałam od znajomego, a która po prostu mnie rozwaliła: znajomy opowiadał, jak to pojechał  do swojego brata, pracującego w Londynie - w odwiedziny i w celach czysto turystycznych. Siedział tam przez miesiąc i stwierdził: nie było tam co robić, więc cały czas piliśmy...

na wyjeździe przechodzi się przez kilka etapów. Pierwszy to euforia. (...) Drugi etap jest, kiedy zauważasz, że nie znasz języka, nie masz znajomych i nie masz domu.

Coraz więcej Polaków podobno chce wyjechać z Polski, bo wydaje im się, że tu nie ma perspektyw. A trawa gdzie indziej zawsze wydaje się bardziej zielona. Ewa Winnicka rozwiewa te złudzenia. Gdyby po przeczytaniu Angoli ktoś mnie zapytał, czy jechać do Wielkiej Brytanii, czy nie, odpowiedziałabym: nie jedź. W większości przypadków wyjazd niczego nie rozwiązuje: ilu ludzi widziałam, którzy mieli się tam dorobić, a wracali bez grosza przy duszy. Tymczasem wątki w Polsce się pourywały, rodziny i związki rozbite, do pracy nikt nie chce przyjąć. Emigracja po prostu nie jest dla wszystkich.

Gatunek: reportaż
Główny bohater: Angole
Miejsce akcji: Anglia
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 304
Cytat: Czy mogę się zwrócić do Polaków? Jeśli w Polsce nie układa się z pracą i rodziną, w innym kraju ułoży się znacznie gorzej. Bardzo dziękuję.
Moja ocena:  4,5/6

Ewa Winnicka, Angole, Wyd. Czarne, 2014

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później