Facebook. A miało być tak pięknie
Pomimo tego, że autor stara się wybielić Facebooka i jego twórcę, to widać, że w miarę zbliżania się do końca swojej opowieści - coraz trudniej jest mu to robić. I w czytelniku narasta coraz większa niechęć do poczynań technologicznego giganta, który rości sobie prawo do kontrolowania naszego życia. Użytkownicy są dla Facebooka tylko produktem. To nie jest łączenie świata: to jest ogłupianie ludzi, uzależnianie ich od głupich treści i pożeranie ich czasu, a poza tym dążenie do uniformizacji - wszyscy mają używać tego samego. Przecież ktoś może nie przepadać za filmami, a preferować zdjęcia - dla takich osób był Instagram. Był, bo teraz wszyscy i tam muszą oglądać niekończące się rolki - a przecież gdybym chciała takiego przekazu, sięgnęłabym po YT czy TikToka. I może niekoniecznie wszyscy chcą trąbić o swoim życiu wszem i wobec, zostawiając w Internecie ślady, które nigdy nie znikną. Inna kwestia to strategia wobec innych firm, które Zuckerberg postrzega jako obiecujące, albo zagrażające mu: wykupywanie, a jeśli nie da się kupić, bezczelne kopiowanie ich rozwiązań. Najgorsze jest to, że po wykupieniu coś, co było fajne - zostaje przez Facebooka zepsute. Instagram został zalany reklamami i - obecnie - filmikami - tak, że nie da się już go oglądać. Także na Whatsappie pojawiły się reklamy, a co gorsza jego baza danych została zintegrowana z Facebookiem, co wiadomo do czego prowadzi… Teraz Zuckerberg wciska wszędzie filmiki skopiowane z TikToka i mają one zastąpić nawet sztandarowy produkt Facebooka: News Feeda. Wydaje się, że FB się powoli kończy…
Jakoś nie ogłuszyła mnie ta książka szczerością. Właściwie trudno Zuckerberga zrozumieć, a po lekturze tej książki pozostaje on dla mnie taką samą enigmą, jak przedtem. Autor twierdzi, że dobrze go poznał i że przeprowadził z nim szereg szczerych wywiadów, ale w tej książce w ogóle tego nie widać. Nie wiadomo jaki jest prywatnie - ale ok, to nie jest biografia Zuckerberga, tylko Facebooka.
Gatunek: reportaż
Problem i z jedną, i z drugą książką jest ten sam: są napisane w bardzo oględny i tak sposób i właściwie trudno z nich wywnioskować kim w zasadzie jest Mark Zuckerberg i co nim kieruje. Na pewno fakty pokazują, że właściciel Mety jest tak naprawdę bezwzględnym przedsiębiorcą, bez krzty empatii dla ludzi, których wykorzystuje dla swoich potrzeb. Ale co konkretnie nim kieruje, kiedy podejmuje decyzje odnośnie swojej firmy? Nie wiadomo, co naprawdę myśli (bo te gadanie o ulepszaniu świata jakoś mnie nie przekonuje). Dla mnie na przykład niezrozumiałe jest to całe nabieranie wody w usta, z którego słynie Facebook, w odniesieniu do mowy nienawiści i fake newsów. Jakoś do misji naprawiania i łączenia świata nie bardzo to pasuje. Brakowało mi też, zarówno u Levy’ego, jak i Frenkel i Kang, pochylenia się w większym stopniu nad kulturą organizacyjną firmy i atmosferą, jaka w niej panuje (w Brzydkiej prawdzie autorki trochę o tym piszą, ale przy okazji innych rzeczy). Obydwie te pozycje przedstawiają Facebooka w mało ciekawym świetle i są materiałem do przemyśleń, ale nie są one łatwą lekturą, zawierając mnóstwo danych i faktów, które nie zawsze są czarno-białe. Także Sheryl Sandberg jest przedstawiona w bardzo niejasnym świetle, zwłaszcza w Brzydkiej prawdzie.
Można to podsumować słowami Johna Naughtona z The Guardian "brzydka prawda o Facebooku polega na tym, że jest to niezwykle potężna korporacja z toksycznym modelem biznesowym, kierowana przez autokratycznego założyciela".
Zastanawia mnie w tym jedno: przecież Zuckerberg (i jego pracownicy) jest informatykiem, inżynierem. Założył swoją firmę w wieku 19 lat. Co on mógł wtedy wiedzieć o ludzkich zachowaniach, potrzebach i skąd u niego ta obsesja związana ze społecznościami i relacjami? Czy w Facebooku pracują w ogóle jacyś psychologowie? Jak to jest, że władzę nad ludźmi przejęli informatycy?
Gatunek: reportaż
Komentarze
Prześlij komentarz