Nie "przerażają" mnie grube książki, ale jestem w stanie zrozumieć tych, których tak. Człowiek ma świadomość, że na lekturę będzie sobie musiał zarezerwować naprawdę sporo czasu (w trakcie którego mógłby przeczytać kilka innych książek…). Dlatego też, kiedy się rozchorowałam, stwierdziłam, że nadarzyła się świetna okazja, żeby wreszcie przeczytać Bastion. Na początku pandemii covid lektura Bastionu wydała mi się świetnym pomysłem (mimo to wtedy go nie przeczytałam, a czasu miałam w bród), jak pewnie wielu innym ludziom, zaczytujących się także w Dżumie czy Mszy za miasto Arras. Dziś wydaje mi się to trochę niezrozumiałe, a mnie ochota na tę powieść ewidentnie przeszła. Cóż bowiem może być milszego, kiedy zakażony człowiek czyta sobie o pandemii śmiertelnej choroby “bardzo podobnej do grypy”? Śmiertelnie niebezpieczny wirus, objawiający się jak przeziębienie, do tego cholernie zaraźliwy i roznoszony przez przemieszczających się jak popierdoleni ludzi z prędkością nie do opanowania. Ale czyż w gruncie rzeczy nie taki jest z grubsza scenariusz każdej epidemii? Nieświadomi jeszcze, bo nie mający objawów nosiciele + ci, którzy są już chorzy, ale mimo to nie potrafią powstrzymać się od kontaktów z innymi ludźmi… Współczesność jest dla zaraźliwych patogenów idealnym środowiskiem i aż dziwne, że tych epidemii nie mieliśmy więcej. Owszem, mamy medycynę stojącą na wysokim stopniu zaawansowania, ale z drugiej strony przeludnienie, nigdy niespotykaną mobilność (współcześnie ludzie ciągle muszą gdzieś jeździć!) oraz niestety wcale nie większą świadomość ludzkich jednostek dotyczącą tego, jak nie zarażać i samemu się nie zarazić. 

Dlatego czytając pierwsze rozdziały Bastionu doświadczamy osobliwej złości na tych wszystkich niefrasobliwych bohaterów, że symptomy choroby u bliskich i znajomych pozostawiały ich tak dalece obojętnymi i nikt nie zrobił kompletnie nic, by się zabezpieczyć - w końcu nawet zwykłe przeziębienie jest nieprzyjemne, więc po co się niepotrzebnie narażać. Po dwóch latach walki z covidem, awanturami o maseczki, dystans społeczny i lockdowny, zapewne jesteśmy już na te rzeczy przeczuleni (poza tym czytelnik przecież wie z góry, co się w Bastionie święci), ale nawet mimo to beztroska bohaterów Bastionu jest zastanawiająca. Bo czy kiedy przyjeżdża do Twojego sklepu człowiek, po którym z daleka widać, że dopadło go jakieś paskudne choróbsko, nie jest naturalne i logiczne, żeby zastanowić się, czy przypadkiem nie jest to zaraźliwe i nie trzymać się od tego człowieka z daleka, na tyle, na ile to możliwe? Ale postaciom w tej powieści w ogóle nie przychodzi to do głowy (i nikt raczej nie chodził w takich strojach, jak na okładce). Nic dziwnego, że w szybkim tempie padają jak muchy. Zachowanie ludzi w tej książce jest dla mnie zupełnie nielogiczne, a taki rozwój epidemii wydawał mi się dalece nieprawdopodobny. Autor jest tu trochę na bakier z prawami epidemiologii, ale już daruję sobie uwagi natury medycznej, bo chyba nie o to chodzi. Rzeczona epidemia miała być chyba tylko wstępem, jakąś wersją apokalipsy, która spotyka rodzaj ludzki, po to by pokazać co dzieje się dalej.

Podobno jest to najlepsza powieść Kinga. Tak, dopracowana i wielowątkowa oraz napisana tak, że bardzo dobrze się ją czyta. Mój problem z tą książką polega na tym, iż jest to najbardziej upiorna, koszmarna i ponura powieść, jaką czytałam. Zwłaszcza na początku, gdzie ludzie tylko umierają i nie ma w tym ani krztyny dobra, nadziei, czegoś pozytywnego. A i bohaterowie jakoś też nie zachwycają; nie wspomnę o tym, że postaci kobiecych jest tu jak na lekarstwo, a jeśli już to są one dodatkiem do mężczyzn, ale cóż, nawet te 40 lat wstecz robi różnicę, jeśli chodzi o podejście do tych spraw. Był taki moment, że myślałam, że nie dam rady dalej tego czytać... Tak od 1/3 to się trochę zmienia i przyznaję, że trochę zaskoczył mnie kierunek, w jakim to poszło, bo miałam inne wyobrażenie o tej książce, ale w końcu to King, więc dostajemy raczej potwory i zjawiska ponadnaturalne, niż realizm postapokalipsy. Przy czym trudno tu nie zauważyć inspiracji Władcą pierścieni

Po drugie ta książka jest zdecydowanie za długa - i jej czytanie niemożebnie mi się ciągnęło. King chyba zapomniał o własnych przykazaniach co do konstruowania tekstu (skracaj!). Na początku są wielostronicowe wprowadzenia dla bohaterów, które wydały mi się nudne i dalekie od meritum sprawy. Miałam poczucie, że takie pompowanie balonika jest zbędne, zważywszy na rozmiar tego dzieła. Potem, w środku książki rozdziały są bardzo długie, a kiedy tracimy z oczu bohaterów pojawia się potem taka dezorientacja, że już nie pamiętamy co to za gość... Ale przede wszystkim powieść jest za długa z uwagi na depresyjny klimat, w jakim cały czas tkwimy - to nie działa dobrze na psychikę. Myślę, że to nie sprzyja też głębszym refleksjom, jakie można by tu mieć, o tym jak zorganizowane jest ludzkie społeczeństwo i kim naprawdę jesteśmy (choć kilka ciekawych fragmentów tego typu w Bastionie jest). Sam świat po apokalipsie i jego odbudowywanie z kolei chyba jest pokazany w zbyt uproszczony sposób - w realu chyba nie byłoby to takie łatwe. Weźmy np. kwestię żywności - pozostali przy życiu ludzie w ogóle się tym nie przejmują, bo przecież pozostały sklepy, zaopatrzone w bród… Owszem, to byłaby prawda jeśli chodzi o suchy prowiant, jakieś kasze, mąkę, czy konserwy, ale cała reszta żywności świeżej długo nie przetrwałaby bez prądu - powieść w ogóle nie zwraca na to uwagi. Wreszcie końcówka wydała mi się jakaś taka pozbawiona głębszego sensu (tudzież bezcelowe jest to, co spotyka głównych bohaterów), zwłaszcza w kontekście tego, ile w tej powieści miejsca zajmuje gadanie o Bogu... Natomiast prorocze wydały mi się słowa padające pod koniec powieści, że potrzeba by było “trochę czasu” (na ponowne zaludnienie Ziemi), tak do 2100 roku, po to by nasza planeta mogła “odpocząć”...

Doceniam pracę włożoną w tę powieść, mnóstwo szczegółów, wielowątkowość, rozbudowaną fabułę, ale za nic nie chciałabym jej czytać jeszcze raz.

Metryczka:
Gatunek: fantastyka
Główny bohater: wielu bohaterów
Miejsce akcji: USA
Czas akcji: 1990 rok (fikcyjny)
Ilość stron: 1088
Moja ocena: 4,5/6

Stephen King, Bastion, Wydawnictwo Albatros, 2000/2018

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później