Pod sztandarem nieba

Stany Zjednoczone to podobno jeden z najbardziej religijnych krajów na świecie - aż 90% Amerykanów wierzy w Boga. Jednocześnie jest to kraj o największej chyba liczbie wyznań/odłamów wyznań/ czy nawet sekt, jakie powstały na bazie chrześcijaństwa lub też innych religii. Jednym z takich wyznań - pozornie chrześcijańskich, gdyż wierzą oni w Chrystusa - są mormoni. Są oni zarazem jednym z wyznań najprężniej się rozwijających, prowadząc intensywną ewangelizację na całym świecie. Wszystko zaczęło się w XIX wieku, kiedy to założyciel Mormonów, Joseph Smith, doznał objawienia - ukazał mu się anioł Moroni, którzy na złotych tablicach przekazał mu zasady nowej wiary. Oczywiście owe oryginalne tablice później zaginęły. Mormoni słyną z tego, iż kładą nacisk na bezwzględne posłuszeństwo, a w XIX wieku praktykowali wielożeństwo. Gwoli prawdy istnieją mormońskie odłamy, które hołdują poligamii do dziś - mężczyźni posiadają po kilkanaście żon i kilkadziesiąt dzieci... Na szczęście są to jedyne niewielkie fundamentalistyczne sekty, od których główny Kościół Mormoński się odżegnuje. Znany reporter, którego książki bardzo szanuję, opowiada w Pod sztandarem nieba historię mormonizmu, wskazując na liczne nieprawidłowości, jakich dopuszczali się wyznawcy tej wiary, zarówno w stosunku do swoich współwyznawców, jak i "innowierców". W pewnych kręgach mormonizm jest porównywany nawet do islamu, pod względem wojowniczości, skali ekspansji oraz poglądów na posłuszeństwo wiernych (oraz pewnie stosunek do kobiet). Wbrew pozorom mormonizm nigdy nie był religią zbyt pokojowo nastawioną (co być może jest charakterystyczne dla każdej religii w pewnym okresie jej rozwoju), a poligamiczne praktyki, które szeroko opisuje Krakauer wołają o pomstę do nieba. Zmuszanie trzynasto- czternastoletnich dziewczynek do wychodzenia za mąż za o wiele starszych od siebie mężczyzn, często nawet w obrębie własnej rodziny, przypadki kazirodztwa, znęcania się nad kobietami, ewidentne pranie mózgu ludzi wychowywanych w tej kulturze - to wszystko nie znajduje żadnego usprawiedliwienia. Są to na pewno najtrudniejsze fragmenty tej książki, bo wyrządzane innym ludziom zło, jest tu trudne do ogarnięcia. Skrajnym przypadkiem był ten opisywany przez Krakauera, kiedy to doszło do morderstwa młodej kobiety i jej malutkiego dziecka - a zabójca powoływał się na objawienie, jakiego doznał i "wolę boską".

