Życie po duńsku
Brytyjska dziennikarka przeprowadza się do Danii – i nie,
nie przeprowadza się tam dlatego, by poznać
przepis jej mieszkańców na zadowolenie z życia, tylko dlatego, że jej mąż
dostał tam propozycję pracy. A że, jak to ludzie żyjący w anglosaskim kręgu
kultury, jest przyzwyczajona do tego, że na szczęście trzeba ciężko pracować,
nie może po prostu przeprowadzić się tam i żyć, tylko wymyśla sobie projekt:
zbadanie dlaczego Duńczycy zajmują tak wysokie miejsce w światowych rankingach
szczęśliwości. W jej kręgu kulturowym (i nie tylko jej) obowiązuje bowiem
typowy schemat: jesteś młody, zdrowy, masz pracę, rodzinę, przyjaciół, spędzasz
wakacje na Karaibach… i czujesz pustkę. Masz doła. Czujesz, że czegoś ci
brakuje (choć sam nie wiesz czego). Brzmi znajomo? Cóż, nie dla Duńczyka.
Muszę pochwalić Helen Russell. Opowiada ona w swojej książce
o podstawowych, najważniejszych chyba aspektach życia w obcym kraju,
wpływających na poczucie dobrostanu, takich jak: klimat, praca, system
edukacji, opieka zdrowotna, równouprawnienie, odżywianie się, czystość
środowiska, a w końcu – rzecz niby banalna, ale jakże istotna – estetyka otoczenia,
w jakim żyjemy. Tekst jest bardzo
ciekawy, to nie jest jakiś wydumany, manieryczny reportaż, ani szukanie dziury
w całym (z czym mamy często do czynienia w polskich reportażach), tylko po
prostu opowieść o bardzo praktycznych aspektach życia w jakimś kraju.
Z początku autorka podchodzi do sprawy z typowo brytyjskim dystansem/cynizmem, ale duński styl życia jednak ją przekonuje. Chciałabym, aby taki reportaż powstał o każdym państwie.
Niestety podczas czytania tej książki ogarnął mnie smutek
przeogromny, na myśl o tym, że tak niedaleko jest kraj, w którym ludzie nie
skaczą sobie do oczu, nie muszą walczyć o wszystko i martwić się nieustannie o
byt, stresować. Żyją sobie spokojnie i wygodnie, i potrafią po prostu cieszyć
się tym, co mają, bez wydziwiania, bez ciągłej rywalizacji i pogoni za tym,
żeby mieć więcej (lub więcej, niż inni), bez udowadniania innym, że moja racja jest najmojsza. Nie ma mowy o
pracoholizmie, ludzie w Danii są jednym z najkrócej pracujących społeczeństw, a
pomimo tego ich gospodarka ma się dobrze, a Duńczycy są zamożni. Ale najlepsze
w tym wszystkim jest chyba to, że
Ludzie nie wybierają
sobie pracy pod kątem przyszłych zarobków, tylko własnych zainteresowań.
Edukacja jest darmowa, więc uczysz się tego, na co masz ochotę. Skoro podatki i
tak są wysokie, to równie dobrze można się skupić na rozwijaniu hobby zamiast
przysposabiać się do pracy, która zagwarantuje możliwie najwyższą pensję.
W Danii różnice między ludźmi zamożnymi, a mniej zamożnymi
są stosunkowo niewielkie, nie ma przepaści pomiędzy różnymi warstwami
społecznymi. Prawo Jante? To, zgodnie z moją intuicją, dobra rzecz. Nie bez
znaczenia jest też poczucie bezpieczeństwa biorące się z poszanowania prawa i
jego przestrzegania przez większość obywateli.
Miałam w związku z tym mnóstwo przemyśleń: dlaczego, skoro
jest to możliwe tam, i wiadomo, że się sprawdza, w innych krajach nie może być
tak samo? Odpowiedzią jest chyba
mentalność, a to jest coś, co jest wypracowywane przez całe pokolenia, jest
efektem zbiorowej świadomości, a może i tkwi w genach. W Danii uczy się dzieci
samodzielnego myślenia, krytycyzmu, by wychować obywateli rozumiejących czym
jest demokracja. Dlaczego w Danii socjalizm (bo przecież, nazwijmy to po
imieniu, kraje skandynawskie to państwa demokratyczno-socjalistyczne) się
sprawdza, a w krajach tzw. „bloku wschodniego” się nie sprawdził? Kluczem do
duńskiego poczucia szczęścia jest zaufanie – różne badania pokazują, że poziom
zaufania do innych ludzi znacząco wpływa na poczucie zadowolenia z życia. W
tych badaniach wychodzi też niestety, że w Polsce z tym zaufaniem jest bardzo
kiepsko… Zaufanie do innych ludzi obejmuje też osoby stojące u steru władzy –
stąd w Danii ludzie ufają, że Państwo się nimi zaopiekuje (tudzież chętnie
płacą na to podatki, bo rozumieją, że jest to we wspólnym interesie), a Państwo
faktycznie to robi…
No cóż, mogę tylko żałować, że nie przyszło mi urodzić się w
Danii, choć staram się wcielać w życie wiele z duńskich przepisów na szczęście.
Ale jednak nie żyję w próżni, a dobry nastrój mogą z łatwością popsuć
prozaiczne problemy, z jakimi mamy do czynienia tu, w Polsce, a które w Danii
nie miałyby prawa zaistnieć, takie jak chociażby zła ludzka energia, z którą
niestety spotykamy się coraz częściej.
Helen Russel, Życie po duńsku. Rok w najszczęśliwszym kraju na świecie, Wyd. Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2017
Metryczka:
Gatunek: literatura faktu
Gatunek: literatura faktu
Główny bohater: Dania
Miejsce akcji: Dania
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 304
Moja ocena: 6/6Helen Russel, Życie po duńsku. Rok w najszczęśliwszym kraju na świecie, Wyd. Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2017
Komentarze
Prześlij komentarz