Bielszy odcień śmierci
No proszę, dopiero co pisałam, że nie
lubię francuskiej literatury, a tu pojawia się Bernard Minier. Kim jest
Bernard Minier? Poza tym, że jest pisarzem, wywodzącym się z Pirenejów, a
powieść Glace jest jego debiutem – niewiele się o nim
dowiedziałam. A szukałam jakichś informacji o tym autorze, bo
zaintrygował mnie fakt, że tak dobra książka wyszła spod pióra
nowicjusza (i w dodatku Francuza, piszącego jak nie Francuz)!
Glace, czyli w polskim przekładzie Bielszy odcień śmierci,
święciła triumfy na naszym rynku dokładnie rok temu – po blogach
przetoczyła się fala pozytywnych recenzji tej książki, jestem więc ze
swoją mocno spóźniona. Cóż było robić, skoro zima jest raz w roku ;) Bielszy odcień śmierci
należy bowiem obowiązkowo czytać zimą, gdy za oknem hula zadymka
śnieżna. Z łatwością przeniesiemy się wtedy w mroczne doliny francuskich
Pirenejów, których obrazy tak sugestywnie maluje Minier. W elektrowni
leżącej nieopodal małego miasteczka Saint-Martin, zostaje znaleziony
bestialsko zabity…koń. Na nogi zostaje postawiony cały okoliczny aparat
śledczy, bo choć niby to tylko zwierzę, ale sposób dokonania tej zbrodni
rodzi obawy, że to dopiero początek i że dalej będzie tylko gorzej… Tym
bardziej, że w pobliżu Saint-Martin ulokowano zakład psychiatryczny, w
którym przebywają najgroźniejsi, najbardziej szaleni mordercy z Europy.
Bielszy odcień śmierci to
kryminał, od którego nie sposób się oderwać. Każda przeczytana strona,
każdy detal wzmaga tylko ciekawość, a także zachwyt nad tą powieścią.
Pochłania się kolejne, zadrukowane drobnym maczkiem strony, a
jednocześnie chce się, żeby trwało to jak najdłużej. Akcja toczy się w
szybkim tempie, cały czas coś się dzieje, a policjanci nie próżnują i
nie zaskakują swoją indolencją, jak to nie raz bywa w kryminałach
skandynawskich. Świetnie wykreowani są bohaterowie powieści – każdy z
nich ma niebanalną osobowość, zainteresowania, własne lęki i sekrety.
Ciekawy jest zwłaszcza Servaz – policjant z gatunku tych wyrafinowanych,
wielbiciel Mahlera, za to stroniący od broni.
Wprawdzie w książce pojawiają się znane i
wykorzystywane już przez innych pisarzy motywy, które pozwalają w
pewnym stopniu przewidzieć rozwój wypadków, ale to nie jest jakiś znowu
duży mankament. Sposób, w jaki jest napisana powieść: misternie
zaplanowana intryga, precyzyjnie splatające się wątki, mnogość
szczegółów, wyraziste postacie bohaterów oraz stopniowo narastające
napięcie przywodziło mi na myśl Millenium. Glace jest
równie dobra jak powieść Stiega Larssona, a kto wie, może nawet
momentami lepsza, dotyka nawet podobnej problematyki. Może Minier
wzorował się na Larssonie, lecz jeśli tak, trudno nazwać Bielszy ocień śmierci
naśladownictwem, bo jest to pełnokrwisty kryminał, ocierający się o
doskonałość w swoim gatunku literackim. Mógłby być doskonały, gdyby nie
zakończenie, które jest moim zdaniem najsłabszym punktem opowieści. Za
dużo się tam dzieje, jest zbyt przekombinowane, za dużo osób
zamieszanych jest w całą zbrodnię, no i kończy się to jak dla mnie zbyt
cukierkowo. Mam też niedosyt odnośnie psychologicznego wątku opowieści:
można było więcej, można było wzbudzić w czytelniku wiele ciekawych
pytań, nie tylko koncentrować się na akcji. I jeszcze jeden minusik:
autor trochę przesadził z relacjami, w jakie wplątani są bohaterzy: ma
się wrażenie, że żadna z nich nie jest normalna. Niezależnie od tego,
powiedziałabym, że Glace to jeden z najlepszych kryminałów,
jakie czytałam i chciałoby się więcej takich opowieści. Są na to szanse:
we Francji wyszła już kolejna książka Miniera, Le cercle. Choć
mój francuski jest kiepski, doczytałam się, że jest to kontynuacja
przygód Servaza, Esperandieu i innych. W wydawnictwie Rebis dowiedziałam
się, że książka ta (Krąg) pojawi się u nas już w maju.
Komentarze
Prześlij komentarz