Początki były trudne. Rozumiem, że można w barze zapijać swoje smutki, ale żeby zaraz pisać o tym książkę? Zabierałam się do Moehringera jak do jeża. Bez entuzjazmu przebrnęłam przez pierwsze rozdziały, w których autor opowiada o swoim trudnym dzieciństwie, spędzonym gdzieś na przedmieściach Nowego Jorku, w biedzie, w dysfunkcyjnej rodzinie. Nie moje klimaty. Wychowywany bez ojca, przez matkę oraz - okazjonalnie dziadków i wujostwo, którym daleko było do ideału. Dziadek autora był uosobieniem Ebenezera Scrooge'a, znęcał się nad swoją żoną i córką, być może nawet był "trochę" chory psychicznie. To samo tyczyło się ojca JR oraz męża jego ciotki. Chłopiec szybko zauważył, że coś tu jest nie tak, że nie tak wygląda szczęśliwa rodzina, a należący do niej mężczyźni nie są dobrymi ludźmi. Jego matka ciągle martwiła się tym, jak związać koniec z końcem - przynajmniej na tyle, by nie musieć wracać do obskurnego domostwa swojego ojca - a JR martwił się razem z nią. W końcu postanowił, że zostanie prawnikiem, m.in. po to, by postawić przed sądem własnego ojca i wydębić od niego zaległe alimenty.

prawdziwy mężczyzna opiekuje się swoją matką

Już jako dziecko pisarz przejawiał wrażliwość, widział otaczającą go niegodziwość i czuł się odpowiedzialny za swoją matkę. Matka zawsze była dla niego osobą, o którą należy się troszczyć i której nie można zawieść. Mimo wszystko potrzebne były mu męskie wzorce i te odnalazł pośród lokalnej społeczności, zbierającej się w barze. Ów bar, o literackiej nazwie Dickens, stał się dla JR początkowo synonimem miejsca niedostępnego (z racji wieku), a następnie odpowiednikiem domu. To tam mógł się zwierzać ze swoich kłopotów, świętować sukcesy, analizować zagrania ulubionej drużyny baseballowej, czy słuchać historii snutych przez innych bywalców.  Powracał do baru także w trudnym okresie studiów, kiedy przeżywał zwątpienia i pierwszą, nieszczęśliwą miłość. W Barze dobrych ludzi odnajdziemy wszystkie typowe męskie rytuały: fascynację sportem, kobietami oraz kieliszkiem, jako sposobem na odprężenie po ciężkim dniu. Szczerze mówiąc zastanawiałam się, dokąd to zaprowadzi autora, obawiałam się, że się stoczy... 

Każda książka, która jest coś warta, opowiada o ludzkich emocjach, o miłości, śmierci i bólu.

Wiele w Barze dobrych ludzi jest scen daleko wykraczających poza tytułowe miejsce akcji - dotyczących po prostu codziennego życia - i te fragmenty podobały mi się najbardziej. To historie z jego dzieciństwa, przeprowadzki do Arizony, ze studiów w Yale. Bar był dla Moehringera ostoją, ale nie bar zmotywował go do nauki. Zgadnijcie, co dla JR stało się lekarstwem na smutki dzieciństwa? Oczywiście - książki. Mały Moehringer odkrył skarbnicę wiedzy i wehikuł czasoprzestrzenny, dzięki czemu pewnie nie skończył jako barman, lecz jako znany dziennikarz i pisarz... Miłość do książek i słowa pisanego, rozwinięta została dzięki dwóm ekscentrycznym księgarzom, nie mającym nic wspólnego z barem - kolejnym substytutom ojca. Trochę niepokojące jest jednak to, że czytanie jest przez większość ludzi z otoczenia autora traktowane jako swego rodzaju ekscentryzm, właściwy przede wszystkim ludziom wysoko wykształconym.

