Mów o mnie ono
Ta książka powstała dla takich osób jak ja: dorosłych chcących zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi i co dzieje się z młodym pokoleniem - skąd tak lawinowy przyrost osób deklarujących się jako trans. Z założenia pozycja ta jest przeznaczona dla początkujących: tych, którzy czują się w tym zagubieni, głównie zaś dla rodziców martwiących się o swoje dzieci. Pamiętać trzeba, że cierpią nie tylko osoby, których dotyka dysforia płciowa, ale ich bliscy – i im też trzeba okazać trochę empatii. Moja motywacja, by po nią sięgnąć wzięła się także z czystej potrzeby zrozumienia – bo lubię rozumieć otaczający mnie świat – a nie dlatego, że znam takie osoby. Nie znam, nie mam dzieci trans. Powiem więcej: do tej pory temat omijałam, jako z gruntu nieinteresujący, nie czułam z nim żadnego vibe – jakby to powiedzieli młodzi. Podejście mojego pokolenia do tego tematu zostało zresztą wyartykułowane w tej książce: „bo się młodym z tego dobrobytu w [głowach] poprzewracało” albo „szukają, bo daliśmy im świat nie do zniesienia”. Obydwie te wypowiedzi słyszałam na własne uszy i w obydwu jest cząstka prawdy – tylko że problem polega na tym, że złożone zjawiska, takie jak trans-trend (nazwa stworzona przez ze mnie na użytek tego tekstu) nie mają tylko jednej wyraźnej przyczyny. Co widać w tekście autorek, przytaczających różne tezy i w zasadzie do żadnej z nich nie można się tak całkowicie przychylić.
Wśród dzisiejszej młodzieży deklarowanie się, że jest się trans/osobą niebinarną jest normą. Żeby było ciekawiej, ze statystyk wynika, że jakieś 90% tych osób to dziewczynki*. Autorki dwoją się i troją, by wyjaśnić czytelnikom zawiłości tego zjawiska, stosowaną nomenklaturę, przekonują że nie jest to tylko moda rodem z TikToka, przytaczają wypowiedzi osób trans i ich bliskich. Lektura tej pozycji szła mi bardzo wolno, bo każdą stronę analizowałam, zadawałam pytania, dyskutowałam sama z sobą i autorkami. Nie ze wszystkim się z nimi zgadzam, bo widzę w ich argumentacji – choć przede wszystkim w wypowiedziach samych zainteresowanych – dużo sprzeczności, niespójności i dziur logicznych. Takich na zasadzie „mieć ciastko i je zjeść”. Na przykład w wypowiedziach samych młodych osób padają stwierdzenia, że to moda, że bycie trans od razu podnosi status danej osoby w mediach społecznościowych… Jedna z osób przyznaje, że nigdy nie miała problemów ze swoją tożsamością płciową i zaczęła ją kwestionować dopiero, kiedy zaczęła czytać o tym w internecie (a przecież sedno tkwi podobno w tym, że "dziecko od małego czuje, że coś jest nie tak"). Autorki jednak usilnie przekonują, że to nie moda, tylko raczej „promocja wiedzy”, co, sorry, ale trąci mi kazuistyką (i co zresztą może być wodą na młyn środowisk antyLGBT, potwierdzając ich tezę, że płeć lub orientacja homoseksualna to coś, co można „promować”). Fakt, że większość tych problemów zgłasza "płeć żeńska" też świadczy o tym, że jednak coś tu nie gra, bo jest to mało prawdopodobne z samego statystycznego punktu widzenia (i tu wyjaśnienie autorek akurat idzie jednak w stronę wpływu społecznego).
W tym momencie myślę sobie, że warto byłoby cofnąć się i zacząć od tego, co w ogóle definiuje płeć, jeśli już nie obiektywnie postrzegane pierwszo- drugo- i trzeciorzędne cechy płciowe. A omówienia tego w książce nie ma. Jeśli można czuć się kobietą, mimo posiadania męskich cech płciowych. Albo czuć się trochę tym i tym, albo każdego dnia kim innym... Mnogość opcji zresztą trudno tu ogarnąć – jest to oszałamiające dla kogoś wychowanego w binarnym podziale świata.
