Żałobnica
Wszystko zaczyna się od tragicznego wypadku, w którym giną mąż i pasierbica głównej bohaterki. Anny Kowalskiej. Wydawałoby się, że wypadek ten oraz jego konsekwencje będą stanowić oś powieści, tymczasem w miarę czytania oddalamy się od niego coraz bardziej, do tego stopnia, że pod koniec książki zadawałam sobie pytanie po co ten wątek w ogóle w tej powieści był. Za to autor skupia się na przeszłości bohaterki, którą ta usiłuje ukryć, ponieważ była kiedyś „zamieszana” w zniknięcie swojej przyjaciółki. Ten wątek sprzed lat jest tak nielogiczny, że nic tu się nie trzyma kupy, absurd pogania absurd, a ukoronowaniem tego wszystkiego jest kompletnie bezsensowne wyjaśnienie zagadki. Przede wszystkim nie mogłam zrozumieć, dlaczego o zniknięcie (w domyśle oczywiście zamordowanie) nastoletniej dziewczynki oskarżana jest inna nastoletnia dziewczynka, jej przyjaciółka. To takie jasne i oczywiste, że nastolatki się zabijają nawzajem, bo się pokłóciły? W tej powieści tak jest i rzecz jasna na bohaterkę spadają szykany w rodzinnej wsi, przez co musi z niej uciekać i zaczynać nowe życie… Dodajmy, że nigdy niczego jej nie udowodniono. Zatem o jakim „zamieszaniu” mówimy, poza pomówieniami? Po latach temat wypływa, bo zaczyna się nim interesować mąż Anny. Po co i dlaczego, co chciał przez to osiągnąć, dlaczego chciał żonę skompromitować, to nie jest wyjaśnione, podobnie jak relacje między małżeństwem. Coś tam jest wspomniane, że w małżeństwie źle się działo, głównie za przyczyną pasierbicy, ale jest to perspektywa tylko naszej Anny, a tak naprawdę nie wiadomo, co mąż sobie myślał i co zamierzał. Nie jest też jasne, jak w ogóle mężczyzna dowiedział się o przeszłości żony (a w każdym razie jest to bardzo mętnie wytłumaczone). Intryga normalnie jak z programu Ukryta prawda, gdzie ludzie robią jakieś skomplikowane podchody, zamiast po prostu powiedzieć małżonkowi: chcę rozwodu. Poza tym w jaki niby sposób przez śledzenie bohaterki tu i teraz ktoś miałby się dowiedzieć czegoś, co wydarzyło się w jej życiu 20 lat wstecz?
Ponadto mamy tu szereg innych problematycznych kwestii, jak
dziwni policjanci, którzy pojawiają się w powieści i niczego nie wyjaśniają.
Albo szkalujący Annę dziennikarz, który wydaje się być jasnowidzem. Albo fakt,
że na początku powieści jest mowa, że bohaterka pracuje, a jej szefem jest
przyjaciel jej męża (i jej kochanek), po czym autor kompletnie o tym zapomina,
bo bohaterka nie robi nic, a jej kochanek znika z kart powieści bez żadnego
uzasadnienia. Kolejny porzucony wątek. Do takich należy też wątek nienawidzącej
Anny pasierbicy oraz spadku (najpierw zapowiedź walki z rodziną męża, a potem
naraz wzmianka, że "ze spadkiem nie ma żadnego problemu, wszystko
załatwione"). No i jest jeszcze intryga z dróżniczką, przez którą miał
miejsce wypadek – też zupełnie ni w pięć, ni w dziewięć. Najpierw Anna
stwierdza, że nie ma do kobiety pretensji, a potem okazuje się, że ją śledzi i
włamuje się do jej mieszkania (!!!) Hę? Po co jej to było, po co miałaby się
mścić, skoro wszystko wskazuje, że specjalnie po mężu nie rozpacza? Właśnie - w tym wszystkim wcale nie jest klarowne, jaki też stosunek miała Anna do tego, że jej małżeństwo się sypie. Czy zależało jej na mężu, czy coś przeciwko niemu knuła? Z powieści wynika, że niby rozpacza, ale jej działania wskazują na to, że cały ten wypadek był jej raczej na rękę. Sprawczyni, czy ofiara? Nie wiadomo.
Poza tym nie lubię takiego pseudopsychologizowania, jakie jest uprawiane przez
Małeckiego: powieść napisana w 1 osobie czasu teraźniejszego, więc jesteśmy w
głowie bohaterki i ciągle czytamy o jakichś koszmarach, które się jej śnią albo
o tym, jak przeżywa to, co dzieje się teraz oraz to, co miało miejsce x lat
temu. Nużące to i chaotyczne, a w dodatku w ogóle nie wzbudza sympatii, ani
współczucia do żałobnicy. Psychologia postaci tu w ogóle bardzo kuleje, nie
rozumiem motywów kierujących bohaterami, ani ich postępowania, a zakończenie
jest zupełnie nieprawdopodobne.
Gatunek: kryminał
Komentarze
Prześlij komentarz