Facebook. A miało być tak pięknie

Umęczyła mnie ta książka. Jest bardzo gruba i pełna technicznych szczegółów dotyczących rozwoju Facebooka, pojawia się też w niej wiele nazwisk, za którymi nie stoi żadna historia, więc trudno ogarnąć kto jest kim. Napisana jest również dosyć formalnym, korporacyjnym językiem, długie zdania, sporo tu górnolotnych ogólników. Poza tym ten technologiczny żargon… przyznam, że nie raz miałam odczucie, że nie wiem, o co chodzi - nie każdy jest technologicznym geekiem… I ciągnie się to i ciągnie, jakby żeby zamydlić czytelnikowi oczy. Zazwyczaj o takich kwestiach pisze na końcu swojej opinii, ale tu jest to coś, co zdominowało mi lekturę tej książki. Autor skupił się na drobiazgowym przedstawieniu faktów, a w tym wszystkim jakoś umknęły kwestie tego na jaką skalę Facebook obraca naszymi danymi i jak eksperymentuje na swoich użytkownikach. Oczywiście o prywatności jest mowa, i to wiele razy, zwłaszcza pod koniec książki, w tych rozdziałach gdzie mowa jest o aferze Cambridge Analytica i innych aferach, ale miałam poczucie - może właśnie przez ten formalny język - że jest to wszystko bardzo wygładzone. Za to od samego początku czytamy, jak to Mark Zuckerberg chciał zmienić świat i jak bardzo zależy mu na tym, żeby “łączyć ludzi” i żeby czynić dobro na świecie… Serio? A ja myślałam, że chce głównie zbijać kasę i coraz to więcej kasy… Bynajmniej działania Facebooka i marne wymówki Zuckerberga nie wskazują na to, by przejmował się takimi rzeczami jak polaryzowanie społeczeństw, sianie nienawiści, czy żonglowanie prywatnymi danymi. W pewnym miejscu mowa jest o “wzniosłej misji Facebooka, która stawała się legendarną częścią kultury firmy” - tylko, że ja nie wiem jaka jest to misja, a w książce też nic nie ma na temat kultury firmy. Pity. Mottem Facebooka jest “działaj szybko i niszcz zastane”. Taa, przeprosisz później. Tylko co ludziom po przeprosinach?

Pomimo tego, że autor stara się wybielić Facebooka i jego twórcę, to widać, że w miarę zbliżania się do końca swojej opowieści - coraz trudniej jest mu to robić. I w czytelniku narasta coraz większa niechęć do poczynań technologicznego giganta, który rości sobie prawo do kontrolowania naszego życia. Użytkownicy są dla Facebooka tylko produktem. To nie jest łączenie świata: to jest ogłupianie ludzi, uzależnianie ich od głupich treści i pożeranie ich czasu, a poza tym dążenie do uniformizacji - wszyscy mają używać tego samego. Przecież ktoś może nie przepadać za filmami, a preferować zdjęcia - dla takich osób był Instagram. Był, bo teraz wszyscy i tam muszą oglądać niekończące się rolki - a przecież gdybym chciała takiego przekazu, sięgnęłabym po YT czy TikToka. I może niekoniecznie wszyscy chcą trąbić o swoim życiu wszem i wobec, zostawiając w Internecie ślady, które nigdy nie znikną. Inna kwestia to strategia wobec innych firm, które Zuckerberg postrzega jako obiecujące, albo zagrażające mu: wykupywanie, a jeśli nie da się kupić, bezczelne kopiowanie ich rozwiązań. Najgorsze jest to, że po wykupieniu coś, co było fajne - zostaje przez Facebooka zepsute. Instagram został zalany reklamami i - obecnie - filmikami - tak, że nie da się już go oglądać. Także na Whatsappie pojawiły się reklamy, a co gorsza jego baza danych została zintegrowana z Facebookiem, co wiadomo do czego prowadzi… Teraz Zuckerberg wciska wszędzie filmiki skopiowane z TikToka i mają one zastąpić nawet sztandarowy produkt Facebooka: News Feeda. Wydaje się, że FB się powoli kończy…

Jakoś nie ogłuszyła mnie ta książka szczerością. Właściwie trudno Zuckerberga zrozumieć, a po lekturze tej książki pozostaje on dla mnie taką samą enigmą, jak przedtem. Autor twierdzi, że dobrze go poznał i że przeprowadził z nim szereg szczerych wywiadów, ale w tej książce w ogóle tego nie widać. Nie wiadomo jaki jest prywatnie - ale ok, to nie jest biografia Zuckerberga, tylko Facebooka. 

