Samiec alfa musi odejść
Autorka wychodzi od tego, że męskość jest czymś, o czym się nie rozmawia. Jeśli zapytacie kobiety, co to znaczy być kobietą, ta może opowiadać o tym godzinami, natomiast to samo pytanie zadane mężczyźnie wywołuje konsternację… Coś w tym jest. Może mężczyźni się nad tym nie zastanawiają, bo nie mają takiej potrzeby, uważają, że wszystko gra i buczy? Ale prawda jest inna. Takim naczelnym problemem mężczyzn, pociągającym chyba za sobą wszystko inne, jest - jak pisze Plank - fakt, że męskość jest czymś, co trzeba ciągle udowadniać i co można stracić - w przeciwieństwie do kobiecości. A zatem ciągle trzeba być czujnym, pilnować się, by wpisywać się w te sztywne ramy, które nakreśliło nasze społeczeństwo i które są wpajane chłopcom już od małego. Najważniejsze to nie okazywanie emocji, bycie silnym i “twardym” na różne sposoby. Bo emocje są “kobiece”, a wszystko co kobiece jest kojarzone ze słabością i z czymś gorszym. Mężczyzna ma być natomiast wojownikiem, żywicielem rodziny, obrońcą kobiety (czy ona tego chce, czy nie). Ma to szereg konsekwencji, którymi zajmuje się Plank. Przede wszystkim taki wzorzec męskości jest odpowiedzialny za szerzącą się na świecie epidemię przemocy. Ale weźmy także chociażby nie proszenie o pomoc - Plank pisze, że to cecha typowo męska - w sytuacji, kiedy mężczyzna ma problemy, ma poczucie, że musi radzić sobie z tym sam, co rzecz jasna jest o wiele trudniejsze, niż kiedy korzysta się ze wsparcia innych osób. Tragiczne konsekwencje może mieć to w odniesieniu do zdrowia: mężczyźni je zaniedbują, rzadziej się badają i chodzą do lekarza. Także zdrowia psychicznego. Uderzyło mnie to, co pisze Plank, że wielu mężczyzn ma problemy psychiczne, ale nawet sobie tego nie uświadamia. Jest to konsekwencją nieradzenia sobie z emocjami i wypierania ich. A przejawia się to w takich destrukcyjnych zachowaniach jak agresja, czy popadanie w nałogi. Płacą za to bardzo często kobiety, będące z tymi mężczyznami w związkach i Plank pisze, że w dzisiejszych czasach coraz więcej kobiet zaczyna mieć tego po prostu dość.
Zasadniczy problem, jaki wyłania się z tej narracji to to, że mężczyźni w systemie patriarchalnym uczeni są zachowań, które są dla nich szkodliwe, bo po prostu są niezgodne z ludzką naturą. Ludzie są istotami społecznymi - prawdopodobnie jednym z najbardziej uspołecznionych gatunków na Ziemi - i nasz sukces gatunkowy oparty jest właśnie o tworzenie społeczności i relacji. Żaden człowiek nie jest więc samotną wyspą, niepotrzebującą innych - tymczasem mężczyzn właśnie się tego uczy - że mają być samowystarczalni, a więzi i emocje są czymś, co świadczy o słabości. I to wpływa bardzo źle na wszystkich - i mężczyzn, i kobiety. Zarazem to społeczeństwo pilnuje tego, byśmy zachowywali się “jak należy”. Problem polega na tym, że patriarchat jest bardzo głęboko w nas zakorzeniony (nie tylko w mężczyznach, w kobietach też), co jest skutkiem socjalizacji. Gdyby wziąć jego zasady pod lupę, okazałoby się też, jak bardzo są one absurdalne - piszą też o tym autorki książki Płeć i mózg, zastanawiające się nad tym, dlaczego kształt genitaliów decyduje w naszym świecie o tak wielu rzeczach, poczynając od tego, czy danej osobie wolno się kształcić i pracować (i w jakich zawodach), jak ma wyglądać jej związek, jak ma się ubierać**, a nawet kto ma przed kim otwierać drzwi. Sprawy komplikują się znacznie bardziej, jeśli chodzi o mężczyzn z innych grup, niż biali i heteroseksualni… Liz Plank wyjaśnia także jak działają podwójne standardy - tym razem w odniesieniu do mężczyzn - oraz czym jest “życzliwy seksizm”.
Ale oczywiście powiedzieć do faceta “daj sobie spokój z toksyczną męskością”, to jak powiedzieć “wyluzuj” do osoby przeżywającej atak paniki. Jedyny sposób, by wyzwolić się z tej pułapki, to mieć bezpieczną alternatywę, tymczasem chłopcy dorastają ze świadomością, że cały czas są obserwowani i każda próba odejścia odejścia od sztywnych wzorców będzie podstawą do kpin i odrzucenia zarówno przez innych mężczyzn, jak i przez kobiety.
