Dygot
Mówili, że każdy, kto spróbuje wątroby białego człowieka, będzie żył wiecznie. Mówili, że jego krew ma cudowne właściwości i potrafi leczyć rany. Mówili, że nic nie je, nie pije, bo nie musi. Mówili, że to szatan we własnej osobie.
W Afryce albinosów uważa się za duchów zmarłych, wierzy się także, że ich ciała posiadają magiczną moc i można z nich sporządzać amulety przynoszące szczęście. Dlatego też na takich ludzi urządzane są polowania. Jednak takie prymitywne przesądy pokutują nie tylko w Afryce, ale do niedawna miały się dobrze także w Polsce. Uważano na przykład, że wnętrzności albinosa mają moc uzdrawiania chorób, a oni sami - za życia - przynoszą społeczności nieszczęścia. Jak zresztą wszystko, co inne, dziwne, odbiegające od normy, wyróżniające się. Nic dziwnego, że Wiktor Łabendowicz, urodzony tuż po wojnie w wielkopolskiej wsi, od małego był prześladowany. Chłopi uważali go za przyczynę wszelkich plag, chłopcy w szkole się na nim wyżywali. Sam Wiktor zresztą też miał dziwne pomysły, np. przyjaźnił się z podejrzanym osobnikiem i koniecznie chciał się dowiedzieć, czy zabijanie jest przyjemne. Na szczęście rodziców miał kochających, więc udało mu się szczęśliwie dotrwać do dorosłości i ożenić z dziewczyną równie poszkodowaną przez los, jak on sam - poparzoną w dzieciństwie Emilią.
W Afryce albinosów uważa się za duchów zmarłych, wierzy się także, że ich ciała posiadają magiczną moc i można z nich sporządzać amulety przynoszące szczęście. Dlatego też na takich ludzi urządzane są polowania. Jednak takie prymitywne przesądy pokutują nie tylko w Afryce, ale do niedawna miały się dobrze także w Polsce. Uważano na przykład, że wnętrzności albinosa mają moc uzdrawiania chorób, a oni sami - za życia - przynoszą społeczności nieszczęścia. Jak zresztą wszystko, co inne, dziwne, odbiegające od normy, wyróżniające się. Nic dziwnego, że Wiktor Łabendowicz, urodzony tuż po wojnie w wielkopolskiej wsi, od małego był prześladowany. Chłopi uważali go za przyczynę wszelkich plag, chłopcy w szkole się na nim wyżywali. Sam Wiktor zresztą też miał dziwne pomysły, np. przyjaźnił się z podejrzanym osobnikiem i koniecznie chciał się dowiedzieć, czy zabijanie jest przyjemne. Na szczęście rodziców miał kochających, więc udało mu się szczęśliwie dotrwać do dorosłości i ożenić z dziewczyną równie poszkodowaną przez los, jak on sam - poparzoną w dzieciństwie Emilią.
Bo życie to wieczny dygot.
W taki sposób Jakub Małecki opowiada o życiu kilku pokoleń rodziny Łabendowiczów - prostych w sumie ludzi, którzy przeżyli wojnę (pierwsze pokolenie), potem zmagali się z PRL-owską siermiężnością (drugie), w końcu dożywszy do czasów współczesnych (trzecie). Zdarzały im się rzeczy niecodzienne, nietypowe, ale na ogół była to egzystencja bardzo zwyczajna. Dygot to właściwie takie migawki utrwalające owe najciekawsze chwile, lecz ponieważ książka to niezbyt obszerna, a bohaterów sporo, więc można się domyślić, że tych ciekawych chwil nie było aż tak wiele. Nasuwa się refleksja, że to życie nie było różami usłane, na ogół przepełnione smutkiem, troskami, niespełnionymi marzeniami, samotnością, bo miłość się gdzieś zagubiła... Tymi uczuciami przepełniona jest też powieść. Losy bohaterów autor zamyka w klamrę.
Myślał o tym, co trzeba widzieć i czego się trzeba bać, żeby kilka miesięcy przed narodzinami swojego jedynego dziecka rozpruć sobie brzuch kuchennym nożem.
