A zabawa trwała w najlepsze

Francja początku XX wieku była przede wszystkim kulturalną stolicą świata. Hitler miał na tym punkcie kompleksy: pisarstwo, malarstwo, teatr, film, moda – to Francja dominowała we wszystkich tych dziedzinach, jedynie może w muzyce Niemcy mogli  pochwalić się dokonaniami większymi, niż Francuzi. Dlatego nazistom zależało bardziej na zduszeniu francuskiej kultury, niż zrównaniu tego kraju z ziemią. Czy to się udało? Co robili podczas wojny twórcy tacy jak Camus, Sartre, Aragon, Maurice Chevalier, Edith Piaf, Jean Cocteau, Coco Chanel, Picasso, Matisse, Max Ernst i wielu innych? Alan Riding kreśli przekrojowy obraz wojennej Francji, wcale dla niej niepochlebny. Militarnie rzeczywiście Francja została pokonana. Francuzi podczas II wojny światowej nie popisali się ani odwagą, ani strategią wojskową - od artystów wszak trudno oczekiwać zbrojnego powstania. Jeszcze przed wojną, brak było jakiejkolwiek reakcji na dochodzące niepokojące sygnały o zbrojącym się sąsiedzie, za to w kraju szerzyły się faszystowskie i antysemickie poglądy. Opustoszały po masowym exodusie Paryż poddał się bez walki, a rządzący przenieśli się do Vichy, gdzie podjęli kolaborację z najeźdźcami. W ramach owej „współpracy” wielu Francuzów trafiło na przymusowe roboty do Niemiec, w całym kraju organizowano łapanki Żydów (wielu wyjechało m.in. do USA) oraz prowadzono grabież dzieł sztuki. Ogniska ruchu oporu pojawiały się, i owszem, ale nie były one na tyle silne, aby odegrać znaczącą rolę, po wojnie natomiast stworzono mit francuskiego ruchu oporu. Wielu ludzi, w tym artystów poddało się, oczekując na jakąś zewnętrzną interwencję, aż w końcu Francja została wyzwolona przez wojska alianckie.

Strategie przetrwania były różne. Byli tacy wśród francuskich twórców, którzy jawnie kolaborowali, wliczając w to „wycieczki” do Rzeszy. Jak pisze Riding, byli oni raczej oportunistami, niż zbrodniarzami, ich postępowanie miało więcej wspólnego z narcyzmem, potrzebą posiadania widowni, jak u dzisiejszych celebrytów. Czy kolaboracja oznacza wykonywanie swojego zawodu na oczach okupanta w czasie obowiązującego zawieszenia broni? – pytał sfrustrowany Guintry. Byli też tacy, którzy z wojną nie chcieli mieć nic wspólnego, zaszywali się gdzieś na prowincji, na południu Francji, by tam w spokoju zajmować się swoją pracą. Generalnie jednak artyści korzystali z tego, że mogli nadal działać: pisać, wydawać, wystawiać sztuki, nawet jeśli „czuwała” nad tym niemiecka cenzura. W Paryżu życie kulturalne kwitło: czynne były teatry, opera, kina, kabarety. Może nie do końca była to tytułowa „zabawa”, ale na pewno rozrywka – w myśl zasady, że trzeba rozerwać się, by zapomnieć o wojnie. Był to też pewien sposób na pokazanie, że Francja jednak się nie poddaje…  Niemcom też to pasowało, bo im więcej rozrywki dla Francuzów, tym mniej problemów dla okupantów, poza tym oni też chcieli skorzystać  z uroków „stolicy miłości”… Po wojnie oczywiście zabrano się za czystki i osądzanie „zdrajców”. Kilku pisarzy nawet rozstrzelano, ale z upływem czasu ten zapał do rozliczeń wyraźnie osłabł. Zadawano sobie pytanie, czy artysta, który zbłądził jest winien bardziej od przemysłowca, który wspierał okupanta. Czy ktoś potępia pracowników Renault za budowanie czołgów dla Wermahtu?

Czytając to mimowolnie narzucają się porównania z okupowaną Polską i ma się wrażenie, że jedynym wysiłkiem francuskim było utrzymywanie pozorów normalnego życia oraz chronienie dzieł sztuki. I tak obrazy z Luwru zostały „ewakuowane” i ukryte tuż przed wybuchem wojny – Mona Liza „tułała się” po całej dolinie Loary. Wiele dzieł sztuki zostało mimo to wywiezionych przez Niemców, choć głównie były to dobra skonfiskowane Żydom. Rozdział dotyczący właśnie grabieży dzieł sztuki jest chyba najciekawszy w całej książce. 

Nadmienić muszę, że relacja Alana Ridinga ma raczej neutralny, reporterski ton – autor stara się przedstawiać fakty, a nie oceniać.  Przyznaję autorowi rację, że kto nie przeżył tych trudnych czasów, ten nie powinien oceniać czyichś moralnych wyborów. W książce przewija się cała plejada znanych i mniej znanych nazwisk, ale nie natkniemy się tu na jakieś anegdotki. To pozycja z dziedziny historii, obfitująca w fakty i jak dla mnie trochę tych faktów było za dużo, obniżam więc swoją ocenę za trud "przebijania" się przez te daty, nazwy i tytuły. Świetnym i lżejszym uzupełnieniem tej lektury – od strony beletrystycznej - są czytane niedawno przeze mnie powieści Theresy Revay.

Alan Riding, A zabawa trwała w najlepsze. Życie kulturalne w okupowanym Paryżu, Wyd. Świat Książki, 2012

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później