Nie zdawałam sobie do końca sprawy, że ta książka ma tak bardzo ekologiczny wydźwięk. Została ona napisana prawie 20 lat temu. Już wtedy problematyka katastrofy ekologicznej/klimatycznej zajmowała naukowców, ale jednak przez ten czas myślę, że świadomość ekologiczna ludzi poszła mocno do przodu. Jared Diamond analizuje upadek ludzkich społeczności - na kilku wybranych przykładach - ich przyczyn upatrując głównie w wyeksploatowaniu środowiska naturalnego, z czego na plan pierwszy wysuwa się deforestacja, która pociąga za sobą inne dramatyczne konsekwencje. Diamond omawia historyczne już ludy, które upadły/wymarły, takie jak mieszkańców Wyspy Wielkanocnej, Majów czy kolonię Wikingów na Grenlandii. Następnie zwraca się ku współczesności i tu na celownik bierze Dominikanę, Chiny oraz Australię. Rzecz jasna wszystko to zmierza ku zbadaniu w jakim stopniu obecnie jesteśmy narażeni na podzielenie losów owych ludów, które upadły w przeszłości. A dziś świat jest “połączony”, zmiany klimatyczne są globalne, więc grozi to całej naszej cywilizacji, nie tylko pojedynczym krajom.

W lekturach dotyczących katastrof ekologicznych, spowodowanych przez człowieka przewijają się jak mantra dwie przyczyny: chciwość i głupota. Na ogół to prawda, ale Diamond wykazuje, że nie zawsze jest to takie proste i że istnieje kilka czynników decydujących o tym, że jedne społeczności upadły, a inne nie. Na dowód pokazuje także pozytywne przykłady, z których najbardziej ujęła mnie Japonia - znowu leci serduszko dla tego kraju. Czasem rolę odgrywają także czynniki niezależne od środowiska, jak relacje z sąsiadami. Tym niemniej, gdyby się nad tym zastanowić zawsze sprowadza się to do stosunku człowieka do zasobów przyrodniczych, jakie zostały mu dane i rozsądnego gospodarowania nimi. To, co robią ludzie rzadko kiedy jednak jest rozsądne. I tak, rozpatrując przypadki dawnych ludzi, faktycznie główną przyczyną była niewiedza/ignorancja - nie mieli oni wszak wyników badań, danych, dostępu do źródeł. Jednak nawet nie posiadając wiedzy, to przecież skutki ich działań w pewnym momencie zaczynały być widoczne gołym okiem, a mimo tego postępowanie ludzi się nie zmieniało, prowadząc do tragicznego końca. Najbardziej znanym przykładem tego jest chyba wyspa Rapa Nui; każdego odwiedzającego ją obecnie człowieka nawiedzać chyba musi refleksja: co czuł ten człowiek, wycinający ostatnie drzewo na wyspie? Kolonistów przybywających na nowe ziemie, np na Grenlandię, czy do Australii również można “usprawiedliwiać” brakiem wiedzy o specyficznych lokalnych uwarunkowaniach środowiskowych, wskutek czego zmiany przez nich wprowadzane powodowały dewastację środowiska. Przykładem tego są również Wielkie Równiny w USA (szkoda, że tej katastrofie Diamond nie poświęca uwagi). Tu jednak z kolei można zarzucać ich pychę, typową dla białego człowieka, myślącego, że jest lepszy i mądrzejszy od autochtonów. Takie historie rzecz jasna wzbudzają złość, kiedy dziś o tym czytamy.

Współcześnie mamy do dyspozycji tony raportów i badań naukowych, a mimo tego nadal zatruwamy i eksploatujemy środowisko ponad granice jego wytrzymałości. Żyjemy na ekologiczny kredyt. I jakoś jednak łatwiej usprawiedliwić tych, którzy szkodzą, ale robią to, by przeżyć - jak ludzie kiedyś - niż tych, którzy robią to, by się wzbogacić, najczęściej kosztem innych. Diamond we wstępie Upadku nawiązuje do Montany i działających tam przedsiębiorstw, powodujących degradację środowiska pisząc tak

Amerykański przemysł istnieje po to, by zarabiać pieniądze dla swoich właścicieli; to modus operandi amerykańskiego kapitalizmu. Następstwem procesu zdobywania pieniędzy nie jest ich niepotrzebne wydawanie… Taka filozofia skąpstwa nie dotyczy tylko przemysłu górniczego. Skuteczny biznes rozróżnia wydatki, które są niezbędne do tego, by pozostać w gospodarce, i te, które z większym namysłem charakteryzuje się jako “zobowiązania moralne”.
A sytuacja jest dynamiczna. Z tego też względu ta część, która poświęcona jest współczesnym problemom wybranych krajów wymagałaby aktualizacji. Przyznam, że z tego względu najmniej zainteresował mnie rozdział o Chinach - wiadomo, jak bardzo Chiny poszły do przodu, a o współczesnych Chinach mówi się dziś wiele. Co innego Australia, o której wiem mało i ten rozdział był dla mnie najciekawszy.

W ostatniej części Upadku Diamond przechodzi właśnie do analizy tych wszystkich aspektów: dlaczego zachowujemy się tak, a nie inaczej i czy - w efekcie - mamy jakąś szansę, by uniknąć katastrofy. Przytacza tu poglądy dawnych naukowców, np. archeologów, którym wydawało się, że upadek spowodowany takimi czynnikami, jakie wymienia Diamond jest nieprawdopodobny, bo ludzie przecież są “racjonalni” i na pewno by zareagowali: tego typu rozumowanie opiera się na błędnym (sic!) przekonaniu, że te społeczeństwa spokojnie obserwują postępującą degradację środowiska i nic nie robią, by temu przeciwdziałać. Dziś, czytając te słowa można się tylko zaśmiać, choć jest to śmiech przez łzy. Problem w tym, że ludzie wcale nie działają racjonalnie i nie raz powodują nimi zupełnie inne czynniki, niż rozum - a na to można przytoczyć bardzo wiele przykładów.

