Co nas (nie) zabije

Wczoraj ni z tego, ni owego, miałam potrzebę odszukania czegoś na blogu, bo czasem sięgam sobie do swoich starych zapisków. I zimny pot mnie oblał, kiedy okazało się, że mój stary blox już nie istnieje, szlag trafił wszystkie notki, a ja ich sobie nie ściągnęłam. A potem okazało się, że jednak kiedyś tam, dawno już temu, przeniosłam wszystkie swoje posty z bloxa na bloggera. I o tym zapomniałam :) W każdym razie ulżyło mi, a potem pomyślałam sobie, że może warto bloga reaktywować - w końcu cały czas czytam, staram się też pisać jakieś opinie o przeczytanych lekturach na LC. Nie nazbyt wylewne, to prawda, ale zawsze. No a teraz to już w ogóle: pandemia, biblioteki pozamykane, a ja pożeram książki na Legimi. Co za fantastyczny wynalazek :) Zatem jedziemy z najbardziej odpowiednią lekturą na te czasy, od której w ogóle zaczęłam kwarantannę.

Nie ma co, autorka w naszym kraju miała timing idealny. Książka w oryginale wydana w 2017, ale do nas dotarła właśnie teraz i myślę, że moją ocenę tej książki wydatnie przyczyniła się sytuacja, w której teraz jesteśmy. Co nas (nie) zabije przekazuje bardzo dużą dawkę historycznej wiedzy w maksymalnie przystępny sposób, a wciągnęło mnie bardziej, niż niejeden thriller. Ujął mnie gawędziarski talent autorki, choć może zbyt często odwołuje się ona do popkultury (ale wierzę, że to w celu właśnie zwiększenia przystępności treści). Ale wiecie, to nie jest jakaś super poważna, medyczna książka o chorobach, to jest książka popularnonaukowa - z naciskiem na POPULARNO, stąd też luźny styl, sporo żartów oraz wspomniane nawiązania do popkultury. Zauważyłam, że nie każdemu przypadł ten styl do gustu - ja doceniam, bo śmiech w ciężkich czasach jest rzeczą bezcenną.

No dobrze, a co z treścią? W czasach epidemii koronawirusa, niektóre stwierdzenia autorki wydają się szokująco - bo prorocze - aktualne. Poczynając od wstępu, gdzie Wright pisze, że dawne epidemie nie wzbudzają dziś wśród ludzi żadnego zainteresowania - zapomnieliśmy o nich, gdyż od długiego już czasu żyjemy w bezprecedensowo szczęśliwej epoce. Doświadczyliśmy niemal 30 lat bez choroby, której nie umielibyśmy leczyć, zabijającej tysiące zdrowych młodych ludzi w bogatych krajach - tu pewnie pisarka pije do AIDS, który w latach 80-tych XX wieku zabił sporo osób i wywoływał wtedy niemałe przerażenie, aczkolwiek dziś wiemy, że jego zaraźliwość jest nikła w porównaniu do takiej dżumy, czy gruźlicy. I dalej: Nie potrafię rozstrzygnąć, czy to szczęście się kiedyś skończy - mam nadzieję, że nie - ale w przeszłości zawsze do tego dochodziło. No cóż, właśnie się skończyło. Kiedy wybuchają epidemie (...) inni ludzie zachowują się jak przesądni szaleńcy i ostatecznie zwiększają liczbę ofiar.
 
Wright zwraca uwagę na uniwersalne cechy ludzi, które sprawiają, że czy w średniowieczu, czy teraz, zachowujemy się w takich kryzysowych czasach podobnie. Pisze, jak ważne w takich sytuacjach są mądre władze, które podejmą stanowcze działania, by walczyć z chorobą i zapobiegać chaosowi (grunt to nie dopuścić, by zwłoki walały się po ulicach..). Takich działań na przykład nie podjęto 100 lat temu, w czasach epidemii hiszpanki (która, co ciekawe, jest dziś kompletnie zapomniana, a okazuje się, że nadal nie ma na nią lekarstwa...) - początkowo istnienie choroby wręcz ukrywano, bo trwała wojna i priorytetem było wysyłanie żołnierzy na front. Potem, kiedy nie dało się już ukrywać tysiąca zgonów, nadal niewiele robiono, poza nawoływaniem do "nie siania paniki". Taaa... To w ogóle jest książka bardziej o ludziach, o ich zachowaniu w ekstremalnych sytuacjach, a nie o bakteriach czy wirusach. Bardziej pozycja historyczna, niż medyczna. Dla mnie najciekawsze były w tej książce rozdziały właśnie o hiszpance oraz o średniowiecznej dżumie (choć jeśli chodzi o tę ostatnią, to miałam spory niedosyt). 

Wbrew pozorom książka ta wcale nie zwiększyła u mnie poziomu lęku "w czasie zarazy" - pisarka bowiem nie straszy, a daje pozytywny przekaz, zwraca uwagę na to, jakie postępy poczyniła współcześnie medycyna i że większość chorób, które siały taki popłoch w przeszłości jest dziś całkowicie wyleczalna. A to dzięki wysiłkom ludzi, pracujących nad lekarstwami i szczepionkami. Nie da się też ukryć, że większość z tych chorób powodowały tragiczne warunki sanitarne, w jakich ludzie funkcjonowali. Ważna jest także solidarność w czasie epidemii, a nie stygmatyzowanie chorych. Pod tymi względami na pewno radzimy sobie teraz lepiej, niż w przeszłości. Wiedza historyczna o tym, że nie pierwszy raz ludzkość staje przed takim wyzwaniem jak epidemia na pewno pomaga poradzić sobie z niepokojem, jaki może wzbudzać treść tej pozycji. Jasne, wiadomo, że żyjemy tu i teraz, i osobom, które zabije koronawirus, niewiele pomoże świadomość, że za kilka lat może uporamy się z tą zarazą. Jednakże ja myślę w skali całego gatunku - mając jakieś pojęcie o historii ludzkości, łatwiej chyba nie ulegać panice i docenić czasy, w jakich żyjemy. Bo wydaje mi się, że chyba jednak trochę za bardzo panikujemy...

Metryczka:
Gatunek: literatura popularnonaukowa
Główny bohater: choroby, plagi i epidemie
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: era nowożytna   
Ilość stron: 306
Moja ocena: 5/6

Jennifer Wright, Co nas (nie) zabije, Wyd. Poznańskie, 2020



Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później