O gardenii słów kilka
Nie wiem, czy chcecie poczytać o czymś, co nie ma zbyt wiele wspólnego z książkami, ale ja w każdym razie mam ochotę o tym napisać. Zresztą w pewnym sensie jest łącznik, pomiędzy osobami, które interesują się kulturą (książki, filmy, teatr, sztuka, etc.), a miłośnikami perfum - i do jednego, i do drugiego trzeba pewnego rodzaju wrażliwości, zatem często zainteresowania te idą w parze.
Jakie perfumy nosicie wiosną? Mnie wzięło na gardenię, biały kwiat, pochodzący z Chin, dosyć trudny w uprawie. Zaczęło się od nuty gardeniowej w Narciso Rodriguez Narciso, ale Narciso po prawdzie pachnie głównie białym piżmem - to zapach zimny i elegancki. Zaczęłam więc testować inne gardenie i okazało się, że moja ulubiona to Penhaligon's Gardenia - w zasadzie pierwsza poznana i od razu strzał w dziesiątkę. Perfumy dosyć już wiekowe, ponieważ powstały w 1976 roku i zawierające - zgodnie z trendami obowiązującymi w tamtych czasach - mnóstwo składników, głównie kwiatowych: poza gardenią mamy tu tuberozę, konwalię, jaśmin, hiacynta, magnolię, a w bazie piżmo, benzoes i drzewo sandałowe. Dla mnie gardenia jednak zdecydowanie dominuje. Perfumy są świetliste, przestrzenne, bardzo kobiece, wiosenne. Są przy tym zadziwiająco (jak na tego typu perfumy) trwałe: na mojej skórze to prawdziwy "killer", dają radę cały dzień, nawet do zmęczenia materiału. Gardenia występuje także w roli głównej w innych perfumach firmy Penhaligon's: Ellenisi, ale w moim odczuciu Ellenisia jest trochę sztuczna.
Jakie perfumy nosicie wiosną? Mnie wzięło na gardenię, biały kwiat, pochodzący z Chin, dosyć trudny w uprawie. Zaczęło się od nuty gardeniowej w Narciso Rodriguez Narciso, ale Narciso po prawdzie pachnie głównie białym piżmem - to zapach zimny i elegancki. Zaczęłam więc testować inne gardenie i okazało się, że moja ulubiona to Penhaligon's Gardenia - w zasadzie pierwsza poznana i od razu strzał w dziesiątkę. Perfumy dosyć już wiekowe, ponieważ powstały w 1976 roku i zawierające - zgodnie z trendami obowiązującymi w tamtych czasach - mnóstwo składników, głównie kwiatowych: poza gardenią mamy tu tuberozę, konwalię, jaśmin, hiacynta, magnolię, a w bazie piżmo, benzoes i drzewo sandałowe. Dla mnie gardenia jednak zdecydowanie dominuje. Perfumy są świetliste, przestrzenne, bardzo kobiece, wiosenne. Są przy tym zadziwiająco (jak na tego typu perfumy) trwałe: na mojej skórze to prawdziwy "killer", dają radę cały dzień, nawet do zmęczenia materiału. Gardenia występuje także w roli głównej w innych perfumach firmy Penhaligon's: Ellenisi, ale w moim odczuciu Ellenisia jest trochę sztuczna.
Drugie gardeniowe perfumy, w których się zakochałam, to nowy wypust Marca Jacobsa, Mod Noir. Ten zapach jest z kolei weselszy, trochę tropikalny, ponieważ zawiera w swoim składzie nuty owocowe. Ja wyczuwam delikatny kokos (choć jego akurat w składzie nie ma), który przełamuje odurzającą woń białych
kwiatów. Nie wiem czemu w nazwie tych perfum jest "noir" skoro zapach jest biały i kremowy,
jak kwiaty rzeczonej gardenii i śmietanka. Ważne, że zapach nie jest przesłodzony, ani duszny. Nota bene Marc Jacobs ma na swoim koncie kilka innych zapachów gardeniowych (i perfumy te nie mają nic wspólnego z przesłodzonymi "stokrotkami", z którymi ta firma jest kojarzona), przede wszystkim perfumy, które nazywają się po prostu Marc Jacobs i mają w nutach poza gardenią tuberozę, jaśmin, imbir i inne korzenne przyprawy - a zatem można się spodziewać, że zapach będzie raczej wytrawny.
