Kwiecień w skrócie
Kwiecień plecień... minął szybciej, niż bym się spodziewała, na szczęście bez żadnych nieprzyjemnych niespodzianek, a pod znakiem wielkich porządków u mnie w pracy. Wyrzucanie i archiwizacja dokumentów, szorowanie, wynoszenie i przestawianie, i dzięki temu mam zupełnie nowy, przestronny gabinecik, wyczyszczony z wszelkich papierzysk, które zalegały u mnie od lat. Kwiecień minął mi również pod znakiem szaleństwa perfumowego ;) - chodziłam, testowałam i polowałam, kilka okazji przepuściłam, angażowałam się na Fragrantice - i choć obiecuję sobie, że dość już tego, bo zaopatrzyłam się już i na zimę, i na wiosnę i na lato, to chyba tak szybko mi nie przejdzie ;)
Czytałam zdecydowanie mniej - 17 książek, jednak dodam, że większość z nich to były książki o raczej niewielkiej objętości, poniżej 400 stron. Książką kwietnia mianuję mało wiosenne Dziecko śniegu, na zauważenie zasługuje także debiutancka powieść Celeste Ng, Wszystko, czego wam nie powiedziałam. Osobno wyróżniam, jako świetną książkę popularnonaukową, Przyszłość umysłu. Właściwie wszystkie recenzowane przeze mnie w kwietniu książki były dobre (zgodnie z zapowiedzią), a poniżej tradycyjnie już dorzucam skrótowe recenzje kilku pozostałych pozycji, w kolejności od najlepszej do najgorszej.
Ile Sherlocka może być w Moriartym? Wszak Moriarty Anthony'ego Horowitza to powieść, w której Sherlock Holmes ginie już na samym jej wstępie (czy też raczej finguje swoją śmierć - co zostaje jasno powiedziane) - wraz ze swoim największym wrogiem Moriartym tonie w wodospadzie Reichenbach. Tymczasem do Europy ze Stanów Zjednoczonych przybywa kolejny groźny przestępca, który chce przejąć kontrolę nad imperium Moriartiego. Przy człowieku tym, Moriarty wydaje się niegroźny, niczym baranek. Na wojnę z nowym wrogiem wyrusza jeden z inspektorów Scotland Yardu, Althelney Jones, wspierany przez detektywa z agencji Pinkertona. Teoretycznie Holmesa w tej powieści nie ma, ale czy na pewno? Jones należy bowiem do wielbicieli słynnego detektywa i z lubością stara się stosować jego metody...
Czytałam zdecydowanie mniej - 17 książek, jednak dodam, że większość z nich to były książki o raczej niewielkiej objętości, poniżej 400 stron. Książką kwietnia mianuję mało wiosenne Dziecko śniegu, na zauważenie zasługuje także debiutancka powieść Celeste Ng, Wszystko, czego wam nie powiedziałam. Osobno wyróżniam, jako świetną książkę popularnonaukową, Przyszłość umysłu. Właściwie wszystkie recenzowane przeze mnie w kwietniu książki były dobre (zgodnie z zapowiedzią), a poniżej tradycyjnie już dorzucam skrótowe recenzje kilku pozostałych pozycji, w kolejności od najlepszej do najgorszej.
Ile Sherlocka może być w Moriartym? Wszak Moriarty Anthony'ego Horowitza to powieść, w której Sherlock Holmes ginie już na samym jej wstępie (czy też raczej finguje swoją śmierć - co zostaje jasno powiedziane) - wraz ze swoim największym wrogiem Moriartym tonie w wodospadzie Reichenbach. Tymczasem do Europy ze Stanów Zjednoczonych przybywa kolejny groźny przestępca, który chce przejąć kontrolę nad imperium Moriartiego. Przy człowieku tym, Moriarty wydaje się niegroźny, niczym baranek. Na wojnę z nowym wrogiem wyrusza jeden z inspektorów Scotland Yardu, Althelney Jones, wspierany przez detektywa z agencji Pinkertona. Teoretycznie Holmesa w tej powieści nie ma, ale czy na pewno? Jones należy bowiem do wielbicieli słynnego detektywa i z lubością stara się stosować jego metody...
Ta książka to doskonała kontynuacja powieści o Sherlocku Holmesie -
Horowitz perfekcyjnie odwzorowuje styl Arthura Conan Doyle'a, a
działania dwójki detektywów do złudzenia przypominają styl działania
Sherlocka Holmesa i dr. Watsona. Narrator często odwołuje się do spraw prowadzonych przez Sherlocka, wzmiankowane są tutaj takie przygody, jak Studium w szkarłacie, czy Znak czterech. Duch wielkiego detektywa nieustannie zatem unosi się nad bohaterami Moriartiego. Nie brakuje w tej książce retrospekcji tak
często obecnych u Conan Doyle'a oraz niespodziewanych zwrotów akcji. Muszę przyznać, że to, co wymyślił Horowitz naprawdę mnie zaskoczyło. Autor zadbał również o oddanie tła historycznego i atmosfery epoki.