Ciekawe jest to, że choć cała książka Pod sztandarem nieba poświęcona jest mormonom, to ze strony autora jest to w zasadzie pretekst do szerszych rozważań dotyczących natury wiary. Czym jest wiara, czy może być ona szkodliwa, nieść ze sobą zło, czy nieracjonalne przekonania mogą usprawiedliwiać jakieś nielegalne czy niemoralne czyny, na ile państwo może ingerować w cudze przekonania religijne, jak niebezpieczny jest fanatyzm? Już od dawien dawna wszak różni filozofowie i myśliciele wypowiadali się o religii w duchu traktowania jej jako wytworu ludzkiego umysłu i "opium dla mas". Religię uważam za chorobę zrodzoną ze strachu, źródło niewypowiedzianego nieszczęścia gatunku ludzkiego – pisał niegdyś Bertrand Russel. Tam gdzie religia, jakoś wyjątkowo łatwo dochodzi do wszelakich wypaczeń, do fanatyzmu, a w końcu do okrutnych zbrodni w imieniu przekonań religijnych. Czytając o mormonizmie bardzo łatwo pokusić się o konkluzję, że to, w co wierzą mormoni to wierutne bzdury i trudno pojąć dlaczego ktoś może w to wierzyć. Jednak:
Przekonania religijne zawsze są funkcją nieracjonalnej wiary. Wiara zaś z definicji odporna jest na argumenty i uczoną krytykę. Ponadto w Stanach Zjednoczonych ogromną większość społeczeństwa stanowią ludzie religijni; według sondaży 90% Amerykanów wierzy w Boga. Ci, którzy podważają prawdziwość Księgi Mormona, nie powinni zapominać, że jest ona równie wiarygodna jak Biblia, Koran, albo jakakolwiek inna święta księga. Różnica polega na tym, że tamte teksty ujrzały światło dzienne dawno temu, przez co znacznie trudniej z nimi dyskutować. 
Najciekawszym chyba rozdziałem całej książki jest ten, w którym Krakauer opisuje proces Rona Lafferty'ego, odpowiedzialnego za wspomnianą zbrodnię - i debatę nad tym, czy można uznać go za niepoczytalnego/szalonego. Jednak, gdyby tak postąpić, czy za szaleńca nie należałoby uznać każdego człowieka, który żywi jakieś nieracjonalne poglądy w imię religii? Dlaczego religia mormońska ma tu być traktowana gorzej, niż chrześcijaństwo, islam, czy judaizm?
Gdyby Ron Lafferty został uznany za szaleńca, bo słuchał głosu swojego Boga, czy nie należałoby szaleńcem nazwać każdego, kto wierzy i szuka rady w modlitwie? Według jakich kryteriów demokratyczne państwo respektujące swobody religijne ma określać, czyje pozaracjonalne przekonania są akceptowalne i godne szacunku, a czyje są obłąkańcze? Jak społeczeństwo może jednocześnie promować wiarę i karać jednostkę za nazbyt żarliwe stosowanie się do jej zasad? 
Oczywiście Pod sztandarem nieba bardzo się nie spodobała mormonom, bo przedstawia tę religię w bardzo niekorzystnym świetle - trzeba przyznać, że pozytywów na temat mormonizmu znajdziemy u Krakauera niewiele. Jak każda religia, także i Mormoni unikają podejścia krytycznego do swoich prawd wiary, a niewygodne kwestie zamiatają pod dywan. Nie toleruje się odstępstw od oficjalnych nauk. Wierni, żarliwi mormoni, którzy ośmielają się zadawać kłopotliwe pytania o doktrynę czy dzieje Kościoła, ryzykują ekskomunikę i ostracyzm. Na koniec Krakauer konkluduje, że pod tym względem mormonizm działa raczej jak sekta, nie jak Kościół liczący ogromne rzesze wiernych.

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: mormoni
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: XIX wiek i współcześnie
Ilość stron: 392
Moja ocena: 5/6

Jon Krakauer, Pod sztandarem nieba. Wiara, która zabija, Wyd. Czarne, 2016


Inną książką dokumentalną, z tej samej serii jest Śmierć na Diamentowej Górze, w której Scott Carney, autor znanego u nas Czerwonego rynku, próbuje zrozumieć religijne zatracenie się bohaterów w amerykańskiej odmianie buddyzmu. Książka ta pokazuje do czego prowadzi przenoszenie na grunt zachodni - a zwłaszcza do niezwykle chłonnej na nowe idee religijne, a jednocześnie pragmatycznej i opętanej wizją indywidualnego sukcesu, Ameryki - filozofii ze wschodu. Prawdopodobnie różnice w mentalności pomiędzy człowiekiem Zachodu na Wschodu powodują wypaczanie owych idei, tak jak to stało się na Diamentowej Górze, prowadząc ostatecznie do śmierci jednego z bohaterów. Obydwie książki są warte przeczytania, by poszerzyć swoje horyzonty, choć Pod sztandarem nieba wydała mi się ciekawsza i posiadająca o wiele wyraźniejszą myśl przewodnią. Śmierć na Diamentowej Górze to bardziej historia błędów jednostki, natomiast Pod sztandarem wiary opowieść o meandrach wiary w ogólności oraz niebezpieczeństwach fanatyzmu.

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: buddyzm
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 384
Moja ocena: 5/6

Scott Carney, Śmierć na Diamentowej Górze. Amerykańska droga do oświecenia, Wyd. Czarne, 2016

Książki biorą udział w Wyzwaniu bibliotecznym

Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mnie zainteresowała Twoja recenzja "Pod sztandarem nieba", szczególnie aspekt fanatyzmu religijnego i odcięcia się od świata zewnętrznego. Jestem ciekawa, co kieruje ludźmi, że stają się tak zaślepieni przez religię i tracą rozsądek, krzywdzą innych, pozwalają sobą manipulować. To interesujące i obecnie ma szerszy kontekst. Przeczytam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później