Portret w sepii
Książki Isabel Allende długo omijałam
szerokim łukiem, sama nie wiem czemu. Wiem, że zbierały one doskonałe
recenzje i są rozchwytywane. Ale nawet kiedy już zdecydowałam się
wypożyczyć "Portret w sepii", ten wyleżał się u mnie na półce. Za to
kiedy już zabrałam się za jego czytanie - pochłonęłam, oczarowana formą i
treścią... Zauroczyła mnie ta powieść tak bardzo, że od razu zaczęłam
szukać innych książek Allende.
Okazało się, że Portret w sepii jest pierwszą częścią cyklu, druga w kolejności jest Córka fortuny, a trylogię zamyka Dom duchów, choć ja odniosłam wrażenie, że to Dom duchów zaczyna całą historię, a Portret ją kończy - przecież bohaterką Portretu jest wnuczka głównej bohaterki Córki fortuny. Portret i Dom dusz przeczytałam w zeszłym roku, a Córkę fortuny dopiero teraz. I niniejszym uzupełniam recenzję.
Nie od rzeczy twórczość Allende skojarzyła mi się z Marquezem i jego Sto lat samotności
- w jej powieściach panuje podobny klimat, poprzez stosowanie realizmu
magicznego - choć nie w takim natężeniu, jak u Marqueza. Najwięcej jest
go w Domu duchów - sadze o rodzinie Estebana Trueby, dziejącej
się na tle burzliwych wydarzeń politycznych Chile XIX i XX
wieku. Charakterystyczna jest też wielowątkowość - kiedy poznajemy nową
postać, od razu zagłębiamy się w jej historię, odbiegając od "głównego
wątku", jednakże nie tracąc go z oczu.
Oczywiście proza Allende aż buzuje od
gorących uczuć i namiętności. Tu nie ma półśrodków - jeśli jest
nienawiść, to na śmierć, zemsta musi być okrutna, cierpienie sięgające
do głębi trzewi, a miłość... Miłość zawsze dopada od pierwszego
wejrzenia, spada znienacka, całkowicie ogarnia ogniem namiętności i
spala do cna, najczęściej prowadząc do nieszczęścia. Taki to już
południowoamerykański temperament. Nie ma też mdłych charakterów,
wszystkie postaci są charakterystyczne, w szczególności postaci kobiece,
które dominują u Allende. Zresztą autorka podkreśla to nawet: bez
kobiet nie ma cywilizacji. Mężczyźni są najczęściej tymi, którzy
sprowadzają na kobiety nieszczęścia...
Portret w sepii jest moją
ulubioną książką z całego cyklu. Wciąga najbardziej, jest najbardziej
spójny. Stopniowo odkrywamy w nim tajemnicę rodzinną, tajemnicę, która
ciąży nad losem głównej bohaterki. Z kolei Córką fortuny
się znużyłam w jej drugiej połowie, gdzie wątek barwnie opisuje dzieje Kalifornii: gorączkę złota i powstawanie pierwszych miast na Zachodnim
Wybrzeżu - ale jednak opowieści o Dzikim Zachodzie nie są dla mnie.
Eliza jest jedną z owych niezwykłych kobiet: wychowana na wiktoriańską
panienkę, zdobywa się na podróż na drugą półkulę, podczas której
odkrywa, że kobieta również może być wolna, również może pracować (nie
tylko jako prostytutka) i robić, to co chce.
"Pokochała wolność. W domu Sommersów żyła w czterech ścianach, w niezmiennie tym samym otoczeniu, gdzie czas zataczał kręgi, a przez opierające się wszelkim atakom okna z trudem dawało się dostrzec linię horyzontu; wzrastała w nieprzeniknionej zbroi dobrych manier i konwenansów, od zawsze przyuczana do spełniania cudzych marzeń i usługiwania, ograniczana gorsetem, rutyną, normami społecznymi i lękiem. Stale towarzyszył jej strach: strach przez Bogiem i Jego nieodgadnioną sprawiedliwością, przed autorytetem, przed przybranymi rodzicami, przed chorobą i urokiem, przed nieznanym i obcym, przed wyjściem z bezpiecznego domu i zderzeniem z zagrożeniem czyhającym na ulicy; strach przed swą własną kobiecą słabością, utratą czci i prawdą. Otaczała ją lukrowana rzeczywistość, na którą składały się uniki, uprzejme przemilczenia, dobrze strzeżone sekrety, ład i dyscyplina. (...) Wyjechała z Chile, zamierzając odnaleźć swojego kochanka i na zawsze stać się jego niewolnicą, sądząc, że w ten sposób ugasi pragnienie uległości i ukrytą żądzę posiadania, ale teraz już nie czuła się na siłach, by wyrzec się owych skrzydeł wyrastających jej u ramion. (...) Przed nikim inie musiała się tłumaczyć; o ile nawet popełniła błąd, i tak zbyt surowo została za niego ukarana rozstaniem z rodziną, męczarnią, jaką przeżyła pogrzebana żywcem w ładowni statku, utratą dziecka i absolutną niepewnością jutra. Kiedy zaszła w ciążę, poczuła się schwytana w pułapkę, w swoim dzienniku napisała, że nie ma prawa do szczęścia, jednak w ciągu tych ostatnich miesięcy, które spędziła przemierzając konno złocisty krajobraz Kalifornii, czuła, że unosi się niczym kondor. Pewnego ranka obudziło ją rżenie konia i promień wschodzącego słońca, padający jej na twarz. Otworzywszy oczy, ujrzała nad sobą wyniosłe sekwoje, które niczym stuletni strażnicy, czuwały nad jej snem, dalej łagodne pagórki, a jeszcze dalej wysokie fioletowe szczyty; wówczas ogarnęło ją jakieś atawistyczne szczęście, jakiego nigdy przedtem nie doświadczyła. (...) Jej obawy rozpłynęły się w przytłaczającym majestacie tej ziemi. W miarę, jak stawiała czoła niebezpieczeństwom, nabierała odwagi: już się nie bała bać. "
Trylogię można w zasadzie czytać w dowolnej kolejności - w niczym nie
przeszkadza to w odbiorze opowiadanej historii, raczej można
potraktować to jako układanie poszczególnych puzzli. Z pewnością sięgnę
jeszcze po inne powieści Isabel Allende, bo to fantastyczna rozrywka i
doskonała proza.
Isabel Allende, Portret w sepii, Córka fortuny, Dom duchów, Wyd. Muza
Komentarze
Prześlij komentarz