Czytali wszystko, co kiedykolwiek napisano i za wszelką cenę próbowali przeczytać wszystkie nowości z danego miesiąca, a przez ten nałóg musieli żyć w odosobnieniu jak średniowieczni mnisi w klasztorze. 

w procesie tworzenia silnego mężczyzny bierze udział tylu ludzi, ilu trzeba, by zbudować wieżę

Zrozumiałam, że J.R. Moehringer opowiada nie o popijawach w lokalnym barze, lecz o swoim dorastaniu. O ojcostwie, tęsknocie dziecka za nieobecnym rodzicem, nawet kiedy to dziecko wie, że ojciec niespecjalnie się nim interesuje. O przeistaczaniu z pełnego niewinności chłopca w mężczyznę (ah, jakim kochanym był dzieckiem JR - przynajmniej we własnych wspomnieniach - aż szkoda, że dorósł...). O braku pewności siebie, trudnym wkraczaniu w dorosłość i poszukiwaniu własnej drogi życiowej. Moehringer miał nie jednego ojca, lecz wielu. Szukał u nich twardości, wytrwałości, szczerości, odwagi. Aż do momentu, gdy zorientował się, że te cechy ma... jego matka. I że te męskie wzorce, z którymi miał do czynienia: obiboki, pijaczkowie, hazardziści i damscy bokserzy - nie są wzorami godnymi naśladowania.

to nie przypadek, iż książki otwierają się jak drzwi

Moehringer ma fantastyczny dar obserwacji. Pisze przy tym o otaczających go ludziach i miejscach z czułością, życzliwością i wyrozumiałością dla ich wad. W pewnym momencie uświadomiłam sobie podobieństwo jego stylu do stylu Johna Irvinga - którego niedawno przecież czytałam - ta sama prostota i precyzja, ta sama celność, słowa trafiające w samo sedno, humor, tyle że bez groteskowych, czy obscenicznych scen. 

Bill palił jak lokomotywa, ale nie miał popielniczki. Stawiał tlące się niedopałki pionowo wzdłuż krawędzi stołów i biurek na zapleczu i pozwalał im się dopalić, aż tworzyły coś w rodzaju dioramy przedstawiającej pożar lasu. Jego oczy też były wypalone od czytania, a szkła okularów musiały być grubsze niż jego ulubione rosyjskie powieści. Uwielbiał Rosjan, a o Tołstoju mówił z taką rozbrajającą poufałością, jakby codziennie rozmawiał z nim przez telefon.

po 11 września została tylko jedna rzecz, którą mogliśmy idealizować, tylko jedno nie mogło nas rozczarować - przeszłość

Jest w tej książce nostalgia, ten nastrój, jaki ogarnia nas, kiedy wspominamy nasze dzieciństwo - to zawsze są czasy magiczne, nawet jeśli dały się nam we znaki. Moehringer wyraża wdzięczność  wszystkim tym, którzy go wspierali i kształtowali jego osobowość. Ale autor przekazuje nam też, że udało mu się osiągnąć sukces m.in. dlatego, że potrafił zostawić przeszłość za sobą. Co tu dużo mówić, pokochałam Bar dobrych ludzi. Nie za zwierzenia barmanowi czy pijackie wybryki, ale za życiowość, za ciepło, za szczerość autora, potrafiącego przyznać się do swoich słabych stron, braku pewności siebie, czy porażek. Bez wahania pisze o swoich uczuciach, w tym miłości do matki i nie jest przez to wcale mniej męski - wręcz przeciwnie. Także za literackie odnośniki, za docenienie roli nauki i wiedzy. Ta książka mogłaby być przewodnikiem dla każdego chłopaka, pokazując mu jak się nie poddawać - nawet gdy się wątpi w siebie - i jak się nie zagubić, nawet szukając zapomnienia w barze.

Metryczka:
Gatunek: wspomnienia/autobiografia
Główny bohater: J.R. Moehringer
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: współcześnie
Cytat: Tak długo z utęsknieniem szukałem klucza do tajemnicy, jak być dobrym mężczyzną, a wystarczyło wziąć przykład z jednej dobrej kobiety
Moja ocena: 6/6

J.R. Moehringer, Bar dobrych ludzi, Wyd. Sonia Draga, 2009

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska (552 str.)

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później