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: Facebook
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 640
Moja ocena: 4,5/6

Steven Levy, Facebook. A miało być tak pięknie, Wydawnictwo Mova, 2022


Ciekawa byłam jak to wszystko opisane zostanie w reportażu Brzydka prawda. Jego autorki, dziennikarki New York Timesa, zaznaczają, że przeprowadziły rozmowy z wieloma byłymi pracownikami Facebooka, ale i Zuckerberg, i Sandberg nie chcieli udzielić im wywiadu. Książka koncentruje się na ostatnich latach Facebooka, w tym opisuje dość szczegółowo afery z wyborami prezydenckimi i Cambridge Analytica. Mowa jest także o śledztwach wszczętych wobec Facebooka pod zarzutem m.in. monopolizmu. Autorki moim zdaniem i tak są wobec Facebooka łaskawe, choć oczywiście z ich pracy wyłania się obraz firmy, która kieruje się wyłącznie zyskiem i nie waha się ani okłamywać swoich użytkowników (głównie w kwestii prywatności), jak i niszczyć konkurencji. Tu zostało to porównane do monopolistycznych praktyk przedsiębiorstw naftowych w Stanach, na początku XX wieku. Po lekturze Facebook. A miało być tak pięknie nie było w tym jednak dla mnie nic nowego. Model działania Zuckerberga, który również opisał Levy: w razie jakichkolwiek kłopotów posypać głowę popiołem, przeprosić, ale tak naprawdę dalej robić swoje. Historia Facebooka jest pełna takich momentów, co kapitalnie obrazują cytaty przytoczone na skrzydełku książki. Najnowszy przykład: Meta niedawno obwieściła, że będzie bardziej dbać o prywatność i czyni zasady jej dotyczące bardziej przejrzystymi. To oficjalnie. Nieoficjalnie firma stara się obejść mechanizmy, które wprowadzili twórcy przeglądarek, by uniemożliwiać firmom śledzenie ciasteczek. Artykuł na ten temat poczytacie TU.  Ja już nie mam wątpliwości, że Facebook mnie śledzi, MIMO, że z niego nie korzystam, choć mam tam konto (o czym również piszą Frenkel i Kang) - ostatnio dostaję z niego reklamy grup tematycznych, jakoś dziwnym trafem dostosowanych do moich zainteresowań…

Problem i z jedną, i z drugą książką jest ten sam: są napisane w bardzo oględny i tak sposób i właściwie trudno z nich wywnioskować kim w zasadzie jest Mark Zuckerberg i co nim kieruje. Na pewno fakty pokazują, że właściciel Mety jest tak naprawdę bezwzględnym przedsiębiorcą, bez krzty empatii dla ludzi, których wykorzystuje dla swoich potrzeb. Ale co konkretnie nim kieruje, kiedy podejmuje decyzje odnośnie swojej firmy? Nie wiadomo, co naprawdę myśli (bo te gadanie o ulepszaniu świata jakoś mnie nie przekonuje). Dla mnie na przykład niezrozumiałe jest to całe nabieranie wody w usta, z którego słynie Facebook, w odniesieniu do mowy nienawiści i fake newsów. Jakoś do misji naprawiania i łączenia świata nie bardzo to pasuje. Brakowało mi też, zarówno u Levy’ego, jak i Frenkel i Kang, pochylenia się w większym stopniu nad kulturą organizacyjną firmy i atmosferą, jaka w niej panuje (w Brzydkiej prawdzie autorki trochę o tym piszą, ale przy okazji innych rzeczy). Obydwie te pozycje przedstawiają Facebooka w mało ciekawym świetle i są materiałem do przemyśleń, ale nie są one łatwą lekturą, zawierając mnóstwo danych i faktów, które nie zawsze są czarno-białe. Także Sheryl Sandberg jest przedstawiona w bardzo niejasnym świetle, zwłaszcza w Brzydkiej prawdzie.
 

Można to podsumować słowami Johna Naughtona z The Guardian "brzydka prawda o Facebooku polega na tym, że jest to niezwykle potężna korporacja z toksycznym modelem biznesowym, kierowana przez autokratycznego założyciela". 

Zastanawia mnie w tym jedno: przecież Zuckerberg (i jego pracownicy) jest informatykiem, inżynierem. Założył swoją firmę w wieku 19 lat. Co on mógł wtedy wiedzieć o ludzkich zachowaniach, potrzebach i skąd u niego ta obsesja związana ze społecznościami i relacjami? Czy w Facebooku pracują w ogóle jacyś psychologowie? Jak to jest, że władzę nad ludźmi przejęli informatycy?

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: Facebook
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 360
Moja ocena: 4,5/6

Sheera Frenkel, Cecilia Kang, Brzydka prawda. Kulisy walki Facebooka o dominację, Wydawnictwo Rebis, 2022

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później