Pozdrowienia z Korei

Światu nie mamy czego zazdrościć Barbary Demick uważam za reportaż niemal idealny, nafaszerowany ogromną porcją wiedzy dotyczącą tego tajemniczego i budzącego grozę kraju, jakim jest Korea Północna. Kraj, który jest realizacją wizji Wielkiego Brata. Którego w nocy praktycznie nie widać, od prawie 60 lat rządzony przez szalonych dyktatorów, którzy zrobili wszytko, by podporządkować sobie i zindoktrynować społeczeństwo. Kraj, w którym nie ma internetu, telefonów komórkowych, w telewizji są trzy kanały, za to w każdej wiosce stoi sanktuarium ku czci Wielkiego Wodza. Kraj, który najgorsze wzory zaczerpnął z komunistycznych Chin, zapominając o tradycjach własnego narodu, jakie Korea przecież posiada. Czytałam również Syna zarządcy sierocińca - ponurą powieść, podczas lektury której zastanawiałam się, ile z tego, co napisał autor jest fikcją, a ile może być prawdą...  Zatem nie oczekiwałam zaskoczenia po kolejnej książce poświęconej Korei Północnej. Wspomniane wyżej książki to dwie różne pozycje, a Pozdrowienia z Korei są od nich czymś jeszcze innym. 

