Podobno większość Polaków nie czyta książek, a mimo to trzy poprzednie książki Wojciecha Cejrowskiego to ponad milion sprzedanych egzemplarzy. Przynajmniej tak twierdzi wydawca. A ja rzekomo nie lubię kowbojskich tematów, bo cóż ciekawego może być na prerii: trawa, sucha trawa, coś tam skrzypi na wietrze, hula wiatr, pasą się jakieś krowy. Posłuchajcie...
Rzecz dzieje się współcześnie, w Arizonie, tuż przy granicy z Meksykiem. Dziki Zachód dawno przestał być dziki, ale mieszkańcy prerii wciąż o tym zapominają. Preria jest trochę dzika, trochę niepiśmienna. Nie jest zacofana! Po prostu poszła w inną stronę, niż nasza cywilizacja. 


Gdzieś w Arizonie, na kompletnym pustkowiu, przy desert road from Vegas to nowhere stoi sobie drewniany domek. Domek na prerii. Obok niego stara pompa - nieodłączny element amerykańskich pejzaży. Niebieskie krzesło na porchu. I autor pijący mate. Ma jedną zmianę bielizny (co się z nią stało przeczytacie w książce), ale za to cztery sztuki broni - jak to w Ameryce. Rozklekotanego Mustanga. Rachityczny ogródek i wannę przed domem. Skrzynkę na listy, kilka Krzaków Nijaków oraz kulawego kojota w nich. Więcej do szczęścia mu nie trzeba, a jeśli trzeba, wszystko można kupić w Walmarcie. Jest tu tyle cywilizacji, ile trzeba: nie za dużo, nie za mało, ale w sam raz. W razie potrzeby jest stado. Lokalna społeczność. Stado musi cię obwąchać i zaakceptować. Stado wie o tobie wszystko, nie łudź się. Nawet kiedy siedząc na golasa w kompletnej samotności, wylejesz na siebie dzbanek gorącej kawy... Może i jesteś dziwakiem, ale nawet na amerykańskim zadupiu można spotkać dziwaków (a może zwłaszcza na takim zadupiu - pamiętacie Przystanek Alaska?). Tu w zasadzie każdy jest dziwny i nikomu to nie przeszkadza.
Szeryf i tak ma mnie na oku. W jego prywatnym kapowniku zostałem zapisany pod literą H. Gdzieś pomiędzy hippie a hobo. W dodatku widział mnie kiedyś ze sprzętem do yerby (...) miałem to w samochodzie, a szeryf rzucił okiem i nic nie powiedział. W normalnych okolicznościach coś by powiedział, (...) a skoro odwrócił wzrok i poszedł, to znaczy, że postanowił mieć na mnie oko. Może nawet zapisał mnie w swoim kapowniku po raz drugi - nadal pod literą H, ale tym razem pomiędzy haszysz a heroina. 

Wyspa na prerii to zbiór anegdotek, opowiastek z życia na Dzikim Zachodzie. Bez rodeo, bez country, bez bijatyk i strzelanin. Kiedy się to czyta, słyszy się ciszę zalegającą wokół małego domku, no i to skrzypienie, chrobotanie, gwizdy, stuki, skrobanie pazurem. Odgłosy prerii. Obcowanie z bezwzględną przyrodą. Jak coś takiego może być ciekawym tematem na książkę? Posłuchajcie...
Na prerii się nie zdycha i nie umiera, lecz ginie.
Preria ma w ofercie wiele...rozwiązań. Wszystkie radykalne.
Na prerii granica "ewidentności" przebiega tak daleko, że właściwie nigdy jej nie widać.
Kobiety na prerii są jak preria - lepiej z nimi nie zadzierać. 

Wyspa na prerii idzie totalnie pod prąd. Pod prąd naszego uzależnienia od internetu i telefonów, pracoholizmu, gromadzenia dóbr, równania wszystkich do jednego szymela, ale także dbałości o środowisko, równouprawnienia i co tam jeszcze chcecie. Tu panuje maniana i totalna wolność, którą Cejrowski jest zachwycony. Ameryka to kraj wolnych ludzi, nie ma tu krępujących dziwnych reguł (w przeciwieństwie do Europy), a w dodatku ludziom się dobrze wiedzie. Czuje się, że autorowi jest tam dobrze i nigdzie mu się stamtąd nie chce ruszać. Kiedyś pewnie się ruszy, ale kiedy?


