Unorthodox
Ortodoksyjna społeczność żydowska w Nowym Jorku wychodzi z
założenia, że Holokaust był karą bożą za to, że Żydzi stali się zanadto pewni
siebie, zbyt bogaci, zbyt wykształceni, nowocześni, etc. Państwo Izrael to
natomiast wymysł szatana. Dlatego teraz, aby sytuacja się nie powtórzyła,
trzeba powrócić do korzeni. Być pokornym i pobożnym aż do przesady. Oczywiście
nikt, kto głosi takie poglądy nie myśli o tym, że ich religijność jest
przesadna i nacechowana hipokryzją, by nie powiedzieć, że wręcz absurdalna.
Widzą to osoby z zewnątrz i te, które zbuntowały się i opuściły sektę. Takie,
jak autorka tej książki.
Choć nie widziałam serialu, to nie dziwię się, że odniósł on
sukces – wszak pokazuje nam życie jakże odmienne od tego, jakie sami
prowadzimy. Niby ludzie nam współcześni, a styl życia i przekonania odległe o
stulecia wstecz. To może być bardzo atrakcyjnie wizualnie. Podobnie jest z
książką, w której autorka opowiada o latach, jakie spędziła na nowojorskim
Williamsburgu. Będąc dzieckiem była oczywiście zanurzona w tę rzeczywistość i
nie kwestionowała jej. Dopiero kiedy dorosła zaczęła zauważać, jak kultura w
której żyje jest opresyjna przede wszystkim wobec kobiet. Jedynym
przeznaczeniem kobiety jest tu wyjść za mąż i urodzić dzieci; być posłuszną
żoną niesprzeciwiającą się mężczyźnie. Dziewczynek się nie kształci, bo trudno
nazwać edukacją to, czego się uczą. Nawet czytanie książek jest zabronione. Wszelakie
relacje damsko-męskie (poza małżeństwami rzecz jasna) są zakazane. Mężczyźni
też oczywiście muszą przestrzegać rozmaitych zakazów i nakazów, ale pamiętajmy,
że to oni tu rządzą, jest to kultura skrajnie patriarchalna. Nie będę się tu rozpisywać w szczegółach jak to wygląda,
bo można o tym poczytać. Autorka wrzuca nas w sam środek owej społeczności i
jest to, moim zdaniem trochę deprymujące. Bo opowiada o tym tak, jakby takie
życie było znane wszystkim, jakby nie było się czemu dziwić. To nie jest tak,
że ona neguje te opresyjne reguły – nie, widać jak się im podporządkuje,
uznając je za coś naturalnego. Nie oponuje kiedy ją swatają z nieznanym jej
chłopakiem, czy też kiedy doświadcza poważnych problemów zdrowotnych ściśle
związanych z tym, co dzieje się pomiędzy nią, a jej mężem. Jest to lektura
bardzo osobista, bo Feldman nie waha się przed opisywaniem swoich najbardziej
intymnych przeżyć.
Zastanawiałam się, jak to się stało, że tak posłuszna osoba
jednak się zbuntowała. I kiedy ten bunt w końcu się pojawia, wszystko toczy się
bardzo szybko. Autorka koncentruje się na własnych odczuciach, zachłystuje się
odzyskaną wolnością. Można sobie wyobrazić, jakiej wymagało to odwagi, bo
oznaczało utratę korzeni i puszczenie się na zupełnie nieznane wody. Kłopot w
tym, że ja tej odwagi, czy inności specjalnie u autorki nie widziałam, stąd
miałam poczucie, że czegoś mi tu jakby brakuje… Nie wiedziałam, skąd wziął się
ten bunt. Być może o to, że zabrakło mi faktów i szerszego kontekstu, żeby
zrozumieć to, o czym pisze Feldman – dla niej to były rzeczy oczywiste, dla
mnie niekoniecznie. Pojawia się w książce bardzo wiele zwrotów
charakterystycznych dla kultury żydowskiej, w języku jidysz i nigdzie nie jest
wyjaśnione, co one znaczą. Podobnie z jakimiś zwyczajami, typu obchody świąt. A
co to za pomysł, żeby kobiety nosiły peruki, zamiast swoich własnych włosów? W
jednym miejscu jest mowa o tym, że chasydzi nie mają nawet telewizora, czy
radia, w innym, że autorka jednak korzysta z internetu czy telefonu. Czym
różnią się chasydzkie odłamy, o których mowa w tekście i dlaczego to takie istotne?
Sam język, jakim posługuje się Feldman jest prosty, widać że pisarka nie ma
problemów z tworzeniem opowieści, aczkolwiek z literackiego punktu widzenia,
arcydzieło to nie jest. Jest ona też bardzo emocjonalna, zwłaszcza pod koniec.
Metryczka:
Gatunek: autobiografia
Główny bohater: autorka
Gatunek: autobiografia
Miejsce akcji: USA
Czas akcji: XX wiek
Deborah Feldman, Unrthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów, Wyd. Poradnia K, 2020
Komentarze
Prześlij komentarz