Mętne szkło
Brunetti stał przy oknie i flirtował z wiosną. Już tu była, po drugiej stronie kanału, widoczna w kiełkujących pędach roślin.
Jakże wspaniale przeczytać taką uwerturę, zwłaszcza po długiej zimie.
Powieści Donny Leon,
Amerykanki zamieszkałej w Wenecji należą do moich ulubionych
kryminałów. Nie dlatego, iżby zawarte w nich intrygi kryminalne były
specjalnie wyrafinowane czy zakręcone. Wręcz przeciwnie – Leon nie pisze
o seryjnych zabójcach i psychopatach (na całe szczęście!) a zbrodnia ma
na ogół zupełnie banalne, z życia wzięte motywy, takie jak pieniądze,
czy władza. Leon porusza problemy społeczno-gospodarcze współczesnych
Włoch: walka z mafią, korupcja, bezrobocie, imigracja. Od jakiegoś czasu
bardzo wyraźnym wątkiem w powieściach tej autorki jest ekologia.
Książki są pełne komentarzy i przemyśleń dotyczących wyżej wymienionych
zjawisk oraz życia codziennego. Nie inaczej jest w Mętnym szkle.
Śledztwo prowadzone przez komisarza Brunettiego nie jest szczególnie
trudne, ani ekscytujące, w istocie jego wynik mnie mało mnie
zainteresował. To, co mnie w tej książce zachwyciło – podobnie jak w
innych z tej serii – jest klimat kreowany przez pisarkę. Każda książka o
Brunettim to kolejny klocek do układanki, której tematem jest Wenecja.
Przemierzamy to niezwykłe miasto wraz z komisarzem, wstępujemy do
knajpek, by zjeść typowo włoski obiad albo wypić szybkie espresso...
Czytając Leon zakochałabym się w Wenecji, nawet gdybym w niej nigdy nie
była. Wąskie zaułki, Ponte Rialto, Canale Grande, niezwykłe zabytkowe
palazzi...
Z tą myślą doszedł do brzegu kanału i spojrzał w prawo. I zobaczył coś, co dotychczas widywał tylko na zdjęciach z początku zeszłego wieku. Gładką jak lustro taflę wody Canale Grande. Najmniejsza fałdka nie marszczyła powierzchni, nie było łódek, ani śladu wiatru, żadnych mew. Brunetti stał jak zahipnotyzowany i miał przed oczami wszystko to, co ogłądali jego przodkowie: to samo światło, te same fasady, te okna, rośliny, a w uszach tę samą ożywczą ciszę. I – o ile rozróżniał odbicia – wszystko istniało podwójnie.
….ale również acqua alta, rosnące zanieczyszczenie, hordy turystów, vu cumpra i chińska tandeta. Samo życie. W Mętnym szkle mamy dodatkowo motyw wyrobu słynnego weneckiego szkła na Murano. Z kolei w Perfidnej grze wiodącym wątkiem – jeszcze ciekawszym dla mnie - jest kradzież dzieł sztuki podczas II wojny światowej.
Donnę
Leon uwielbiam również za rewelacyjnie nakreślone postaci głównych
bohaterów, z Brunettim i jego żoną, Paolą na czele. Te postaci są tak
realne! Nie sposób ich nie lubić, zwłaszcza, że stanowią one
kwintesencję włoskiego stylu bycia: ah, te opisy rodzinnych obiadów!
Komisarz jest człowiekiem bardzo rozsądnym, obdarzonym sporym talentem
dyplomatycznym. Powiedziałabym – inteligencją społeczną. A przy tym
ciągle nie utracił wrażliwości i pewnego idealizmu, potrzebnego w pracy,
jaką wykonuje. Paola z kolei zawsze służy mu radą i wsparciem. Ta
niezwykle inteligentna wykładowczyni literatury angielskiej, miłośniczka
Henry'ego Jamesa, jest bohaterką, z którą mogą się identyfikować
wszystkie mole książkowe – dzięki niej kryminały Leon obfitują w
literackie odniesienia, a nieraz komentarze, które mile łechtają
próżność czytelników.
Zdaję sobie sprawę,
że weneckie kryminały Donny Leon są dosyć specyficzne – intrygi nie są
zbyt wyrafinowane, akcja raczej nie pędzi na łeb na szyję, a śledztwo
odgrywa się przeważnie w głowie Brunettiego. Nie wszystkim to może się
podobać. Mnie jak najbardziej odpowiada i świetnie relaksuje.
Donna Leon, Mętne szkło, Wyd. Noir sur Blanc, 2010
Donna Leon, Perfidna gra, Wyd. Noir sur Blanc, 2006
Komentarze
Prześlij komentarz