Trzecia gardenia należąca do
zdecydowanie moich faworytów, to ta wypuszczona przez niszową firmę
M.Micallef. Zapach najbardziej chyba z wszystkich wymienionych delikatny
i "kremowy", jako że zawiera moją ulubioną wanilię, a oprócz tego ambrę
i jaśmin.
Kolejne bardzo przyjemne perfumy gardeniowe, jakie wąchałam, ma w swojej ofercie Roberto Cavalli - są to perfumy Just Cavalli, takie w dość topornej złoto-różowej, nieprzezroczystej butelce. Zawierają one tahitańską gardenię, neroli i drzewo różane - dosyć skromnie, jednak zapach jest bardzo bogaty. Mnie przypomina on bardzo zapach lilii. Just Cavalli to perfumy kwiatowo-gourmandowe, z
naciskiem na kwiatowe, bardzo kobiece, miękkie, zmysłowe, ale nie
ociekające seksem (jak to sugerują reklamy). Zresztą odmiana gardenii tahitańskiej (tiare) sama w sobie zasługuje na wyróżnienie: występuje ona często w typowo letnich zapachach, takich kojarzących się z plażą, słońcem, wakacjami. Towarzyszą jej z reguły plumeria i kokos, co daje mięciutki i tropikalny efekt. Jeśli chcecie spróbować to polecam Tiare Intense Montale lub Polynesian Island Tiare The Body Shop.
I jeszcze jedna gardenia, o której chciałam wspomnieć, to Gardenia Petale marki Van Cleefs & Arpels. Ta jest z kolei bardziej zielona, jaśmin się w niej tylko leciutko zaznacza, dominują tu kremowe, czyste nuty - płatków gardenii. Te perfumy nie należą jednak do zbyt znanych, próżno szukać ich w popularnych perfumeriach, gdyż należą one do ekskluzywnej serii tego producenta, tzw. Collection Extraordinaire. W tej serii znajdziemy również zapachy z lilią, irysem, różą, czy paczulą w roli głównej.
Ja mogliście się już zorientować, gardenia często występuje w towarzystwie innych białych kwiatów, przede wszystkim tuberozy i jaśminu. Tak też jest w perfumach Madonny Truth or Dare. Ten zapach jest jednym z najlepszych zapachów celebryckich, które przeważnie nie cieszą się dobrą sławą. Madonna jest ciepła, elegancka, otula miękką mgiełką białego kwiecia. Jest przy tym dosyć trwała. Co ciekawe można dostać te perfumy za śmieszne pieniądze, taniej nawet od zapachów Avonu czy Oriflame - w tym przypadku dysproporcja między jakością a ceną jest kolosalna, na korzyść jakości oczywiście. Zatem dla początkujących perfumoholików ten zapach jest idealny.
Inne perfumy z białymi kwiatami, które mi się ostatnio spodobały, to La Chasse aux Papillons (czyli pogoń za motylami) L'artisan Perfumeur. Zawierają one tuberozę, jaśmin, kwiat pomarańczy, ale także kwiat lipy, który zapewne przełamuje takie ciężkie wrażenie, jakie może dawać tuberoza. Ja nie mogę się zdecydować, co jest dla mnie w nich bardziej wyraziste: czy białe kwiaty, czy lipa właśnie. W każdym razie jest sielsko, burzowo-letnio, odurzająco i dosyć trwale. Dodać należy, że te perfumy, jak na kompozycje Artisana są dosyć "bezpieczne"...
Szczerze mówiąc, to nigdy za zapachami kwiatowymi nie przepadałam i jeszcze do niedawno odrzucało mnie samą myśl o tuberozie, czy jaśminie, zwłaszcza, że jestem migrenowcem, a te zapachy nie są łaskawe dla osób cierpiących na bóle głowy. Zatem fakt, że ostatnio tak je polubiłam jest dla mnie nie lada zaskoczeniem. Moja koleżanka śmieje się już nawet, że powinnam mieć wprowadzone coś na kształt kontroli rodzicielskiej, na hasła takie jak gardenia, tuberoza oraz tiare (gardenia tahitańska), bo namiętnie testuję kolejne ;)
Komentarze
Prześlij komentarz