Akcja jest wartka, Moriarty to turn-pager. Majstersztyk w swojej dziedzinie, książka jeszcze lepsza, niż Dom jedwabny. Wielbiciele Sherlocka Holmesa będą ukontentowani.
Anthony Horowitz, Moriarty, Wyd. Rebis, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz w Wyzwaniu bibliotecznym
Bardzo szumnie zapowiadany thriller psychologiczny okazał się być... całkiem przyzwoitą książką. Mamy tu do czynienia z piętrowym oszustwem, a myślę, że nie zdradzę zbyt wiele, jeśli powiem, że jego korzenie sięgają daleko wstecz, do czasów drugiej wojny światowej. Dlatego też powieść napisana jest w formie dwóch przeplatających się wątków: współczesnego i dotyczącego przeszłości głównego bohatera. A przeszłość ta jest barwna i niestety dosyć czarna: Roy jest człowiekiem, który wzbudza wstręt, bowiem całe swoje życie zbudował na kłamstwie. Nie tylko jest zawodowym oszustem i manipulatorem, to jeszcze oportunistą nie wahającym się popełnić złych czynów, jeśli tylko może na tym zyskać. I w dodatku nie odczuwa z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Czy tacy ludzie faktycznie są wśród nas? Tytuł "dobry kłamca" jest tu dosyć mylący, bowiem kojarzy się (przynajmniej mnie) z oceną moralną, gdy tymczasem chyba bardziej chodzi o to, że Roy był po prostu dobry w swoim fachu. Całkiem niezła pozycja, polecam.
Nicholas Searle, Dobry kłamca, Wyd. W.A.B, 2016 (512 str)
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska oraz w Wyzwaniu bibliotecznym
Wiedziona moją nową miłością do perfum sięgnęłam po zbeletryzowaną biografię prawdziwego XVIII-wiecznego perfumiarza, twórcy wody kolońskiej, Giovanniego Marii Fariny. Niestety autorka opisuje jego życie w wyjątkowo niemrawy sposób, kompletnie bez ikry. W książce, która dotyczy głównie młodości Fariny, w zasadzie nic się nie dzieje. Bohater podróżuje po Europie i... wącha. Praktycznie cała fabuła koncentruje się głównie na podkreśleniu jakim wyjątkowym nosem dysponował Farina. Daje to pojęcie o tym, że by zostać perfumiarzem, faktycznie trzeba mieć do tego nieprzeciętny węch i specyficzne uzdolnienia, nadaje też treści zmysłowy klimat, co zapewne było zamiarem autorki, ale naprawdę po przewróceniu kolejnej kartki z opisem zapachów wyczuwanych przez bohatera (i niczego ponad to) miałam dosyć, gdyż Knobloch przez cały czas w zasadzie pisze jedno i to samo. Ponadto fabuła powieści jest do złudzenia podobna do słynnego Pachnidła: bohater ma obsesję na punkcie stworzenia zapachu idealnego (tyle tylko, że nie popełnia w imię tego żadnych zbrodni). Wątek miłosny jest również wyjątkowo mało ekscytujący. Wreszcie denerwowało mnie też to, że w książce przewijają się ciągle te same imiona, bo wszystkie osoby spokrewnione ze sobą tak samo się nazywają: ojciec Giovanni, syn Giovanni, drugi syn też Giovanni - przez co nie wiadomo o której osobie akurat się czyta. Nie było innych imion? Powieść zdecydowanie nie porywa.