W taki sposób Jakub Małecki opowiada o życiu kilku pokoleń rodziny Łabendowiczów - prostych w sumie ludzi, którzy przeżyli wojnę (pierwsze pokolenie), potem zmagali się z PRL-owską siermiężnością (drugie), w końcu dożywszy do czasów współczesnych (trzecie). Zdarzały im się rzeczy niecodzienne, nietypowe, ale na ogół była to egzystencja bardzo zwyczajna. Dygot to właściwie takie migawki utrwalające owe najciekawsze chwile, lecz ponieważ książka to niezbyt obszerna, a bohaterów sporo, więc można się domyślić, że tych ciekawych chwil nie było aż tak wiele. Nasuwa się refleksja, że to życie nie było różami usłane, na ogół przepełnione smutkiem, troskami, niespełnionymi marzeniami, samotnością, bo miłość się gdzieś zagubiła... Tymi uczuciami przepełniona jest też powieść. Losy bohaterów autor zamyka w klamrę.
Myślał o tym, co trzeba widzieć i czego się trzeba bać, żeby kilka miesięcy przed narodzinami swojego jedynego dziecka rozpruć sobie brzuch kuchennym nożem.
Można powiedzieć, że Dygot to taki polski realizm magiczny, choć sam autor uważa, że ten termin jest nadużywany. Powieść napisana jest w takiej konwencji, porównywana jest do prozy Myśliwskiego, czy Tokarczuk, a mnie najbardziej kojarzyła się z Dostatkiem - raz z uwagi na motyw albinosa, dwa ze względu na ów wiejski klimat - mieściny odciętej w zasadzie od świata, żyjącej własnym życiem. Charakterystyczne dla tej konwencji jest chyba takie przedstawianie bohaterów, że każdy z nich, otrzymuje cechy wyróżniające go od innych, tak że wydają się oni niezwykli, nawet jeśli wcale tacy nie są. Tak jest też u Małeckiego. Ta szczypta szaleństwa, wydarzenia magiczne są jednak magiczne tylko pozornie - wynikają on z ciemnoty, zacofania, hołdowania przesądom, wiary w czary, gusła i klątwy... Ludzie wierzyli w magię, kiedy jeszcze nie było nauki.
Powieść przeczytałam w zasadzie w ciągu jednego dnia, bo kiedy już wzięłam ją do ręki, nie mogłam się od niej oderwać. Współczułam Wiktusiowi i Emilce, zastanawiałam się, co będzie z ich synem - hulaką, żal mi było zmarnowanych szans, życia, co przecieka między palcami i ani się obejrzymy, już jesteśmy starzy. Odczuwałam melancholię oraz upływ czasu, i myślę, że zapamiętam tę powieść na dłużej. Mam tylko jedną pretensję do pisarza: czemu jest ona taka krótka?
Jakub Małecki, Dygot, Wyd. Sine Qua Non, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka
Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa
Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: Witold Łabendowicz/Sebastian Łabendowicz
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: XX wiek
Ilość stron: 312
Moja ocena: 5,5/6Jakub Małecki, Dygot, Wyd. Sine Qua Non, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka
Mam tą samą pretensję do pisarza! Aż chciałoby się, żeby powieść nigdy się nie kończyła :)
OdpowiedzUsuńWidziałam fragmenty tej powieści i się zakochałam. Już wiem, co chciałabym dostać od Mikołaja :)
OdpowiedzUsuńJak dowodzi przyklad 6-miesiecznej dziewczynki zaglodzonej przez rodziców, bo tak kazal znachor, gusla i przesady maja sie w Polsce dobrze... Mam wielka ochote na te ksiazke, ale równoczesnie obawiam sie, ze mnie totalnie zdoluje.
OdpowiedzUsuńNie, ona aż tak dołująca nie jest...
UsuńTakiej tematyki się nie spodziewałam! Wcześniej książka nie zwróciła mojej uwagi, ale teraz wskoczyła z miejsca na szczyt listy "do przeczytania".
OdpowiedzUsuńNo i o to chodzi :)
UsuńCzytałam debiutancki horror autora i na tym skoczyła się moja przygoda z jego twórczością. Ta książka zapowiada się bardzo interesująco.
OdpowiedzUsuńCzytam wiele o tej książce i mam na nią coraz większą ochotę :)
OdpowiedzUsuńTa powieść również do mnie przemówiła, żal tylko, że taka krótka (chciałabym więcej, zwłaszcza na temat Wiktora).
OdpowiedzUsuń