Wszystkie te przykłady pokazują sytuacje, kiedy społeczeństwu nie udaje się rozwiązać dostrzeżonego problemu, ponieważ niektórym ludziom jest na rękę, żeby on istniał. W przeciwieństwie do racjonalnego postępowania, przy próbie rozwiązania zaobserwowanego problemu pojawia się “irracjonalne postępowanie”, to znaczy postępowanie, które przede wszystkim przynosi szkodę.
Możemy to nazywać głupotą, ale są na to psychologiczne wyjaśnienia. Diamond odwołuje się np. do wartości, których kurczowo się trzymamy, mimo, iż nie mają one już większego sensu. Na przykład gloryfikowanie tradycji i ignorowanie faktu, że tradycje nie zawsze są dobre, czy sensowne (jak w tym dowcipie z szynką). Proponowane zmiany wydają się nam zaś zbyt radykalne i “utopijne”. Problem w tym, że takie uporczywe trzymanie się starych wzorców i brak chęci do modyfikowania zachowania może mieć tragiczne skutki.

Wreszcie godna polecenia jest odpowiedź Diamonda na argumenty sceptyków, ignorantów, wszelakiego rodzaju denialistów, kwestionujących potrzebę działań, do której nawołują ekolodzy, a nawet wielu specjalistów, naukowców o hurraoptymistycznym nastawieniu (S. Pinker). Owe: “technologia rozwiąże nasze problemy”, “przeludnienie nie jest problemem”, “Ziemia jest w stanie wyżywić dwa razy tyle ludzi”, no i moje “ulubione”: “troska o środowisko to luksus, nas na to nie stać” oraz top of the top “my tego nie dożyjemy” - jak to stwierdził mój kolega (nigdy tego chyba nie zapomnę). Jak widać owe poglądy sprzed lat nadal pokutują i dobrze się mają, bo słyszymy je nagminnie na co dzień. Zatem na tę książkę można spojrzeć z perspektywy tych dwóch dekad, jakie minęły od jej napisania i zweryfikować to, o czym pisał Diamond i w jaką to stronę idzie.

Dziś zaczynamy rozumieć, iż takie tłumaczenie się firm, jakie przytacza Diamond jest nie do przyjęcia, gdyż owe “zobowiązania moralne”, których te firmy nie chcą ponosić to tzw. koszty środowiskowe, spadające na wszystkich ludzi. Czyli przedsiębiorca czerpie zyski, a kosztami tymi obciąża społeczność.

Globalny rynek nie wlicza tych kosztów do cen produktów (...) Koszty związane z opieką zdrowotną, środowiskiem i jakością życia są czymś, co ekonomiści nazywają “zewnętrznymi”, a rynek jest na nie ślepy. Planeta i umarli płacą cenę detaliczną.(Rewolta)
Kiedyś ignorowaliśmy te kwestie, dzisiaj coraz częściej nas to oburza. Właściciela “nie stać”, żeby wprowadzić pewne rozwiązania, prowadzić działalność w sposób bardziej zrównoważony? Sorry, ale dlaczego to ludzie mają ponosić za to odpowiedzialność - to powinien być jego problem, a nie okolicznych mieszkańców, władz, czy - w dalszej perspektywie - całej ludzkości. Z drugiej strony możemy utyskiwać, że dużo się gada, a nadal niewiele w gruncie rzeczy się robi. Jakoś nasze społeczeństwo dziwnie zaczyna coraz bardziej przypominać te cywilizacje, w których zwyczajni ludzie walczyli o przetrwanie, natomiast elity zamykały się w swoich siedzibach pławiąc się w luksusach. Jak pisze Diamond:

na dłuższą metę ludzie zamożni rządzący upadającym społeczeństwem nie zabezpieczają interesów własnych i swoich dzieci, lecz po prostu kupują przywilej bycia tymi, którzy jako ostatni umrą z głodu.

Upadek jest książką bardziej “naukową”, niż “pop” - zawiera dużo twardych danych, a momentami wywód jest dość suchy i nużący, więc osoby niewprawione w tematyce mogą mieć kłopot z jej przyswojeniem. Nie jest to książka dla osób liczących na sensacyjną zawartość, jaką sugeruje tytuł. Moim zdaniem przydałoby się jakieś wznowienie tej książki, bo obecnie jest ona trudno dostępna (sama na nią polowałam jakiś czas), ale koniecznie w zaktualizowanej wersji (lub chociażby z jakimś posłowiem dotyczącym aktualnej sytuacji, np. dot. zalewu świata plastikiem). Trzeba zauważyć, że autor w ogóle nie kwestionuje wzrościzmu, jako systemu, który jest przecież obecnie źródłem naszych współczesnych problemów (jakkolwiek raczej nie występował w dawnych społecznościach). 

Metryczka:
Gatunek: popularnonaukowa
Główny bohater: upadek społeczeństw
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: dawniej i współcześnie
Ilość stron: 439
Moja ocena: 4,5/6
 

Jared Diamond, Upadek. Dlaczego niektóre społeczeństwa upadły, a innym się udało, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2007

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później