Ina Knobloch, Perfumiarz, Wyd. Telbit, 2011
Książka bierze udział w Wyzwaniu bibliotecznym
Znany, ale ostatnio bez żadnych sukcesów pisarz, wpada na pomysł, by napisać najlepszą książkę na świecie. Książka ta ma być kompilacją różnych gatunków: kryminału, poradnika, książki kucharskiej, itp. - i w tym ma tkwić jej sukces. Udaje się mu przekonać do pomysłu swojego wydawcę i przystępuje do pisania, co wymaga od niego sporo samozaparcia, warunek bowiem jest: żadnych używek. Do tego bohater podejrzewa, że jego ten sam pomysł chce zrealizować młody i cieszący się powodzeniem poeta... Powieść generalnie jest smętna, niewiele się w niej dzieje, dowiadujemy się wielu nieciekawych rzeczy o głównym bohaterze i trochę o przemyśle wydawniczym w Szwecji - jednak te ostatnie uwagi nie wydają się za bardzo osadzone w rzeczywistości. W dodatku autor pisze w stylu, który - w moich oczach może pogrążyć każde dzieło - krótkie, oznajmujące zdania w czasie teraźniejszym, zero polotu, zero finezji. Szczerze mówiąc to nie bardzo wiem, co autor chciał w tej książce powiedzieć. Na pewno jest to metaksiążka, książka o książce, ale brakuje tutaj jakiejś refleksji dotyczącej pomysłu na tytułową najlepszą książkę na świecie - czy taka kompilacja mieszanek faktycznie ma szansę stać się bestsellerem, czy wręcz przeciwnie? Moim zdaniem pomysł jest idiotyczny, ale autor w żaden sposób nie rozwiewa wątpliwości czytelnika, nie dowiadujemy się, czy powieść odniosła sukces, czy nie, nie wiemy, czy nasz bohater faktycznie jest takim dobrym pisarzem, jak się go nam przedstawia, czy też tworzy gnioty. A już puenta jest kuriozalna. Wydaje się, że autor dobrze się bawił pisząc Najlepszą książkę na świecie, chcąc sobie zakpić z pisania i ze środowiska literackiego, tylko że jest to chyba zabawniejsze dla niego samego, niż dla czytelnika. Dla mnie nie było to ani oryginalne, ani zabawne. Na pewno nie jest to najlepsza książka na świecie, zasługuje akurat na ocenę "może być".
Peter Stjernstrom, Najlepsza książka na świecie, Wyd. Świat Książki, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz w Wyzwaniu bibliotecznym
Wreszcie powieść, która mnie bardzo rozczarowała. Lukrecja Borgia od wieków cieszy się niesławą rozpustnicy i trucicielki. Tymczasem najprawdopodobniej są to wszystko kalumnie, kobieta była ofiarą swoich sławnych krewnych oraz czasów w jakich żyła. Dario Fo rzekomo podejmuje się próby obrony Lukrecji i z tego też względu chciałam tę pozycję przeczytać. Jakież było moje zdziwienie, gdy wziąwszy książkę do ręki, pierwsze co zobaczyłam, to mnóstwo ilustracji, jak - nie przymierzając - w książkach dla dzieci. Kiedy zaczęłam zaś czytać, nie mogłam wyjść ze zdziwienia, że coś takiego napisał noblista. Trudno by mi było nawet nazwać to powieścią - bardziej wygląda to jak wprawka do powieści, jak rozprawka, którą napisał 15-latek, bajka, niż dojrzałe dzieło. Powierzchowne, bez jakiegokolwiek zagłębiania się w charakterystykę bohaterów, a fakty historyczne przedstawiane są wyrywkowo, wybiórczo, tak, że właściwie nie wiadomo, o co w tym chodzi. Przykładowo w jednym rozdziale ukazywana jest Lukrecja zakochana w swoim trzecim mężu, a w następnym romansująca z jakimś poetą - bez żadnego wyjaśnienia takiej kolei rzeczy. Stylistycznie - tragedia - potoczny język, raz autor pisze zupełnie poważnie, za chwilę w tonie lekkim i żartobliwym, raz stosuje czas teraźniejszy, raz przeszły, zupełnie niedojrzałe i sztuczne dialogi (przykład: Chlipiesz, chlipiesz, a potem i tak pieprzysz głupoty - tak zwraca się do Lukrecji jej mąż). Ta książka to jakaś kpina z czytelnika. Zdecydowanie nie polecam.
Dario Fo, Córka papieża, Wyd. Znak, 2015
Książka bierze udział w Wyzwaniu bibliotecznym
Anthony Horowitz, Moriarty, Wyd. Rebis, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz w Wyzwaniu bibliotecznym
Bardzo szumnie zapowiadany thriller psychologiczny okazał się być... całkiem przyzwoitą książką. Mamy tu do czynienia z piętrowym oszustwem, a myślę, że nie zdradzę zbyt wiele, jeśli powiem, że jego korzenie sięgają daleko wstecz, do czasów drugiej wojny światowej. Dlatego też powieść napisana jest w formie dwóch przeplatających się wątków: współczesnego i dotyczącego przeszłości głównego bohatera. A przeszłość ta jest barwna i niestety dosyć czarna: Roy jest człowiekiem, który wzbudza wstręt, bowiem całe swoje życie zbudował na kłamstwie. Nie tylko jest zawodowym oszustem i manipulatorem, to jeszcze oportunistą nie wahającym się popełnić złych czynów, jeśli tylko może na tym zyskać. I w dodatku nie odczuwa z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Czy tacy ludzie faktycznie są wśród nas? Tytuł "dobry kłamca" jest tu dosyć mylący, bowiem kojarzy się (przynajmniej mnie) z oceną moralną, gdy tymczasem chyba bardziej chodzi o to, że Roy był po prostu dobry w swoim fachu. Całkiem niezła pozycja, polecam.
