1000 lat wkurzania Francuzów...
...od podboju Anglii
przez Wilhelma Zdobywcę, aż po XX wiek. Stephen Clarke napisał historię
stosunków angielsko-francuskich, odwiecznego konfliktu sąsiadów znad
brzegów kanału La Manche. Autor stoi na stanowisku, że tak naprawdę
Francuzi przez te 1000 lat przeważnie ponosili porażki. Ciągle to
Anglicy łoili im skórę, bo Francuzi, no cóż, nie są najlepsi w wojaczce.
Wolą bawić się, jeść i tańczyć, niż walczyć. Francja dała się
wystrychnąć na dudka Normanom, przegrała wojnę stuletnią, utraciła na
własne życzenie bogate kolonie w Ameryce, a w czasie wojny musieli ją
ratować – przed samą sobą – alianci. Jedynym wyjątkiem od tej reguły
były sukcesy Napoleona, acz były one krótkotrwałe, a skończyło się jak
zawsze... czyli zwycięstwem Anglików. Gdyby tak pogrzebać, to okazuje
się, iż nawet w osiągnięciach, tradycyjnie uznawanych za francuskie, jak
wynalazek szampana - maczali palce Anglicy. Biorąc powyższe pod uwagę,
właściwie nie wiedzieć czemu Francja stała się tak znaczącym państwem na
mapie Europy.
Z pewnością Clarke
pominął w swojej tendencyjnej wersji historii francuskie wiktorie i
rzeczywiście, Francuzi czytając to, mogą się wkurzyć. Lecz ostatecznie
każda relacja historyczna jest w jakiejś mierze tendencyjna - wszak historię piszą zwycięzcy.
A że ja również za Francuzami nie przepadam, więc w ogóle mi to nie
przeszkadzało. Przydałoby się trochę pognębić tych megalomanów ;) Po
drugie 1000 lat wkurzania Francuzów, choć jest książką
zdecydowanie historyczną, to jest to historia na wesoło, historia w
wersji light. Ciągle nasuwało mi się skojarzenie, że gdyby w ten sposób
napisane były podręczniki do historii, to przedmiot ten byłby
uwielbiany, a osoby deklarujące, że za nudną historią nie przepadają,
byłyby w mniejszości. Rzecz jasna nie chodzi mi o wybiórczość i
rzetelność, tylko o przystępny oraz sposób przedstawienia faktów. Bez
nadmiaru dat, bez dziesiątków nazwisk różnych ważnych panów bijących się
o władzę, książka za to obfituje w ciekawostki, dotyczące obyczajów i
kulisów historii, o których w standardowej wersji historii się nie mówi.
Autor odbrązawia bohaterów, podważa powszechnie przyjęte dziejowe mity,
dementuje pogłoski, nie mające wiele wspólnego z prawdą. Mnie
najbardziej zainteresowały fragmenty o Napoleonie oraz o II wojnie
światowej, w tym o generale de Gaulle'u. Poza tym książka jest
przezabawna. Dotąd poczucie humoru Clarke'a, grającego idiotę we Francji, niezbyt mi odpowiadało, ale przy czytaniu 1000 lat
miałam świetny ubaw! Na pewno taki sposób mówienia o historii sprawa,
że w głowie pozostaje o wiele więcej, niż po lekturze nudnego
podręcznika. Ciekawe by było, gdyby ktoś napisał taką wersję relacji
polsko-niemieckich lub polsko-rosyjskich.... Polecam wszystkim fanom
książek historycznych, a także tym – a może przede wszystkim tym –
którzy tego typu lektury omijają z daleka, zniechęceni nudą wiejącą z
tradycyjnych lekcji historii.
Stephen Clarke, 1000 lat wkurzania Francuzów, Wyd. W.A.B, 2012
Komentarze
Prześlij komentarz