Tabloid. Śmierć w tytule
Zbrodnia to niesłychana, pani zabija pana - praktycznie obwieścił w 2006 roku Super Expres, odnosząc się do sprawy Doroty i Krzysztofa Mrugałów. On - znany lokalny biznesmen z Buska Zdroju - został zamordowany na progu swojego domu, ona została oskarżona o zlecenie tego zabójstwa, w myśl zasady, że o tego typu zbrodnie w pierwszym rzędzie podejrzewani są najbliżsi ofiary. Więc ona siedzi w więzieniu, śledztwo się toczy, do procesu dopiero ma dojść, a tabloid już wydaje wyrok. Dosyć typowe zresztą, pamiętamy wszyscy słynną sprawę mamy Madzi, choć sprawa Mrugałów miała miejsce jeszcze przed wydarzeniami z Sosnowca. Sąd stwierdził ostatecznie, że Dorota Mrugała nie miała nic wspólnego z zabójstwem męża, ale było już za późno... Konsekwencje poniosła cała rodzina: rodzice nie żyją, córki Mrugałów, wchodzące dopiero w dorosłość, rozsypały się psychicznie, interes upadł, dom niszczeje. Kto ponosi za to odpowiedzialność: bandyci, którzy napadli Mrugałę, policjanci prowadzący śledztwo z gotowymi tezami, prokurator nie przyznający się do popełnienia błędu, brukowiec żądny sensacji? Pewnie wszyscy po trochu, ale czy ktoś się naprawdę do tej odpowiedzialności poczuwa i czy ktoś chociaż przeprosił?
Reporterzy Gazety Wyborczej, Piotr Głuchowski i Marcin Kowalski opisują sprawę pod hasłem Prawdziwe zbrodnie, co brzmi samo w sobie jak hasełko z tabloidu, albo gazetki kryminalnej, jaka wychodziła kiedyś, w latach 90-tych. Ale rzeczywiście, czyta się to jak kryminał, bo jest i morderstwo, jest i poszukiwanie sprawców, dowody i poszlaki - i człowiek zadaje sobie pytanie po co w ogóle wymyślać fikcyjne historie, jeśli prawdziwe, mrożące krew w żyłach zbrodnie można znaleźć w każdym policyjnym archiwum. Tyle tylko, że w kryminałach te historie zawsze kończą się zdemaskowaniem mordercy - w rzeczywistości zaś niekoniecznie. Tabloid to między innymi opowieść o bezkarności polskiego półświatka przestępczego: nikt nic nie widział, nic nie słyszał, a ludzie giną... Autorzy kryminałów nie piszą też o tym, co dalej: o procesie i o tym, czy sprawca poniósł zasłużoną karę. W życiu z tym bywa różnie. Wiele procesów jest poszlakowych, ewidentnych dowodów brak, bazy danych DNA brak, to nie CSI. Zatem nawet jeśli jest proces, wszystko może się oprzeć o to, komu da wiarę sędzia - prokuratorowi, czy obrońcy... Jeśli jeszcze w to wszystko mieszają się media, podgrzewając atmosferę i wydając własne opinie, to robi się grubo. Bo wiadomo, że wyrok wyrokiem, ale opinia publiczna swoje wie, a jak do człowieka przylgnie łatka przestępcy, to pozbyć się jej trudno. Nawet jeśli w sądzie człowiek zostanie uniewinniony. Z taką to historią pośrednio tu mamy do czynienia.
Tak naprawdę jednak włos na głowie jeży nie tyle zbrodnia i opis śledztwa, ale to, co było przedtem. Autorzy bowiem sięgają wstecz, do historii rodziny Mrugałów, do relacji pomiędzy żoną a mężem oraz ich córkami. A nawet jeszcze głębiej. To co czytamy, to niestety polska patologia - przemoc domowa. Mrugałowie wcale nie byli szczęśliwą, kochającą się rodziną. Niby ludzie zamożni, na poziomie, ale wywodzący się jednak z nizin, z biedy, z realiów socjalistycznych. Jednak pochodzenie i zły charakter daje o sobie znać. Najgorsze jest to, że tego typu patologiczne zachowania przenoszą się z pokolenia na pokolenie, z ojca na dzieci, które następnie nie potrafią okazywać miłości swoim dzieciom. Ile jest takich rodzin, jak Mrugałowie w Polsce? Matek i żon godzących się na to, że mąż je maltretuje, kochających go i nienawidzących go zarazem, współuzależnionych? Człowiek myśli sobie, że nie miał zbyt wesołego dzieciństwa, ale potem, kiedy czyta coś takiego, dziękuje Bogu... Ciekawostką jest to, że w książce pada wzmianka o terapii ustawień Hellingera, leczącej rzekomo toksyczne rodzinne relacje - terapii, którą przybliżył nam Miłoszewski w Uwikłaniu.
Wreszcie znajdziemy w Tabloidzie i skróconą historię polskiej transformacji ustrojowej, przede wszystkim rozwoju prasy, w tym brukowej: Super Expresu i Faktu. Wzorującej się na zachodnich szmatławcach, początkowo jednak starającej się trzymać fason, z czasem jednak i z powodu coraz większej rywalizacji, staczającej się na dno i zaspokajającej najbardziej prymitywne gusta czytelnicze. Może pamiętacie, jak Marta z Na Wspólnej próbowała pracować w tego typu gazecie? No więc tego typu sytuacje wcale nie zostały wyssane przez scenarzystów z palca.
To wszystko splata się w książce w pełnokrwisty reportaż, pisany z nerwem, od którego wręcz nie można się oderwać. Tylko szkoda, że takie sytuacje się ciągle przydarzają, w życiu, a nie w fikcji literackiej. Bardzo polskie jest to, że do winy i do błędu jak zwykle nikt się nie przyznaje, i nikt nie potrafi zwyczajnie przeprosić... Niesmaczna jest postawa prokuratora umywającego ręce, ale przede wszystkim mediów, żerujących bez skrupułów na ludzkim nieszczęściu i nie poczuwających się w związku z tym do niczego.
Piotr Głuchowski, Marcin Kowalski, Tabloid. Śmierć w tytule, Wyd. Agora, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka
Metryczka:
Gatunek: reportaż
Gatunek: reportaż
Główny bohater: rodzina Mrugałów
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: lata 80-te i 90-te XX wieku, współcześnie
Ilość stron: 331
Moja ocena: 5/6Piotr Głuchowski, Marcin Kowalski, Tabloid. Śmierć w tytule, Wyd. Agora, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka
Komentarze
Prześlij komentarz