Bo przecież spektrum jest szerokie. Można być osobą trans, ale nie potrzebować tranzycji. Można być osobą niebinarną. Można nie wiedzieć kim się jest, i szukać. Można być chłopakiem, ale sięgać po atrybuty kobiecości, na przykład makijaż i malowanie paznokci. Można nie wiedzieć kim się jest, i czerpać z atrybutów dwóch płci. Można jednego dnia mówić o sobie ona, a drugiego ono, a jeszcze innego dnia – on. Można używać wszystkich zaimków naraz. Można mieć różne orientacje seksualne, być gejem, lesbijką, demi, bi itd.
Wynika z tego, że hormony też nie– aczkolwiek to one przecież decydują o ukształtowaniu się organów płciowych w życiu płodowym. I są niezbędne przy dokonywaniu tranzycji. A z kolei o tym, jakie hormony zadziałają, decyduje układ chromosomów... Odkrycia w tej dziedzinie niestety tez komplikują sprawę, o czym fajnie pisze Łukasz Lamża w książce, nomen omen, Trudno powiedzieć. Więc psychika, czyli widzimisię? Ale nasza psychika to przecież też nic innego, jak efekt działania neuronów i różnych substancji chemicznych. W każdym razie na pewno nie ma czegoś takiego jak 100% mężczyzna, czy 100% kobieta, biorąc pod uwagę cechy osobowości, bo każdy z nas jest zestawem jakichś cech, a biologia nie różnicuje tych cech na „kobiece” i „męskie”. Z biologii nie wynika, że np. delikatność jest kobieca, a nieokazywanie emocji – męskie (podobnie jak nie ma mózgu męskiego i kobiecego). Takie ich postrzeganie ich to kwestia stereotypów, które wprowadzili ludzie, podobnie jak ich podział na lepsze i gorsze. Dlatego zafrapował mnie fragment, gdzie jedna z osób opowiada jak na gender studies (sic!) zapodano im „psychologiczny test na tożsamość płciową” (z którego oczywiście wyszło, że nie ma nikogo, kto byłby w 100% kobietą lub mężczyzną). Zastanowiło mnie na podstawie jakichże to kryteriów skonstruowano taki test…
Problematyczny jest też dla mnie argument, że „dziecko najlepiej wie, co
czuje” albo „kim jest”. Serio? Nawet dorośli się miotają, często nie
wiedzą sami czego chcą, a co dopiero dzieci z nierozwiniętym mózgiem.
Czy rolą rodzica jest jedynie bezkrytycznie przyjmować to, co twierdzi
dziecko, czy jednak nim kierować i służyć mu większą przecież wiedzą i
doświadczeniem życiowym? Z tego, co piszą autorki można wywnioskować, że
dzieci dziś wychowuje internet, skoro wszelkiej wiedzy i porad szukają
tam, a z rodzicami nie rozmawiają. Wskazuje to jednak na bezradność
rodzicielską. Podsumowując autorki są bardzo pro- i niestety brak im
balansu i obiektywności, idą w tych tłumaczeniach osób trans za daleko, jest to takie zagłaskiwanie kotka. Można by przytoczyć opinie jakichś ekspertów w
temacie, nie tylko oszołomionych dzieci i ich zagubionych rodziców, ale
tego w tej książce nie znajdziemy.
