Biała księżniczka

Kiedy kończyłam cykl poświęcony Wojnie Dwóch Róż, nie mogłam doczekać się jego kontynuacji, czyli powieści o córce Elżbiety Woodville i Edwarda IV, księżniczce Elżbiecie, wydanej za zwycięskiego w bitwie pod Bosworth Henryka Tudora. Ach, jakżebym chciała, by ta historia potoczyła się inaczej, bowiem przegrana Ryszarda III i zdobycie tronu przez Tudora jest haniebnym przykładem zdrady i pecha po prostu. Wydawało się, że przeważające siły stoją za Ryszardem, królem z dynastii Yorków, tymczasem koło fortuny obróciło się jeszcze raz w dziwaczny sposób. Tym oto sposobem Elżbieta, która była de facto związana z Ryszardem, stała się częścią łupów wojennych. Wydana za Henryka, urodziła mu kilkoro dzieci, zapoczątkowując dynastię Tudorów, tak jak wymarzyło się to Małgorzacie Beaufort. Jaka była matka Henryka VIII?

Elżbieta przedstawiona jest przez Philippę Gregory jako postać tragiczna, kobieta rozdarta pomiędzy dwa rody: swój rodzimy ród Yorków, który został w dosyć nieoczekiwany sposób zdziesiątkowany oraz ród Tudorów, któremu urodziła potomstwo. Jej matka, osławiona Elżbieta Woodville cały czas spiskuje, aby przywrócić Yorków na tron, czemu jej córka przygląda się cokolwiek biernie, zdając sobie sprawę, iż ewentualny sukces takich działań odsunie od władzy jej własnych synów. Oto jest więc kolejna postać, której życie jest naznaczona brutalną walką o władzę. Władzę, która przecież nie popłaca, bo historia pokazała, że zasiadanie na tronie wiązało się z ciągłą niepewnością i szarpaniną.  Pod tym znakiem upływa również życie Elżbiety York: Henryk Tudor zmaga się cały czas z kolejnymi spiskami oraz rebeliami, tym bardziej, iż - w przeciwieństwie do Edwarda IV - nie jest królem kochanym przez lud. Sen spędza mu z powiek szczególnie niezamknięta sprawa zniknięcia dwóch książąt, synów Edwarda IV. Fakt, że nie znaleziono ich zwłok, sprzyjał pojawiania się kolejnych pretendentów, podających się za zaginionych następców tronu. Ten wątek w Białej księżniczce jest bardzo ważny, wręcz dominujący i widać, że Philippa Gregory dosyć wyraźnie optuje za hipotezą, że to Tudorowie stali za zniknięciem małego Edwarda i Ryszarda. Aż dziwne, że Henryk VII, mimo tak niesprzyjających okoliczności, towarzyszących jego panowaniu, zdołał utrzymać się przy władzy.

Trochę rozczarowała mnie sylwetka samej głównej bohaterki. Elżbieta York odbiega bowiem charakterologicznie od pozostałych bohaterek cyklu: jest bierna i pogodzona ze swoim losem. Wyszła za mąż bez miłości, kierowana racją stanu i jest małżonką posłuszną i lojalną, taką, jaką chciałby ją widzieć Henryk. Rodzi mu kolejne dzieci, akceptuje sytuację, że jest dopiero drugą kobietą na dworze, po matce Henryka, nie ma odwagi przeciwstawić się mężowi, a o samych spiskach, inspirowanych często przez jej własną matkę, niezłomną królową wdowę - nie chce niczego wiedzieć. Elżbieta w tej rozgrywce stara się być neutralna, ale wszystko wskazuje na to, że opowiada się raczej po stronie Tudorów, bo Tudorami są wszak jej dzieci. Tak naprawdę, choć powieść poświęcona jest Elżbiecie, to ona jest jej narratorką, to jednocześnie jest ona tak mało intrygującą postacią, że na plan pierwszy wybija się jej małżonek. Biała księżniczka to w zasadzie opowieść o Henryku VII - władcy przedstawionym jako człowiek zimnego usposobienia, wyrachowany, nie potrafiący wzbudzać miłości, nie ufający nikomu, podejrzliwy i cały czas obawiający się, że wskutek kolejnego spisku straci tron. To człowiek ukształtowany przez swoją ambitną matkę, Małgorzatę Beaufort, grającą również w Białej księżniczce niebagatelną rolę - tej, która - zamiast Elżbiety - zarządza królewskim dworem i wspiera Henryka w panowaniu. Autorka pokazuje bardzo silną więź, łączącą matkę i syna, niekoniecznie jednak będącą dla tego ostatniego korzystną... O ile Małgorzata wydała mi się jeszcze bardziej antypatyczna, niż w Czerwonej królowej, to przegrana summa summarum Elżbieta Woodville zyskała w moich oczach, jako bezwzględnie wierna swojej miłości do Edwarda IV.

