Poznam sympatycznego Boga

Eric Weiner to ten sam amerykański dziennikarz, który podróżował po świecie w poszukiwaniu szczęścia. Moje bardzo pozytywne wrażenia po przeczytaniu Geografii szczęścia były głównym motywem, dla których zabrałam się za drugą książkę autora. Czy ktoś, kto w praktyce jest osobą niewierzącą (obojętnie, czy go nazwiemy ateistą, agnostykiem, poszukującym, dezorientacjonistą, czy kulinarnym Żydem) może uwierzyć w Boga „testując” religie, tak jakby testowało się nowy model samochodu? Weinera skłonił do tego nagły pobyt w szpitalu i widmo ciężkiej choroby, które zajrzało mu w oczy. To bardzo częsty powód zwrócenia się ku Bogu. Ale czy Bóg ma być lekarstwem na depresję, smutek egzystencjalny, który dręczy współczesne społeczeństwa? Czy można odnaleźć swojego Boga? I czy ten Bóg może być sympatyczny? Dziś, kiedy naszym życiem rządzi raczej racjonalizm i pieniądze, niż religia (przynajmniej w naszej części świata), tego Boga jest w naszym życiu coraz mniej. Łatwiej jest porzucić wiarę, lub skłonić się ku innej, ale wydaje mi się, że to nie jest takie proste, jak przedstawia to Weiner.

Tak naprawdę rzecz jasna nie chodzi o wybór Boga, lecz o wybór systemu religijnego. Zazwyczaj jednak religia nie jest kwestią wyboru, ale pochodną tego gdzie się urodziliśmy i jak zostaliśmy wychowani. Nikt się nas nie pyta, czy katolicyzm się nam podoba, czy może bardziej wolelibyśmy być buddystami. Może trochę inaczej wygląda to w Stanach Zjednoczonych, kraju pozornie bardzo religijnym, ale tam każdy wierzy w to, co chce. Roi się tam od sekt i różnych grup religijnych, których wiara to specyficzny misz-masz, mający chyba już niewiele wspólnego z Bogiem, a znacznie więcej z zaspokajaniem ludzkich potrzeb. Dokładnie tak, jak towar w markecie. Tak też podchodzi to religii Weiner: ojej, taki wybór, że aż głowa boli, nie wiem na co się zdecydować... I przystępuje do dopasowywania religii do siebie, co nie bardzo mu wychodzi, ponieważ cały czas siedzi w nim niedowiarek. Do obrzędów religijnych odnosi się z nieufnością, cynizmem, a nawet podejrzliwością. Nie uczestniczy w nich, jest raczej obserwatorem. Nie interesują go podstawy, doktryny, koncentruje się na zewnętrznych rytuałach. Medytacja w jego wydaniu kojarzyła mi się z przygodami bohaterki Jedz, módl się i kochaj.

Podejście Weinera wydało mi się bardzo naiwne i właśnie bardzo amerykańskie. Czy dziennikarz naprawdę wierzył w to, że uda mu się uwierzyć w Boga, uganiając się za różnymi religiami? Dla mnie jasne było, że aby poznać dany system religijny i UWIERZYĆ – nie wystarczy kilka tygodni, a nawet miesięcy. Nawet jeśli pojedzie się w miejsce, gdzie religia ta się narodziła, czemu hołduje Weiner. Żeby poznać buddyzm udaje się on do Nepalu, taoizm, do Chin – i tak dalej. Im bardziej zagłębiałam się w książce, tym bardziej byłam przekonana, że to pomyłka: nie wiedziałam za bardzo czemu służyć miały owe „duchowe poszukiwania”. W dodatku dziennikarz nie podchodzi do części religii całościowo, ale wybiera sobie z danego wyznania nurt, który wydał mu się najbardziej dogodny: z islamu sufizm, z judaizmu kabałę, z chrześcijaństwa franciszkanizm. To jeszcze pogłębia wrażenie fragmentaryczności i powierzchowności, które to podejście na pewno nie jest właściwe w odniesieniu do Boga. Efekt tych flirtów z Bogiem jest łatwy do przewidzenia. Weiner wprawdzie dosyć otwarcie pisze o swoich religijnych dylematach, lecz na pewno nie dowiedziałam się z tej książki więcej o opisanych religiach, a dosyć cyniczne podejście autora może tylko zniechęcić do własnych przemyśleń na ten temat. Wiara to nie jest po prostu kwestia wyboru tego, co nam najbardziej odpowiada. Religia nie została stworzona dla wygody człowieka, wręcz przeciwnie, często służy temu, aby człowieka w pewien sposób ograniczać, skąd więc oczekiwanie, że można dopasować do siebie taką, która będzie dla nas najwygodniejsza i najmniej kłopotliwa? Bóg kochający, wybaczający i najlepiej NIE WYMAGAJĄCY niczego.

Poznam sympatycznego Boga to książka na wskroś amerykańska: porażająca momentami swoją prostotą i naiwnością. Przekonaniem, że można świat dopasować do siebie. Że nawet religia to coś, co można sobie dowolnie wybrać i skomponować z katalogu, dopasowując do własnych preferencji. Tak, to może świadczy o tolerancji, ale niestety jest bardzo powierzchowne. Weiner podszedł do tematu zbyt lekko i tym razem mi się to nie podobało.

Eric Weiner, Poznam sympatycznego Boga, Wyd. Carta Blanca, 2012

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później