Nicholas Searle, Dobry kłamca, Wyd. W.A.B, 2016 (512 str)
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska oraz w Wyzwaniu bibliotecznym
Wiedziona moją nową miłością do perfum sięgnęłam po zbeletryzowaną biografię prawdziwego XVIII-wiecznego perfumiarza, twórcy wody kolońskiej, Giovanniego Marii Fariny. Niestety autorka opisuje jego życie w wyjątkowo niemrawy sposób, kompletnie bez ikry. W książce, która dotyczy głównie młodości Fariny, w zasadzie nic się nie dzieje. Bohater podróżuje po Europie i... wącha. Praktycznie cała fabuła koncentruje się głównie na podkreśleniu jakim wyjątkowym nosem dysponował Farina. Daje to pojęcie o tym, że by zostać perfumiarzem, faktycznie trzeba mieć do tego nieprzeciętny węch i specyficzne uzdolnienia, nadaje też treści zmysłowy klimat, co zapewne było zamiarem autorki, ale naprawdę po przewróceniu kolejnej kartki z opisem zapachów wyczuwanych przez bohatera (i niczego ponad to) miałam dosyć, gdyż Knobloch przez cały czas w zasadzie pisze jedno i to samo. Ponadto fabuła powieści jest do złudzenia podobna do słynnego Pachnidła: bohater ma obsesję na punkcie stworzenia zapachu idealnego (tyle tylko, że nie popełnia w imię tego żadnych zbrodni). Wątek miłosny jest również wyjątkowo mało ekscytujący. Wreszcie denerwowało mnie też to, że w książce przewijają się ciągle te same imiona, bo wszystkie osoby spokrewnione ze sobą tak samo się nazywają: ojciec Giovanni, syn Giovanni, drugi syn też Giovanni - przez co nie wiadomo o której osobie akurat się czyta. Nie było innych imion? Powieść zdecydowanie nie porywa.
Ina Knobloch, Perfumiarz, Wyd. Telbit, 2011
Książka bierze udział w Wyzwaniu bibliotecznym
Znany, ale ostatnio bez żadnych sukcesów pisarz, wpada na pomysł, by napisać najlepszą książkę na świecie. Książka ta ma być kompilacją różnych gatunków: kryminału, poradnika, książki kucharskiej, itp. - i w tym ma tkwić jej sukces. Udaje się mu przekonać do pomysłu swojego wydawcę i przystępuje do pisania, co wymaga od niego sporo samozaparcia, warunek bowiem jest: żadnych używek. Do tego bohater podejrzewa, że jego ten sam pomysł chce zrealizować młody i cieszący się powodzeniem poeta... Powieść generalnie jest smętna, niewiele się w niej dzieje, dowiadujemy się wielu nieciekawych rzeczy o głównym bohaterze i trochę o przemyśle wydawniczym w Szwecji - jednak te ostatnie uwagi nie wydają się za bardzo osadzone w rzeczywistości. W dodatku autor pisze w stylu, który - w moich oczach może pogrążyć każde dzieło - krótkie, oznajmujące zdania w czasie teraźniejszym, zero polotu, zero finezji. Szczerze mówiąc to nie bardzo wiem, co autor chciał w tej książce powiedzieć. Na pewno jest to metaksiążka, książka o książce, ale brakuje tutaj jakiejś refleksji dotyczącej pomysłu na tytułową najlepszą książkę na świecie - czy taka kompilacja mieszanek faktycznie ma szansę stać się bestsellerem, czy wręcz przeciwnie? Moim zdaniem pomysł jest idiotyczny, ale autor w żaden sposób nie rozwiewa wątpliwości czytelnika, nie dowiadujemy się, czy powieść odniosła sukces, czy nie, nie wiemy, czy nasz bohater faktycznie jest takim dobrym pisarzem, jak się go nam przedstawia, czy też tworzy gnioty. A już puenta jest kuriozalna. Wydaje się, że autor dobrze się bawił pisząc Najlepszą książkę na świecie, chcąc sobie zakpić z pisania i ze środowiska literackiego, tylko że jest to chyba zabawniejsze dla niego samego, niż dla czytelnika. Dla mnie nie było to ani oryginalne, ani zabawne. Na pewno nie jest to najlepsza książka na świecie, zasługuje akurat na ocenę "może być".