Sam Henryk VII nie jest postacią dziś zbyt popularną, całkowicie przyćmiony przez swojego syna, tym bardziej więc żona Henryka, starająca się raczej wtopić w otoczenie, nie zapisała się w annałach historii. Biała księżniczka przybliża nam ten czas z dziejów Anglii, pokazując jak wzrastali Henryk VIII i jego starszy brat, Artur, któremu nie dane było zasiąść na tronie... Nie można oczywiście zarzucić niczego autorce, jeśli chodzi o odtworzenie realiów epoki - obyczajów, mentalności oraz jak zwykle doskonałych opisów otoczenia, sprawiających, że z łatwością przenosimy się na XV-wieczny dwór Tudorów i wierzymy autorce, że tak właśnie było. Powieść zachwyca bogactwem szczegółów, jest dopracowana oraz spójna z pozostałymi powieściami cyklu. Coś jednak sprawiało, że Białą księżniczkę czytało mi się jakoś bardziej topornie, niż inne książki Philippy Gregory - może to kwestia zmęczenia materiału, może powtarzalności wydarzeń, kolejnych starć z buntownikami i pretendentami do tronu, wokół których kręci się znaczna część powieści. Znacznie łatwiej odnajdywałam się w tych fragmentach, które relacjonowały życie osobiste bohaterów, ich wzajemne relacje i atmosferę na dworze - a tych było zdecydowanie mniej, niż akcentów politycznych. Niemniej to doskonała pozycja, kolejna w dorobku Philippy Gregory. Książka jest oczywiście perfekcyjnie wydana, uzupełniona mapkami i drzewem genealogicznym, ułatwiającym zorientowanie się w skomplikowanych koligacjach, zwłaszcza tym czytelnikom, którzy nie czytali poprzednich powieści pisarki. Jednocześnie polecam powieść Anne O'Brien Zakazana królowa, przybliżającą dla odmiany początki rodu Tudorów.

Metryczka:
Gatunek: powieść historyczna
Główny bohater: Elżbieta York/Henryk VII
Miejsce akcji: Anglia
Czas akcji: XV wiek
Cytat:  -
Moja ocena: 5/6

Philippa Gregory, Biała księżniczka, Wyd. Książnica, 2014

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska (456 str.)

Komentarze

  1. Jeszcze nie czytałam nic Philippy Gregory, ale za chwilę nadrobię braki, bo już czekają na swoją kolej na półce. Sama jestem ciekawa jakie wrażenie wywołają. Wszędzie czytam, że to kawał dobrej roboty historycznej i czyta się jednym tchem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadza się - jeśli lubisz powieści historyczne, powinnaś być jej fanką :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten cykl jest ciągle przede mną i czekam, aż pierwsza część - "Biała królowa" będzie dostępna w bibliotece. Oglądałam serial "The White Queen" i spodobał mi się, wiec postawiłam przeczytać również książki. Widzę, że ty cykl polecasz :)
    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie trzeba zaczynać tego cyklu od "Białej królowej", bo każda z trzech książek opowiada w zasadzie o tym samym. A tak naprawdę początkiem cyklu jest "Władczyni rzek"

      Usuń
  4. Philippa Gregory ma lepsze i gorsze momenty, ja bardzo lubię "Wieczną księżniczkę" o Katarzynie Aragońskiej, ale ja jestem pod wrażeniem konsekwencji z jaką pisze powieści historyczne, skoncentrowane na kobietach. Chwała jej za to :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O owszem, choć ostatnio przez myśl mi przemknęło, że może napisałaby coś z męskiego punktu widzenia dla odmiany...

      Usuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później