Córka polarnika
Tę notkę mogłabym zacząć słowami,
którymi zakończyłam poprzednią: kto by pomyślał, że śnieg i lód i zimno
też można kochać. A kocha je Kari Herbert, autorka Córki polarnika.
Angielska reporterka jest córką sir Wally’ego Herberta, polarnika,
który w 1968 roku zdobył biegun północny. Z okładki spogląda na nas
śliczna dziewczynka okutana w eskimoski anorak – to Kari ze swym ojcem.
Wally Herbert mieszkał na północy Grenlandii ze swoją rodziną, w
prymitywnych warunkach wśród Eskimosów polarnych, przez dwa lata. Oj
bardzo musiała kochać go jego młoda żona, że się na to zgodziła… Kari po
latach wraca na Grenlandię, chcąc odwiedzić starych znajomych, a także
przypomnieć sobie krainę, którą kojarzy ze szczęśliwym dzieciństwem.
Zimno ją nie przeraża, za to zachwycają ją ciągnące się połacie lodu,
przybierającego różne kolory, góry lodowe, śnieg w nieskończenie wielu
odmianach, wytrzymała arktyczna roślinność. To, co Kari ceni jednak
najbardziej, to niezwykłe osobowości ludzkie: serdeczność, z jaką
przyjmują ją Inuici, zwłaszcza ci, którzy pamiętają ją i jej ojca.
Osoby, które uważa za, bez mała, swoją rodzinę. Podróżniczka wzrusza się
spotkaniem ze swoją przybraną rodziną, tęskni za miejscami, czy ludźmi,
których już nie ma.
Herbert opisuje w swojej relacji różne
aspekty społeczności inuickiej, zwracając uwagę na to, jak drastycznie i
w jakim tempie zmieniły się warunki ich życia z nadejściem cywilizacji.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu Eskimosi (zwłaszcza ci mieszkający na
dalekiej północy) żyli zgodnie ze swoimi pradawnymi obyczajami, w
izolacji od reszty świata. Warunki egzystencji były bardzo ciężkie i
surowe, a podstawowym sposobem na przeżycie było myślistwo. Mięso jest
podstawą pożywienia Eskimosów, a skóry i futra zapewniają okrycie
niezbędne w tych warunkach klimatycznych. Autorka wielokrotnie kreśli
dosyć krwawe sceny zabijania czy to fok, czy narwali, podkreślając, że
Inuici nie zabijają tych zwierząt bez potrzeby i potrafią wykorzystać je
do ostatniego kawałka tłuszczu. Trudno się więc tu oburzać, nawet
czytając o połciach mięsa kapiących krwią, zwisających w każdej chacie.
Znacznie gorsze jest to, że Inuici zostając włączeni do globalnej wioski
zostali wyrwani ze swojego środowiska i tradycji. Nadal oczywiście
polują, ale myśliwych jest coraz mniej, zmniejszają się również tereny
łowieckie. Zmienia się klimat. Inuici tkwią teraz niejako w zawieszeniu:
mieszkają w nowoczesnych domach, mają prąd i bieżącą wodę, telewizję i
sklepy z żywnością, a jednocześnie brak im perspektyw – takich, jakie
oczywiście lansuje współczesność. Stary styl życia już nie jest
atrakcyjny i odchodzi w przeszłość, a by żyć jak inne, zamożne
społeczeństwa, brak możliwości.
Kari Herbert ze swojego pobytu na
Grenlandii napisała relację czysto reporterską, bez żadnych ocen, czy
wartościowania. Ma się nawet wrażenie, że spogląda ona na Inuitów trochę
przez różowe okulary, przez pryzmat swojego dzieciństwa. Będąc
dzieckiem nie dostrzega się biedy, brudu, alkoholizmu, etc. A przecież
to są problemy, które nękają tych ludzi, o czym Kari wspomina pobieżnie,
na drugim planie. Jest powszechnie wiadomym, że Inuici, podobnie
zresztą jak pokrewne im ludy – Indianie, czy mieszkańcy Syberii, mają
ogromne problemy z alkoholem. W Smilli w labiryntach śniegu
wielokrotnie mowa była o tym, iż na Grenlandii jest najwyższy wskaźnik
samobójstw, choć chyba nikt się tym nie przejmuje… Herbert mimo
wszystko kocha Arktykę i chce do niej wracać. Dla niej jest to magiczna
kraina szczęśliwości, potrafi o niej pięknie i ciekawie pisać. Odniosłam
jednak wrażenie, że traktuje ona ten kraj bardziej jak turystka, dla
której nawet problemy są swego rodzaju atrakcją, kolorytem lokalnym.
Fascynuje się starymi zwyczajami, np. rodzinnym spaniem w brudnych
chatkach myśliwskich, jedzeniem surowego tłuszczu, ale przecież ona nie
musi znosić tego na co dzień. Może w każdej chwili wyjechać, wrócić do
swojego wygodnego życia, jej grenlandzcy przyjaciele już nie. Lektura ta
więc każde się zastanowić: jaka jest przyszłość mieszkańców Grenlandii w
tym świecie, w którym coraz mniej jest miejsc nieskażonych
cywilizacją?
Kari Herbert, Córka polarnika. Zapiski z krańca świata, Wyd. Carta Blanca/ Grupa Wydawnicza PWN, 2010
Ps. Btw dziś podobno mamy Dzień Niedźwiedzia Polarnego ;)
Fot. Jonathan Hayward AP |
Komentarze
Prześlij komentarz