Koncepcja tej książki oczywiście do mnie przemawia, bo jest zgodna z moimi poglądami; to co pisze autorka jest ważne, bo rzadko zastanawiamy się nad kwestiami, poruszanymi przez Plank - równouprawnienie postrzegamy jako działania na rzecz kobiet i korzystne dla kobiet, ale nie mówi się o tym, że jest ono dobre także dla mężczyzn. To jest bardzo istotne, bo wielu mężczyzn okopuje się na swoich pozycjach, bo wydaje im się, że więcej praw dla kobiet oznacza mniej praw dla nich. Że jeśli kobiety zyskają, to mężczyźni stracą, i na odwrót. Tymczasem nie tak działają prawa człowieka! Poza tym z równości nie ma sensu edukować tylko kobiet, skoro problem tkwi głównie w mężczyznach i tak naprawdę są to naczynia połączone.
Starając się spojrzeć na pracę Plank obiektywnie, mam jednak pewien problem. Po pierwsze wydaje mi się, że Plank sama wpada w pułapkę generalizacji i stereotypizacji: mężczyźni są tacy, kobiety są takie. Na przykład to, że kobiety mają szeroką sieć wsparcia społecznego, a mężczyźni nie. No nie do końca, bo ludzie mają różne osobowości, co też wpływa na nawiązywanie relacji z innymi - nie tylko płeć. Nie każda kobieta ma multum przyjaciółek; jest wiele takich, których życie ogranicza się do rodziny (a rodzina i przyjaciele to nie to samo). Tak samo jest z kwestią proszenia o pomoc - wielu ludzi ma z tym problem, nie tylko mężczyźni, co wydaje się być kwestią wychowania - właśnie takiego wpajania, że człowiek powinien być samowystarczalny. Kobiety nie muszą dowodzić swojej kobiecości i wolno im w tym względzie dużo więcej, niż facetom? Tak, ale też tylko w pewnych granicach. Co z tą narracją, że kobiety, które nie mają dzieci nie są “prawdziwymi kobietami”? Albo z tym, że, nawet w sytuacjach zawodowych kobietę ocenia się przez pryzmat wyglądu, a jeśli kobieta jest zdecydowana i pewna siebie, postrzega się ją jako agresywną i mało kobiecą? Takie ujęcie tematu sprawia, że książkę łatwo się czyta, bo mamy dość prosty podział, bez wdawania się w jakieś zawiłe kwestie, ale to jest właśnie jeden z podstawowych błędów postrzegania rzeczywistości: czarno-białe okulary. Po drugie brakowało mi w treści szerszego powołania się na badania - wprawdzie z tyłu są przypisy, ale w treści nie ma do nich odnośników. Przez co miałam poczucie, że to, co pisze Plank nie ma oparcia w faktach, ale raczej jest prezentacją poglądów autorki (nawet jeśli intuicyjnie się z tymi hipotezami zgadzam). Po trzecie, trochę się boję, że to, co pisze Plank jest taką wodą na młyn tych panów, którym się wydaje, że w dzisiejszych czasach to oni są dyskryminowani, gdzie w tej książce zupełnie nie o to chodzi.
W mojej opinii trudno jest pogodzić współczesną kulturę indywidualizmu z tym, że cały czas jesteśmy częścią społeczeństwa, które narzuca nam swoje normy, obserwuje i karze - albo nagradza - za określone zachowania. Wygląda to tak, że możemy “być sobą” i kultywować swój indywidualizm tylko w granicach tego, co jest aktualnie społecznie akceptowane. Patriarchalizm jest szkodliwym przeżytkiem, a jego utrzymywanie, zwłaszcza w czasach, kiedy świat teraz tak szybko się zmienia - pochłania bardzo dużo energii i do niczego dobrego nie prowadzi, jeśli patrzeć z punktu widzenia całej ludzkości, a nie tylko uprzywilejowanych jednostek, czerpiących z tego sytemu korzyści. Co więcej, patriarchat ze swoim toksycznym pojmowaniem władzy, szkodzi nie tylko ludziom - ale i całej planecie (o czym Liz Plank nie wspomina). Dlatego - to jest do zmiany - a zmiana jest możliwa, bo wymaga tylko tego, co mamy w głowach.
Gatunek: popularnonaukowa
Liz Plank, Samiec alfa musi odejść, Wydawnictwo Czarne, 2022
*aczkolwiek tyczy się to głównie białych, heteroseksualnych mężczyzn
**to mężczyźni wymyślili wysokie obcasy i kiedyś sami w nich chodzili… co do spódnic, to ostatnio w spódnicy pojawił się Brad Pitt - czy ktoś powie, że jest mało męski, czy raczej teraz w modzie męskiej zacznie się lansować kiecki?
Komentarze
Prześlij komentarz