Pozwólcie, że przedstawię wam George'a. Jest przykładnym obywatelem, prawnikiem, synem anglikańskiego pastora. Pastora, dodajmy, pochodzenia hinduskiego. Jego rodzina zamieszkuje na wsi, niedaleko Birmingham, a George ma się za rodowitego Anglika. A Arthur? To Arthur Conan Doyle - tak, ten od Sherlocka Holmesa. Ścieżki tych dwojga pewnie nigdy by się nie przecięły, gdyby nie przedziwna i dosyć koszmarna sprawa, która przytrafia się George'owi. Otóż jego rodzina - w czasach gdy George jeszcze jest dzieckiem - zaczyna otrzymywać anonimowe listy z pogróżkami i obelgami. Ktoś robi im głupie kawały zamieszczając ogłoszenia w gazetach. Podrzuca im na trawnik martwe ptaki. Najwyraźniej rodzina jest prześladowana, tylko nikt nie wie przez kogo i dlaczego. Policja nie reaguje, wręcz zachowuje się dziwnie. Trwa to całymi latami, aż nagle się urywa. A potem, po kilku latach zaczyna się ponownie. George jest już dorosły i nagle znajduje się w centrum całej tej sprawy, zostając oskarżonym o odrażające czyny... Mężczyzna zostaje skazany na kilka lat więzienia. 

Do jakiego gatunku zaliczyłabym powieść Juliana Barnesa? Właściwie mamy tu do czynienia z mieszanką gatunkową: powieści obyczajowej, thrillera sądowego, zbeletryzowanej biografii i kryminału. Autor przez długi czas nakreśla tło, opowiadając nam już to o jednym, już to o drugim bohaterze. Widzimy jak George chodzi do szkoły, ze względu na swoją "inność" nie jest lubiany przez rówieśników, potem zdobywa zawód prawnika i pnie się po szczeblach kariery. Jest uczciwy, szczery i prostoduszny, aczkolwiek inteligentny. A potem jego życie się wali, kiedy nagle zostaje oskarżony i skazany. Jego proces jest groteskowy i absurdalny, niczym u Kafki: nie ma żadnych dowodów na winę George'a, nie ma motywu, a pomimo to policja upiera się, że to on jest sprawcą, przekręca zeznania, fabrykuje ślady, tak by doprowadzić George'a do więzienia. Nie wiadomo dlaczego tak się na George'a uwzięto, a przynajmniej nie rozumie tego sam bohater. Czytając to jednocześnie nasuwały mi się myśli o tym, jak nieudolna była kryminalistyka w tamtych czasach: przypominało mi się to, o czym pisał Jurgen Thorwald w Stuleciu detektywów. W powieści przywołano nawet jedną ze spraw, opisywanych przez Thorwalda. Także w wywodzie przedstawionym przez naczelnika policji, widzimy jak łatwo można dorobić fakty do teorii, zwłaszcza, gdy ktoś zamiast twardymi dowodami posługuje się uprzedzeniami. Równolegle z historią George'a biegnie biograficzna narracja o Conan Doyle'u, ze szczególnym naciskiem na lata, kiedy pisarz prowadził podwójne życie, zakochawszy się w znacznie młodszej od siebie kobiecie, dla której jednak nie miał sumienia porzucić chorej żony. Mowa jest również o spirytyzmie, w który wierzył pisarz. Losy Arthura i George'a długi czas nie mają ze sobą nic wspólnego. Dopiero po zwolnieniu George'a z więzienia jego sprawa trafia do pisarza. Ten angażuje się w zrehabilitowanie prawnika, choć nie ma w zwyczaju bawić się w detektywa. Tym razem jednak jest inaczej, być może dlatego, że przechodzi dosyć ciężki okres w życiu osobistym, a sprawa George'a jest dla Doyle'a odskocznią. Czy uda mu się rozwiązać zagadkę?

Źródło
Proszę państwa, wyrok jest taki, że dla takich książek warto przekopywać się przez biblioteczne regały, a nawet brnąć przez literacki chłam. Ta powieść jest po prostu wspaniała. Dopracowana w każdym szczególe, wciągająca, intrygująca. Autor niczym prestidigitator połączył różne gatunki literackie, w każdym osiągając perfekcję. Kiedy jesteśmy na sali sądowej, z zapartym tchem i coraz większym niedowierzaniem śledzimy to, jak wrabiany jest George. Gdy mowa jest o pisarzu, jesteśmy zaciekawieni życiem twórcy najsłynniejszego detektywa. Znowu, podobnie jak w Poczuciu kresu ujęła mnie prostota a zarazem celność języka, jakim posługuje się Barnes. U niego jest interesująco nawet gdy pisze o rzeczach prozaicznych czy nudnych. A kiedy rozpoczyna się śledztwo... To Sherlock Holmes "jak żywy". Barnes nie tylko doskonale oddaje realia początków XX wieku, ale i pisze tak, jakby to wszystko opisał sam Conan Doyle. Co za wyczucie stylu. Zwłaszcza, że sprawa sama w sobie jest nie tylko bardzo intrygująca, ale dziwaczna i doskonale pasująca do zagadek, jakie rozwiązywał Sherlock Holmes. A w dodatku to wszystko oparte jest na faktach: opisywana sprawa była taką angielską wersją afery Dreyfussa i przyczyniła się do powstania sądów apelacyjnych. Niedawno zresztą wyszły na jaw nowe fakty związane z procesem George'a Edalji: okazało się, że naczelnik Anson fabrykował dowody, by pogrążyć śledztwo Conan Doylea.