Peter Stjernstrom, Najlepsza książka na świecie, Wyd. Świat Książki, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz w Wyzwaniu bibliotecznym
Wreszcie powieść, która mnie bardzo rozczarowała. Lukrecja Borgia od wieków cieszy się niesławą rozpustnicy i trucicielki. Tymczasem najprawdopodobniej są to wszystko kalumnie, kobieta była ofiarą swoich sławnych krewnych oraz czasów w jakich żyła. Dario Fo rzekomo podejmuje się próby obrony Lukrecji i z tego też względu chciałam tę pozycję przeczytać. Jakież było moje zdziwienie, gdy wziąwszy książkę do ręki, pierwsze co zobaczyłam, to mnóstwo ilustracji, jak - nie przymierzając - w książkach dla dzieci. Kiedy zaczęłam zaś czytać, nie mogłam wyjść ze zdziwienia, że coś takiego napisał noblista. Trudno by mi było nawet nazwać to powieścią - bardziej wygląda to jak wprawka do powieści, jak rozprawka, którą napisał 15-latek, bajka, niż dojrzałe dzieło. Powierzchowne, bez jakiegokolwiek zagłębiania się w charakterystykę bohaterów, a fakty historyczne przedstawiane są wyrywkowo, wybiórczo, tak, że właściwie nie wiadomo, o co w tym chodzi. Przykładowo w jednym rozdziale ukazywana jest Lukrecja zakochana w swoim trzecim mężu, a w następnym romansująca z jakimś poetą - bez żadnego wyjaśnienia takiej kolei rzeczy. Stylistycznie - tragedia - potoczny język, raz autor pisze zupełnie poważnie, za chwilę w tonie lekkim i żartobliwym, raz stosuje czas teraźniejszy, raz przeszły, zupełnie niedojrzałe i sztuczne dialogi (przykład: Chlipiesz, chlipiesz, a potem i tak pieprzysz głupoty - tak zwraca się do Lukrecji jej mąż). Ta książka to jakaś kpina z czytelnika. Zdecydowanie nie polecam.
Dario Fo, Córka papieża, Wyd. Znak, 2015
Książka bierze udział w Wyzwaniu bibliotecznym
I tak pełno :). Mi też część kwietnia trochę pod znakiem perfum upłynęła, bo szukałam i szukałam, i szukałam jakichś na prezent dla Mamy
OdpowiedzUsuńTradycyjnie piękny wynik u Ciebie :) Interesuje mnie "Moriarty", ale najpierw muszę przeczytać "Dom jedwabny". Cieszę się, że "Dobry kłamca" okazał się dobrą lekturą, bo niedawno przytachałam go z biblioteki, nie wiedząc o nim zbyt wiele.
OdpowiedzUsuńWynik naprawdę rewelacyjny! Książkę "Wszystko, czego wam nie powiedziałam" mam u siebie więc muszę szybko poznać twórczość autorki. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWięc rozumiem, że biuro wyprzątnięte ze wszystkich trosk i zmartwień, teraz tylko witać lato z radością i porządkiem? :)
OdpowiedzUsuń17 książek to nadal zachwycający, świetny wynik! Nawet licząc małą objętość! Gratuluję! :)
www.zksiazkadolozka.blogspot.com
O tak, teraz to tylko pracować, że ho ;)
Usuń17 książek? Wow :)
OdpowiedzUsuńAle cienkich...
UsuńCzytałam jedynie "Dom jedwabny", ale byłam oczarowana tym, jak Horowitz doskonale dopasował się do stylu Conan Doyle'a. Czyli "Moriarty" wskakuje na listę do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńA to mnie zaszokowałaś tą "Córką papieża"... Właśnie ją kupiłam, bo noblista, bo o Lukrecji Borgii (o której co nieco już przeczytałam i chciałam uzupełnić ten obraz), a tu takie rozczarowanie? Zmartwiłaś mnie :( No nic, będę miała Twoją opinię na uwadze, ale mój entuzjazm mocno przygasł.
W takim razie odpuszczę sobie ,,Perfumiarza". Liczyłam na coś zdecydowanie ambitniejszego. A zabieg z nadaniem trzem bohaterom tego samego imienia już teraz mnie zirytował,więc nawet nie chcę rozważać co by się działo, gdybym była w trakcie lektury;).
OdpowiedzUsuńDziękuję za ostrzeżenie;).
PS. Chętnie rozejrzę się za książką pt. ,,Moriarty":).
Fajny artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń