Bastion
Dlatego czytając pierwsze rozdziały Bastionu doświadczamy osobliwej złości na tych wszystkich niefrasobliwych bohaterów, że symptomy choroby u bliskich i znajomych pozostawiały ich tak dalece obojętnymi i nikt nie zrobił kompletnie nic, by się zabezpieczyć - w końcu nawet zwykłe przeziębienie jest nieprzyjemne, więc po co się niepotrzebnie narażać. Po dwóch latach walki z covidem, awanturami o maseczki, dystans społeczny i lockdowny, zapewne jesteśmy już na te rzeczy przeczuleni (poza tym czytelnik przecież wie z góry, co się w Bastionie święci), ale nawet mimo to beztroska bohaterów Bastionu jest zastanawiająca. Bo czy kiedy przyjeżdża do Twojego sklepu człowiek, po którym z daleka widać, że dopadło go jakieś paskudne choróbsko, nie jest naturalne i logiczne, żeby zastanowić się, czy przypadkiem nie jest to zaraźliwe i nie trzymać się od tego człowieka z daleka, na tyle, na ile to możliwe? Ale postaciom w tej powieści w ogóle nie przychodzi to do głowy (i nikt raczej nie chodził w takich strojach, jak na okładce). Nic dziwnego, że w szybkim tempie padają jak muchy. Zachowanie ludzi w tej książce jest dla mnie zupełnie nielogiczne, a taki rozwój epidemii wydawał mi się dalece nieprawdopodobny. Autor jest tu trochę na bakier z prawami epidemiologii, ale już daruję sobie uwagi natury medycznej, bo chyba nie o to chodzi. Rzeczona epidemia miała być chyba tylko wstępem, jakąś wersją apokalipsy, która spotyka rodzaj ludzki, po to by pokazać co dzieje się dalej.
Podobno jest to najlepsza powieść Kinga. Tak, dopracowana i wielowątkowa oraz napisana tak, że bardzo dobrze się ją czyta. Mój problem z tą książką polega na tym, iż jest to najbardziej upiorna, koszmarna i ponura powieść, jaką czytałam. Zwłaszcza na początku, gdzie ludzie tylko umierają i nie ma w tym ani krztyny dobra, nadziei, czegoś pozytywnego. A i bohaterowie jakoś też nie zachwycają; nie wspomnę o tym, że postaci kobiecych jest tu jak na lekarstwo, a jeśli już to są one dodatkiem do mężczyzn, ale cóż, nawet te 40 lat wstecz robi różnicę, jeśli chodzi o podejście do tych spraw. Był taki moment, że myślałam, że nie dam rady dalej tego czytać... Tak od 1/3 to się trochę zmienia i przyznaję, że trochę zaskoczył mnie kierunek, w jakim to poszło, bo miałam inne wyobrażenie o tej książce, ale w końcu to King, więc dostajemy raczej potwory i zjawiska ponadnaturalne, niż realizm postapokalipsy. Przy czym trudno tu nie zauważyć inspiracji Władcą pierścieni…
Po drugie ta książka jest zdecydowanie za długa - i jej czytanie niemożebnie mi się ciągnęło. King chyba zapomniał o własnych przykazaniach co do konstruowania tekstu (skracaj!). Na początku są wielostronicowe wprowadzenia dla bohaterów, które wydały mi się nudne i dalekie od meritum sprawy. Miałam poczucie, że takie pompowanie balonika jest zbędne, zważywszy na rozmiar tego dzieła. Potem, w środku książki rozdziały są bardzo długie, a kiedy tracimy z oczu bohaterów pojawia się potem taka dezorientacja, że już nie pamiętamy co to za gość... Ale przede wszystkim powieść jest za długa z uwagi na depresyjny klimat, w jakim cały czas tkwimy - to nie działa dobrze na psychikę. Myślę, że to nie sprzyja też głębszym refleksjom, jakie można by tu mieć, o tym jak zorganizowane jest ludzkie społeczeństwo i kim naprawdę jesteśmy (choć kilka ciekawych fragmentów tego typu w Bastionie jest). Sam świat po apokalipsie i jego odbudowywanie z kolei chyba jest pokazany w zbyt uproszczony sposób - w realu chyba nie byłoby to takie łatwe. Weźmy np. kwestię żywności - pozostali przy życiu ludzie w ogóle się tym nie przejmują, bo przecież pozostały sklepy, zaopatrzone w bród… Owszem, to byłaby prawda jeśli chodzi o suchy prowiant, jakieś kasze, mąkę, czy konserwy, ale cała reszta żywności świeżej długo nie przetrwałaby bez prądu - powieść w ogóle nie zwraca na to uwagi. Wreszcie końcówka wydała mi się jakaś taka pozbawiona głębszego sensu (tudzież bezcelowe jest to, co spotyka głównych bohaterów), zwłaszcza w kontekście tego, ile w tej powieści miejsca zajmuje gadanie o Bogu... Natomiast prorocze wydały mi się słowa padające pod koniec powieści, że potrzeba by było “trochę czasu” (na ponowne zaludnienie Ziemi), tak do 2100 roku, po to by nasza planeta mogła “odpocząć”...
Doceniam pracę włożoną w tę powieść, mnóstwo szczegółów, wielowątkowość, rozbudowaną fabułę, ale za nic nie chciałabym jej czytać jeszcze raz.
Gatunek: fantastyka
Stephen King, Bastion, Wydawnictwo Albatros, 2000/2018
Komentarze
Prześlij komentarz