Suki Kim pojechała do Korei nie po to, by rozmawiać z przymierającymi głodem wieśniakami, ani z uciekinierami, lecz by uczyć angielskiego w "ekskluzywnej" koreańskiej uczelni PUST. Jej studentami są synowie wysoko sytuowanych koreańskich rodzin - jak można przypuszczać przygotowywani do objęcia schedy, przyszli dygnitarze. Nie zobaczymy więc w Pozdrowieniach z Korei drastycznych obrazków - jest to raczej dosyć spokojna relacja z kilkumiesięcznego pobytu wśród studentów oraz chrześcijańskich misjonarzy stanowiących kadrę nauczycielską. Relacja ta jednak podszyta jest rozpaczą autorki. Po pierwsze, Suki Kim jest z pochodzenia Koreanką - jej rodzina wyjechała z Korei Południowej do Ameryki, a wcześniej została rozdzielona podczas nieszczęsnej wojny między Północą a Południem. Zatem autorka przyjechała de facto do kraju swoich przodków, wyposażona w odpowiednią wiedzę oraz bolesne rodzinne wspomnienia. To, co się stało z Koreą - ten trwający tyle lat podział i odcięcie części kraju od świata - Suki Kim przeżywa osobiście. Dodatkowo zdaje sobie sprawę, że tej prawdziwej Korei już nie ma - Północna została zchińszczona, a Południowa zamerykanizowana. Po drugie, dziennikarka obserwowała młodych ludzi, z niektórymi się bardzo zżyła i dramatem była dla niej wiedza o tym, iż są oni praktycznie pozbawieni szans na lepsze życie - NORMALNE życie - na życie bez kłamstw i udawania, na wolność, na zdobywanie wiedzy, podróżowanie - wszystko to, co uważamy na normalne i naturalne. Studenci PUST należą do ludzi uprzywilejowanych - już sam fakt, że pozwolono im uczyć się angielskiego jest przywilejem - ale nie opływają wcale w luksusy. Żyją na kampusie, jedzą skąpo, wystają na zimnie na straży przed Halą Kimirsenizmu, nie widują się z rodzicami, w każdej chwili reżim może ich zagonić do pracy fizycznej. Po trzecie Kim sama czuła się w Korei jak w więzieniu - ciągle inwigilowana i kontrolowana, pozbawiona możliwości swobodnego poruszania się po tym kraju; podczas nielicznych wycieczek poza teren uczelni, Suki Kim widziała tylko to, co pokazywano cudzoziemcom na pokaz. Autorka już na samym początku sporządziła listę czynności zabronionych, do których należało m.in. dawanie komukolwiek prezentów, opowiadanie o Ameryce i świecie "zewnętrznym", w szczególności o polityce, chodzenie w dżinsach, mówienie po koreańsku, itd.  Przygnębiające jest zacofanie elity intelektualnej Korei Pn.: studenci nie wiedzą, co to internet, nie posiadają podstawowych informacji o tym, co się dzieje na świecie, nie wiedzą, jak nawiązywać normalne relacje z innymi, a zwłaszcza z płcią przeciwną. Wierzą w różne opowiadane im przez system kłamstwa, głównie dotyczące tego, jaką potęgą i wspaniałym krajem jest ich ojczyzna. Całe życie wpaja im się, że Korea Północna to najlepszy kraj pod słońcem, a kolejni wodzowie są bóstwami...  Mentalnościowo są na poziomie 10-latków, bo nikt nie nauczył ich samodzielnego myślenia. Autorce było im ich zarazem żal, ale jednocześnie wstrętem napawała ją łatwość, z jaką młodzi ludzie kłamali, udawali, a być może także donosili na innych. Nawet mimo tego, że Kim zdołała zobaczyć i przeżyć tak niewiele, i tak życie w Korei wydało jej się piekłem.
Dokądkolwiek poszliśmy, Przywódcy też tam byli. Zastanawiałam się, co się stanie, kiedy Kim Dzong Il umrze i władzę przejmie Kim Dzong Un, nie wiedząc, jak bliski jest ten dzień. Czy na każdej ścianie w kraju zawiśnie trzeci portret? (...) A co z piosenkami? Co z książkami? Co z posągami z brązu? Lista nie miała końca, musiałby to być szeroko zakrojony projekt. 
Mogłoby się wydawać, że Suki Kim, która przecież poleciała do Pjongjang podszywając się pod misjonarkę, z zamiarem opisania tego wszystkiego, będzie uświadamiać swoich studentów, wzbudzając w nich wątpliwości odnośnie wspaniałości reżimu, w którym żyją i zasiewając w nich nasionko buntu. Nic podobnego: autorka opisuje, jak bardzo się pilnowała, używając niejednokrotnie dyplomatycznych stwierdzeń w odpowiedzi na liczne kłopotliwe pytania, jakie zadawali jej studenci. Na przykład: czy w Ameryce też tak często wyłączają prąd, ile krajów odwiedziła w swoim życiu, czy podoba jej się Pjongjang, ile kanałów telewizyjnych ma w Ameryce, a nawet jak wygląda system władzy w Stanach Zjednoczonych. Suki Kim bała się po prostu, że jeśli którykolwiek z jej podopiecznych zorientuje się, że z Koreą jest coś nie tak i że nie jest ona tak idealna, jak to się im wmawia - może drogo zapłacić za jakikolwiek bunt. Autorkę ta myśl przyprawiała wręcz o mdłości. 
A jednak mam nadzieję, że zapomnieli wszystko, co w nich obudziłam, i zostali po prostu żołnierzami reżimu. Nie chcę sobie wyobrażać, co mogło się stać, jeśli zapamiętali moje lekcje i mnie, jeśli zaczęli kwestionować system. Nie mogę znieść myśli, że którykolwiek z moich studentów - moich chłopców (...) mógł skończyć w jakimś ciemnym, zimnym miejscu, w jednym z obozów pracy, istniejących w całej Korei Północnej. Ta myśl wciąż sprawia, że nie mogę w nocy spać. 
Pozdrowienia z Korei są nie tyle reportażem, ile połączeniem reportażu ze wspomnieniami autorki. Suki Kim jest dziennikarką i pisarką, i to widać, ponieważ książka, mimo ciężkiej tematyki napisana jest lekkim stylem: bardzo płynnie mi się ją czytało. W wielu miejscach narracja przybiera osobiste tony, gdyż Suki Kim przytacza historię swojej rodziny (co było bardzo interesujące), albo wspomina o swojej tęsknocie za kochankiem, który został w Ameryce. Ta książka, mimo dosyć lekkiego charakteru - w porównaniu z innymi relacjami z Korei Północnej - porusza ze względu na emocjonalny ładunek, jaki zawiera. Jest bardzo smutna, gdy pomyśli się o tych wszystkich ludziach żyjących w ten sposób. Myślę sobie, że nic nie trwa wiecznie, że kiedyś coś musi się stać i musi się to zmienić - Japonia też była krajem zamkniętym, aż 200 lat - ale w końcu musiała się ugiąć przed naciskami z zewnątrz. W Korei też pewnie pewnego dnia znajdzie się ktoś, kto to wszystko obali.

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: Korea Północna
Miejsce akcji: Korea Północna
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 332
Moja ocena: 5/6

Suki Kim, Pozdrowienia z Korei. Uczyłam dzieci północnokoreańskich elit, Wyd. Znak Literanova, 2015
 
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka

Komentarze

  1. Coś niesłychanego. Niby wszyscy wiemy o tym, jak wygląda "życie" w Korei Północnej, albo przynajmniej mamy jakieś strzępki informacji i tym, ale dopiero takie lektury uświadamiają nam, jakie w istocie jest to potworne. Lektura warta przeczytania, zapisuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę w końcu się za nią zabrać. Czeka już z pół roku

    OdpowiedzUsuń
  3. Żyjąc tak, jak żyjemy my, aż trudno uwierzyć w istnienie takiego koszmaru...

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka porusza bardzo interesujące kwestie, przytoczone fragmenty dobrze się czytało, więc myślę, że kiedyś sięgnę po tę pozycje. Na pewno warto chociażby po to by uświadomić sobie jakim darem jest życie w wolnym kraju. Niesamowicie żal mi tych młodych ludzi, którzy już na starcie mają ograniczoną możliwość rozwoju. To strasznie bolesne.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później