Jestem za, a nawet przeciw, Bo to zła kobieta była, Ciemność widzę, ciemność, Mądry Polak po szkodzie, Róbta co chceta, Albo rybka, albo akwarium. Profesor Jerzy Bralczyk bierze na warsztat najbardziej znane polskie zdania. Są wśród nich przysłowia, cytaty z książek, piosenek, filmów, reklam. Różne powiedzonka. Jest zdanie, które uchodzi za pierwsze zdanie zapisane w języku polskim (Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj), aczkolwiek okazuje się, że zostało ono wypowiedziane przez .... Czecha. Inaczej rzecz ujmując jest to po prostu księga idiomów polskich. Zaskakuje to, jak starych jest wiele z tych powiedzeń, które znamy i używamy na co dzień. Każdemu zdaniu poświęcona jest krótka analiza pod różnymi kątami: gramatycznym, frazeologicznym, kontekstowym, a nawet filozoficznym. Prof. Bralczyk przy tym wyraźnie bawi się słowem, dowcipkuje, figluje sobie, rozbiera "nasze" zdania na czynniki pierwsze. Tworzy takie mini eseje, każdy z nich kończąc w charakterystyczny sposób. Przedmowę do książki napisał z kolei prof. Miodek.
Nie mogę się oprzeć przekonaniu, że i te woły, i ten konik polny, i wszyscy nie za bardzo i nie zawsze myślący o końcu, coś z tego życia mieli. (Miłe złego początki, lecz koniec żałosny). 
Nasuwa się przy tym taka refleksja, jak trudnym językiem jest język polski: te słowa, mające różne znaczenia w zależności od kontekstu, te odmiany, oboczności, te rz, sz i cz. Widać nawet, że ważny jest szyk wyrazów zdaniu, że kontekst może zależeć od tego, gdzie postawimy przecinek, albo akcent. Poznałam też kilka trudnych pojęć z dziedziny językoznawstwa, jak anapest, trochej, amfibrach, asyndetoniczny, aoryst, anadiploza. Przy niektórych zdaniach świetnie się bawiłam. Są tu moje ulubione cytaty, takie jak: Im dalej w las, tym więcej drzew, Lepsze jest wrogiem dobrego, Jutro będzie futro, Paweł i Gaweł w jednym stali domu, Z pustego i Salomon nie naleje, Jedzie pociąg z daleka... (byle nie do Warszawy ;) No cud, miód i orzeszki (akurat tego powiedzonka w książce nie ma).
Ktoś cały w skowronkach nie może jednak w nich być długo. (...) I kiedy tak mówimy, to zwykle dajemy do zrozumienia, że czai się już gdzieś perspektywa pozbawienia go tych skowronków, niejako odarcie go z nich. Kto jest cały w skowronkach, to czegoś jeszcze nie wie albo nie potrafi przewidzieć. Na razie się cieszy. Jak skowronek.  (Być całym w skowronkach)
Nie jest to jednak pozycja do szybkiego połknięcia; lektura wymaga skupienia i namysłu, najlepiej ją sobie dawkować, by cokolwiek z tego, co pisze Bralczyk pozostało w głowie. Tak też orzekła moja koleżanka - polonistka. I ta książka z pewnością powinna zainteresować głównie polonistów. Dla pozostałych czytelników może być ona trochę przyciężkawa. Przyznam szczerze, że nie wszystkie te teksty przeczytałam, niektóre - mniej dla mnie interesujące - opuściłam - te ze starych piosenek czy tekstów, albo hasła polityczno-patriotyczne. Często pojawiają się tu quasi-filozoficzne rozważania w stylu:  
Prawda, że jak nie wiemy, że kłamiemy, to nie kłamiemy, ale zazwyczaj wiemy, że kłamiemy. Tylko wtedy kłamiemy, gdy o tym wiemy. A jak wiemy, nie mówimy, że kłamiemy, bo gdybyśmy powiedzieli, że kłamiemy, to byśmy powiedzieli prawdę. Choć, oczywiście, dalej byśmy kłamali. 
Albo (szczególnie częste) o czasie:  
Przeszłości już nie ma, to wiemy. Pewnie teraz jest teraźniejszość. Ale cóż to za teraźniejszość, przecież to tylko punkt zetknięcia się z przeszłością. Czasu po prostu nie ma, o czym wiedzą wszyscy, którzy nie mają czasu. 
Męczyło mnie takie językowe dzielenie "włosa na czworo", takie bicie piany, czasem masło maślane; wolałabym gdyby Bralczyk pisał konkretniej i więcej o pochodzeniu, etymologii danych zdań, zamiast filozofować nie na temat.

W latach 30-tych pozaprzeszłego wieku pewien emigrant z cesarstwa rosyjskiego, o którego narodowość spory wciąż się toczą, napisał w stolicy Francji poemat o Białorusi, nazywając ją Litwą. Jak to dobrze, że napisał go wierszem, i do tego po polsku. (o Panu Tadeuszu)
W każdym razie wyrazy uznania dla pana profesora za ogromną wiedzę w dziedzinie języka. A teraz już Kończ Waść, wstydu oszczędź!

Metryczka:
Gatunek: językoznawstwo
Główny bohater: 500 zdań polskich
Miejsce akcji: -
Czas akcji: -
Ilość stron: 510
Moja ocena: 4/6

Jerzy Bralczyk, 500 zdań polskich, Wyd. Agora, 2015

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska

Komentarze

  1. Czytam te ksiazke od kilku miesiecy. Rzeczywiscie nalezy ja dawkowac, chocby dlatego, by móc sie nad nia troche zastanowic. Co by nie bylo, to ja Bralczyka uwielbiam pasjami.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później