Naszła mnie ostatnio ochota na fantastykę, którą czytuję bardzo rzadko. Padło na Cienioryt. Powieść prawie w gatunku płaszcza i szpady, nieomal historyczna. W opisie książki mowa jest o XVIII-wiecznych hiszpańskich zaułkach – faktycznie w Cieniorycie nie obowiązuje nasz czas, wprawdzie Vastylia i Holbrawia nie istnieją i nigdy nie istniały, ale z łatwością można je sobie przełożyć na realne kraje i wyobrazić sobie bohaterów w konkretnej scenografii i konkretnej czasoprzestrzeni. Inspiracje autora są dosyć oczywiste. Jak w typowej powieści tego gatunku wiele się dzieje; są tu pojedynki, pościgi, zdrady i zasadzki, niespodziewane sojusze i zwroty akcji, a główny bohater, zubożały i trochę już sterany życiem szermierz Arahon Caranza Martenez Y’Grenata Y’Barratora mocno przykuwa czytelniczą uwagę. Piskorski kreśli perypetie swoich bohaterów z gracją tancerza. Nawet opisy walk, nie będące z reguły tym, co tygryski lubią najbardziej – nie wydały mi się tym razem ani zbyt rozwlekłe, ani brutalne. Ani się obejrzałam, jak intryga z tajemniczym cieniorytem w tle wciągnęła mnie bez reszty, niczym przygody Trzech Muszkieterów (a musicie wiedzieć, że powieści Aleksandra Dumasa należały do moich ukochanych książek w latach nastoletnich), nie potrzeba było mi już niczego więcej. Do pewnego momentu można było więc delektować się samą akcją i przymknąć oko na te wstawki o cieńprzestrzeni, cieńmistrzach, cieństrzelbach. Aż tu nagle akcja powieści robi salto mortale. Bardzo mnie to zaskoczyło. Uśpiła mnie, zwiodła ta konwencja płaszcza i szpady. I dopiero zaczyna się dziać, dopiero robi się ciekawie. 

Alternatywna kraina cieni, stworzona przez autora jest ciut trudna do przedstawienia sobie, ale wystarczy rozejrzeć się wokół siebie. Zbudowanie wokół dość banalnego zjawiska koncepcji fantastycznego świata, wydaje mi się pomysłem całkiem oryginalnym, choć przywodzi mi to skojarzenia z Jackiem Dukajem, co prawda bardzo słabe, bo monumentalnego Lodu nie dałam rady skończyć; podkreślam, że nie jestem żadną znawczynią gatunku. Elementy fantastyczne w Cieniorycie nie dominują, ale splatają się swobodnie z pozostałymi wątkami. O co chodzi? Właśnie denerwowało mnie z początku, że nie wiadomo o co chodzi, bo autor nie wyjaśnia, a tylko napomyka coś półgębkiem między wierszami. Wprowadza w temat stopniowo. Lecz dzięki temu wyobraźnia czytelnika pracuje cały czas, mamy szansę, aby na własną rękę odkryć niektóre sekrety świata, w którym mieszka Arahon. Obawiam się tylko, że jednak działanie tego uniwersum nie zostało przez Piskorskiego wystarczająco objaśnione – przynajmniej dla mnie niektóre sprawy nie były jasne. Na przykład kim była Hebanowa Pani, albo czym różniła się cieństrzelba od zwykłej strzelby?

Z punktu widzenia przeciętnego czytelnika, poszukującego dobrej rozrywki ta książka jest doskonałym wyborem. Dynamiczna, dopracowana, bogata językowo. Lektura Cieniorytu była dla mnie bardzo miłą niespodzianką, zważywszy na to jak ostrożnie podchodzę do tego gatunku i mogę stwierdzić, że książka ta, nawet jeśli nie zaliczyłabym ją do najlepszych, jakie czytałam w tym roku, to na pewno do ulubionych. Wcześniej nieznany mi Krzysztof Piskorski okazał się być autorem z doskonałym warsztatem, na którego kolejną powieść już teraz czekam z niecierpliwością. I chyba zacznę częściej czytywać fantastykę.

Krzysztof Piskorski, Cienioryt, Wydawnictwo Literackie, 2013 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później