Nasza cywilizacja to jedno wielkie gumbo*, a do tego wszystkie garnki są ze sobą połączone. Podstawowym składnikiem tego gumbo jest szlam, ale przyzwyczailiśmy się i jemy, co podają. Co jakiś czas na łyżce pojawia się i ześlizguje coś... niewiadomoco, ale nawet przez tę krótką chwilę możemy się zorientować, że ma zbyt wiele odnóży, wąsów i oczy** w niewłaściwych miejscach. Pewnego dnia nie ześlizgnie się i nie schowa pod ciemną powierzchnią zjawisk, lecz złapie za tę naszą łyżkę i zaproponuje, byśmy się zamienili rolami. Pożre nas nasze własne gumbo, mówię wam. Mam nadzieję, że będę wtedy na prerii. Mam nadzieję, że wystarczająco wielu z nas będzie w podobnych miejscach, w swoich małych domkach. (...)
W starciu z globalnym gumbo mają szansę tylko małe domki na końcach mało uczęszczanych dróg. Obojętne, czy to na Podlasiu, Polesiu, czy na prerii - ważne, żeby domek był odpowiednio mały.
Wyspa na prerii to nie Gringo wśród dzikich plemion, nie jest aż tak dowcipnie, trochę w niektórych miejscach zgrzyta (przede wszystkim to zaślepienie autora w stosunku do Ameryki, ale co, w końcu wolno mu...), ale jednak Wojciech Cejrowski potrafi każdy temat przerobić na gawędę słuchaną z zapartym tchem i ze wszystkiego zrobić bestseller. Nawet z krzaków kulających się po prerii, albo z robienia prania. A nawet z patrzenia jak trawa rośnie i nic nie robienia. Nic dziwnego, że potem może siedzieć na porczu i słuchać Pieśni Błękitnych Traw i nie przejmować się podatkami, ani kodeksem pracy... Posłuchajcie...

Metryczka:
Gatunek: właściwie nie wiadomo co
Główny bohater: preria
Miejsce akcji: Arizona/USA
Czas akcji: współcześnie
Cytat: j.w.
Moja ocena: 5/6

Wojciech Cejrowski, Wyspa na prerii, Wyd. Zysk i s-ka, 2014 

* Jak ktoś nie wie co to jest gumbo, odsyłam do książki. Tak czy inaczej słowo gumbo w tym fragmencie jakoś dziwnie kojarzy się z innym, dobrze nam znanym słowem - i coś w tym jest.

**Pisownia oryginalna. Korekta na ten temat milczy. 

Ps. Czytając książki Cejrowskiego trzeba je naprawdę czytać od deski do deski. Łącznie z przypisami drobnym druczkiem, a nawet stopką redakcyjną. Pamiętajcie o tym.

Ps2. Moja koleżanka ma odmienne zdanie na temat tej książki - "powierzchowna, mało spójna, bez warsztatu literackiego, a samozadowolenie WC aż bije po oczach". Szkoda, że nie zdecydowała się na wyrażenie swojej opinii tutaj - byłaby fajna polemika. Ja podeszłam do Wyspy z większym dystansem; poglądy autora, póki nie jest on politykiem i nie ma na nic wpływu, raczej mnie śmieszą, a poza tym staram się nie oceniać autora, a książkę. 

Ps3. Książka zdecydowanie zasługuje na nagrodę za oprawę graficzną, poczynając od lakierowanej okładki z logiem tukana, przez kredowy papier, piękne zdjęcia, a kończąc na  opracowaniu graficznym samego tekstu. Nie sposób się nią nie zachwycać. Dlatego wrzucam Wyspę na prerii do wyzwania Okładkowe love.

Komentarze

  1. Wydanie jest przepiękne, oglądałam w księgarni :) prześladuje mnie ta książka chyba, wzbraniam się póki co przed zakupem, ale jak dostanę wjazdu na Targach Książki to chyba jednak ulegnę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Do tej pory czytałam 2 książki Cejrowskiego i ,,Wyspę na prerii" także mam w planach, mam nadzieję, że jesienią uda mi na nią zapolować :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Do Cejrowskiego zawsze podchodzę z dystansem. A sama książka bardzo mnie ciekawi. Póki co, leży i czeka na swój moment.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z Cejrowskim można się zgadzać lub nie ( ja raczej nie), ale książki pisze dobre. Przypisy są najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja akurat uwielbiam Cejrowskiego, rozumiem, że można go nie lubić za poglądy i styl bycia, ale książki pisze świetne

    OdpowiedzUsuń
  6. Do mnie Cejrowski nie przemawia :( Nie wiem też do końca dlaczego ale nic na to nie poradzę...

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie skończyłam czytać tę książkę. Jest świetna :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pamiętam pozytywne wrażenia po lekturze "Gringo...". Ta książka urzeka już samym wyglądem zewnętrznym (wiem, nie należy oceniać po okładce). :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później