Po przeczytaniu tego wszystkiego oraz opinii w internecie, doszłam do wniosku, że jest to taki temat, na który lepiej się nie wypowiadać, żeby zaraz nie zostać oskarżonym o transfobię. Żal, że tak niewiele tu trzeba - niewłaściwe użycie nazewnictwa, jakiś lapsus słowny, jakaś niewinna uwaga, która może przydarzyć się każdemu… "Zmiana płci" – tak się nie mówi, to obraźliwe! O książce nie można napisać, że jest "z wątkiem LGBT", tylko „z reprezentacją LGBT”, gdyż „o grupach i społecznościach nie pisze się wątek” - pouczane jest wydawnictwo. Aha. Okazuje się, że dla niektórych osób trans obraźliwe może być nawet samo zainteresowanie tematem, gdyż jest w nim cis ciekawość, która nasuwa mi na myśl wizytę w cyrku (a może naturalną ciekawość w reakcji na coś, czego nie rozumiemy oraz chęć akceptacji?). Jestem na 100% przekonana, że w moim tekście też osoby te znajdą dziesiątki przykładów na moją transfobię. A przecież, jak słusznie zauważono w książce „transfobia to coś, co robi się z premedytacją, a nie z niewiedzy”. Podobnie zresztą jest z każdym innym uprzedzeniem. Nie możesz być uprzedzonym robiąc coś nieświadomie i niecelowo – wtedy co najwyżej można ci zarzucić ignorancję**. Dlatego ja nie mam problemu ze zmieniającą się jak w kalejdoskopie płcią, ale z roszczeniową postawą tej grupy społecznej i pretensjami do całego świata, nawet wtedy kiedy ten świat podchodzi z do ciebie z otwartymi ramionami. Nie można oczekiwać, że wszyscy w 3 sekundy zrozumieją skomplikowane kwestie, kłócące się z obrazem świata, jakiego zawsze byliśmy uczeni. Nie od razu Rzym zbudowano. Same osoby trans boksują się z tym tematem miesiącami i latami, ale żądają, by inni mieli pełnię wiedzy i pełnię akceptacji dla czegoś, co jest przecież dla większości z nas kompletnie nowe, mało tego: zupełnie inne od schematów, w których ludzkość tkwiła od tysiącleci. Mimo tego, iż autorki tej książki całym sercem okazują swoją akceptację i poparcie, to i tak w recenzjach [znowu] czytam, że jest to zła książka i że są tu obraźliwe stwierdzenia (oczywiście bez wskazania konkretnie które, bo może chodzi o wypowiedzi innych osób, na co przecież autorki wpływu nie miały). Pewnie wynika to z radykalizmu właściwego młodości – spojrzenie młodych na świat jest mocno binarne możnaby rzec, nomen omen. Ale sparafrazuję tu PRL-owski slogan: żądasz tolerancji – okaż ją sam.
No nie jest to tekst idealny, nie dlatego, że zawiera jakieś transfobiczne treści, tylko dlatego, że nie daje odpowiedzi na wiele pytań, a wręcz sprawia że tych pytań pojawia się jeszcze więcej. Nie przekonuje mnie tłumaczenie, że liczba osób trans była zawsze taka sama, tylko teraz są bardziej widoczne, bo się ujawniają. Ale że różnica byłaby aż taka? Moim zdaniem nie ma siły, by część tego trendu nie była po prostu modą, skoro młodzież to przecież grupa osób najbardziej podatna i uzależniona od wpływu grupy. Chęć ubierania się w damskie ciuchy, workopodobne bluzy, malowanie paznokci, itp. (za czym nie idzie chęć głębszych fizycznych zmian), to po prostu wyraz buntu - w mojej młodości też wszyscy nosili glany i słuchali Depeche Mode. Uważam, że życie to zweryfikuje. Ja się poczułam stara, czytając tę pozycję - ale właśnie po to po nią sięgnęłam, by nie być takim zgredem, powtarzającym "o tempora, o mores". I mam poczucie, że jest szansa, że jak jeszcze trochę poczytam, to zrozumiem ;)
Na pewno trudno opisać rewolucję w jej trakcie i ta książka jest
dowodem na to, że dobrego wyjaśnienia póki co nie ma, a są raczej próby
pudrowania rzeczywistości, która wyszła poza ustalone od tysiącleci
ramy. Co - jak większość
rzeczy - ma swoje dobre i złe strony. Z jednej strony więcej nam wolno,
z drugiej czujemy się w tym zagubieni, bo współczesny świat to po
prostu chaos i kakofonia - a ludzie nie są do tego przystosowani. Po prostu zmiana - przekonują autorki, tylko, że nie każda zmiana jest dobra. Tym niemniej, w
kontekście skali zjawiska i przeogromnego wpływu internetu to to, co
wyprawiają nasi rządzący – starający się stawić temu odpór – to
zawracanie kijem Wisły.
Gatunek: literatura faktu
*tj. osoby, którym przy narodzeniu przypisano płeć żeńską
*są też ignoranci z premedytacją, na własne życzenie, bo nie chcą się edukować i weryfikować swoich poglądów
Komentarze
Prześlij komentarz