Są takie książki, o których treści zapominam po tygodniu od ich przeczytania, są też takie, o których przeczytaniu w ogóle zapominam po pewnym czasie, tak tak. Ale są też takie, które zostają ze mną na zawsze. I TOPR należy właśnie do tej ostatnich kategorii. Pozycję tę czytałam blisko 2 lata temu, w czasie, kiedy mój blog nie funkcjonował, ale teraz stwierdziłam, że chciałabym, żeby parę o niej słów jednak się na nim znalazło, bo jest to jedna z ważniejszych dla mnie lektur - i jakże by to, aby nie było na moim blogu książki o ratownikach górskich?


Przyznam, że  jako osoba mająca pewną wiedzę na temat ratownictwa górskiego, nie spodziewałam się po tej książce wiele nowego. Podeszłam do niej z pewną dezynwolturą, myśląc, że autorka będzie odkrywać Amerykę (dla mnie), choć dla większości osób Ameryką to jednak będzie, bo środowisko goprowców łamane przez toprowców (wszak wywodzą się oni z tej samej organizacji)* owiane jest nie tylko legendą i dużym szacunkiem, ale i pewną mgiełką tajemnicy. Nie wiedzieć czemu brak było do tej książek opowiadających o ich pracy i kulisach tego zawodu. A może właśnie „wiedzieć czemu”… Beacie Sabale-Zielińskiej udało się przełamać to informacyjne tabu, a ja zostałam zaskoczona tym, jak dobrze jest ta pozycja napisana. Rzeczowo, konkretnie, na temat, a przy tym nie nudno (!), bez lania wody, może tylko odrobinę zbyt czołobitnie wobec głównych bohaterów (oj lecą kobitki na te czerwone polary ;) Przede wszystkim jest bardzo merytoryczna, przekazuje sporo wiedzy i na temat samego ratownictwa, i zachowania w górach. Informacje te mogą przydać się wszystkim, lecz głównie bardziej doświadczonym górołazom (bo szczerze mówiąc nie sądzę, by niedzielni turyści sięgnęli po tę pozycję). Sama, wzbogaciłam swoją wiedzę o ratownictwie – i to było w sumie dla mnie największe zaskoczenie. Czytanie takiej książki było dla mnie prawdziwą przyjemnością. A najbardziej frustrujące są w niej wcale nie opowieści o niefrasobliwych turystach, wzywających śmigłowiec do bolących nóg, ale ostatni rozdział, pokazujący jaki, tak naprawdę, jest w naszym państwie stosunek do osób ratujących życie i zdrowie, często wybitnych specjalistów. Szacun Pani Beato za opisanie tego wszystkiego!

 

*ja traktuję chłopaków równo, zarówno w GOPR, jak i TOPR pracują i działają wysokiej klasy specjaliści oraz ludzie z pasją. Dla mnie podział ten jest tylko techniczny, różnica może tylko taka, że Tatry to góry najtrudniejsze na naszym terenie, i mają szczególny status. Niestety w obu organizacjach często spotyka się wzajemną niechęć i trudno wytłumaczalne podziały... 


Metryczka:
Gatunek: literatura faktu
Główny bohater: TOPR/GOPR
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: głównie współcześnie
Ilość stron: 352

Moja ocena: 6/6


Beata Sabała-Zielińska, TOPR.Żeby inni mogli przeżyć, Wyd. Prószyński i S-ka, 2018

 


Niestety tyle samo dobrego nie da się powiedzieć o książce Niech to szlak - jak to często bywa tytuł jest mylący, nie jest to kronika wypadków górskich, amatorzy krwi i sensacji będą zawiedzeni. Owszem, coś tu o wypadkach jest, ale przedstawione sucho i krótko, niczym notka w gazecie, bez szczegółów akcji, bez emocji, na zasadzie "spadł ze szlaku i przyleciał po niego helikopter" - i to raczej o tych wypadkach najgłośniejszych, najbardziej spektakularnych. O tym zeszłorocznym masowym zdarzeniu na Giewoncie więcej pamiętam z migawek z telewizji, niż dowiedziałam się z książki Kurasia. Przez całą książkę przewija się oczywiście TOPR, ale brak szczegółów ich pracy, zaglądnięcia pod podszewkę. Tyle, że dowiedziałam się, że tajemnicza historia opisana w Sprawie Hoffmanowej rzeczywiście miała miejsce (autorka zmieniła tylko nazwiska postaciom) - a zatem moja intuicja mnie nie zawiodła, zmylił mnie dość pokrętny komentarz, jaki Zyskowska zamieściła do swojej powieści. Ale to tak na marginesie. O chodzeniu w góry głoszone są tu oczywiste oczywistości, że "trzeba uważać i się dobrze przygotować" oraz że lekkomyślnych turystów jest bez liku. Rozśmieszył mnie tekst o tym, jak autor udał się do naczelnika TOPR, "poprosić, by przestrzegał turystów przed tym, jak się mają zachowywać zimą w górach". Taa, bo TOPRowcy na pewno tego nie robią. 

 

Poza opowieściami o ratownikach jest tu sporo rozdziałów dotyczących Tatr i Zakopanego, ale z ratownictwem nie mających nic wspólnego, np. o tatrzańskiej przyrodzie (zagrożonej przez działalność człowieka), kontrowersjach związanych z planami organizacji olimpiady w Zakopanym, czy o ludziach związanych z tym rejonem Polski. Zwłaszcza kwestia ochrony przyrody jest istotna i to akurat dobrze, że autor sporo o tym pisze -  bo mnie np. szlag trafia, jak czytam o debilach szczycących się tym, że zabili niedźwiadka. Jak dla mnie jednak za dużo w tej książce jest historii, za mało współczesności: jeszcze rozumiem historię założenia TOPR, ale już historie dotyczące pierwszego proboszcza Zakopanego, czy jakieś wojenne opowieści... Ta książka zawiera po prostu zbiór różnych informacji o Tatrach, wybranych dość dowolnie, przedstawionych w pobieżny sposób i, moim zdaniem, bez polotu. Bardzo średnio to wypada. Jest to taki zbiorek dla osób, które o tych górach - jak i o turystyce górskiej - nic nie wiedzą, amatorów w rodzaju tych, którzy przyjeżdżają do Zakopanego i nie wiedzą, że ta góra przed nimi to Giewont... I pewnie żeby skusić takich czytelników jest ta śmierć w tytule... Swoją drogą przerażające są dla mnie statystyki mówiące o tłumach zadeptujących Tatry, z roku na rok się zwiększających. Z czym nic się nie robi, a tylko ciągle myśli o tym, jak by tu jeszcze zarobić na tym skrawku naszej ziemi: a to kolejki i wyciągi, a to jakieś imprezy, a to kolejne hotele. Ale okładka ładna, z rodzaju tych, które na mnie działają. 

 

Metryczka:
Gatunek: literatura faktu
Główny bohater: Tatry
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: w przeszłości i współcześnie
Ilość stron: 256

Moja ocena: 3/6


Bartłomiej Kuraś, Niech to szlak. Kronika śmierci w górach, Wyd. Agora, 2020

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później