Ktoś może powiedzieć, że pierwsza połowa książki jest za długa i zbędna, lecz tak powie tylko czytelnik, który zainteresowany jest jedynie wątkiem kryminalnym. Czytelnik współczesny, któremu coraz trudniej delektować się słowem, a wymaga on przede wszystkim akcji. Arthur & George zaś jest momentami sentymentalny, często powolny i metodyczny, zwłaszcza gdy obserwujemy rozterki egzystencjalne bohaterów, czy ich przemyślenia. Zgodnie z metodą Sherlocka Holmesa, każdy najdrobniejszy szczegół może mieć znaczenie, a źródła zbrodni często tkwią w zamierzchłej przeszłości: ponieważ nie można zrozumieć końca, jeśli się nie zna początku. Moim zdaniem powieść ma tylko jedno potknięcie: nieznośnie przegadana końcówka - nie wiadomo po co Barnes tak szczegółowo opisuje seans spirytystyczny, jaki odbył się dla uczczenia Conan Doyle'a. Koniecznie przeczytajcie!


Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowo-kryminalna
Główny bohater: George Edalji i Arthur Conan Doyle
Miejsce akcji: Anglia
Czas akcji: początek XX wieku
Ilość stron: 589
Moja ocena: 6/6

Julian Barnes, Arthur & George, Wyd. Świat Książki, 2007

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska 

Aktualizacja z 3 kwietnia 2015: jest już miniserial nakręcony według książki:

 

Komentarze

  1. Poznałam już kilka książek tego autora i podoba mi się jego styl. Już jakiś czas temu kupiłam sobie tę powieść, tylko wciąż czeka w kolejce. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Od kilku lat leży u mnie na półce... Tyle dobra się marnowało! Postaram się wkrótce przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiam się, skąd wy bierzecie tyle miejsca na półkach ;)

      Usuń
  3. No, nie jest to znowu takie opasłe tomisko ;) ale masz rację, książka świetna (jak zresztą większość rzeczy Barnesa), kiedyś też o niej pisałam u siebie. Ale z tego co pamiętam, to właśnie Arthur doprowadził do uwolnienia George'a, a więc zainteresował się jego sprawą, kiedy ten odsiadywał długoletni wyrok. Wątek spirytyzmu też uważam za bardzo ciekawy, nie miałam wcale wrażenia, że jest tu jakieś potknięcie. (Choć czytałam dosyć dawno, więc już szczegółów nie pamiętam).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest, ale według reguł wyzwania, opasłe tomisko liczy się od 400 stron. Nie chcę spojlerować, ale nie, w książce wyjście George'a nie ma nic wspólnego z ACD; nie wiem jak było naprawdę.

      Usuń
    2. Rzeczywiście, aż sobie musiałam sprawdzić w książce, bo zupełnie tego momentu wyjścia George'a z więzienia nie pamiętałam - akurat szczegóły fabuły to jest to, co zazwyczaj najszybciej zapominam z książek ;)

      Usuń
  4. Sprowadziła mnie tutaj jedna z moich ulubionych książek. Bardzo lubię takie książki na pograniczu kilku gatunków, trudne do zaszufladkowania, podobnie jest w przypadku nietypowej biografii "Papuga Flauberta" Barnesa. Coś jest jednak z tą książką, że trochę odstrasza potencjalnych czytelników, może ten tytuł, może gabaryty (chociaż ostatnio wyszło sporo dużo grubszych). Książka na szczęście przeleżała u mnie na półce tylko rok zanim ją przeczytałem, mój rekord to "Obietnica poranka" Romain Gary'ego, 18 lat, ale warto było czekać... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Papugę Flauberta już dawno obiecałam sobie przeczytać, ale jestem większą fanką Sherlocka, nic francuskich pisarzy... Nie wiem czy książka odstrasza, ale jej gabaryty moim zdaniem są zupełnie normalne, zwłaszcza, że dobrze się ją czyta. Ale niektórzy piszą, że za długa i że dla koneserów ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później