To już kolejna książka, z wydanych w ostatnim czasie, podejmująca temat uwrażliwiania na potrzeby kobiet (tudzież innych grup nieuprzywilejowanych), dotychczas lekceważone przez mężczyzn tworzących świat dla mężczyzn. Czytałam już o tym w Niewidzialnych kobietach, Patriarchacie rzeczy, Walce o ulice. Świadczy to o tym, że coś się chyba w tej sprawie rusza. Choć, o ile szlag mnie trafia “spacerując” po moim mieście w butach na obcasach, o tyle nie przyszło mi do głowy, że sama architektura też może cierpieć na niedostatek genderowej perspektywy. W końcu dom to dom? A tu nie tylko okazuje się, że tak jest, ale też znowu pojawia się kwestia dyskryminacji kobiet studiujących i wykonujących ten zawód. A także tego, że jak zwykle - ona robi robotę, a śmietankę i nagrody spija on. To jedna sprawa. Druga to samo projektowanie inkluzywne, właśnie takie, żeby uwzględniać potrzeby różnych osób, nie tylko panów - jak przy tych przysłowiowych nieszczęsnych chodnikach. Jak ma to wyglądać? Na co uwagę zwracają kobiety? Jak pracują nad swoimi projektami? Jak się ma architektura do problemów społecznych, czy ekologii? Czy są jakieś sposoby na uwrażliwienie estetyczne Polaków (kwestia, która moim zdaniem leży i kwiczy, bo w szkole się na to nie zwraca uwagi, co potem prowadzi do tego, że otacza nas brzydota)? Wreszcie: czego chcą i oczekują ludzie, zwykli użytkownicy architektury? Co z pytaniem o zdaniem mieszkańców, a nie - jak to u nas jest najczęściej - narzucaniem swojej wizji przez władze i stojących za nią projektantów? I czy rzeczywiście - jak w tytule tej książki - miasto zaprojektowane przez kobiety (a przynajmniej z udziałem kobiet) jest lepsze? 


I tu mam pretensje do tej pozycji, bo w sumie niewiele się na ten temat dowiedziałam. Książka zawiera szereg wywiadów z architektkami, ale skupiają się one na omawianiu ich kariery zawodowej, a nie na omawianiu tego, co powyżej i odpowiedzi na tytułowe pytanie. Ja lubię czytać o zjawiskach, lubię analizy i spodziewałam się po tej pozycji może czegoś w rodzaju Walki o ulice, tymczasem tu było raczej o dokonaniach pojedynczych osób - rozmówczyń, natomiast za mało właśnie ogólnie o koncepcjach projektowania i o tym, jak to wygląda z perspektywy płci. Przecież tu nie chodzi tylko o feminatywy, o to, żeby używać formy architektka i jak kto się z tym czuje! Można było krótko napisać o karierze danych architektek (np. w biogramach, których nota bene brakuje - bo nie są to osoby przecież powszechnie znane), a potem przejść do analizy ww. zagadnień. Wbrew pozorom mało też tu feminizmu; rozmówczynie to osoby, które osiągnęły w branży sukces, studiowały i pracowały nie tylko w Polsce, ale i za granicą, stąd mają trochę inną perspektywę, zapewne różną od szarej architektki, "rzeźbiącej" w naszej zgrzebnej rzeczywistości jakieś domki na umowę zlecenie. Poza tym napisane jest to w zbyt teoretyczny, podający mało konkretów sposób, np w wywiadzie o Wiedniu, gdzie przykładów, jak to się przełożyło na praktykę mało. Pełno tu ładnych, okrągłych słów, np. gender maintstreaming, inkluzywność, przestrzenne wizje, konceptualizm, działania procesualne, struktura emergentna, itd., ale niestety przez to tekst staje się trudny do zrozumienia, hermetyczny, sztywny i nudny po prostu. Najciekawsze w sumie (bo najbardziej praktyczne) są wywiady z samą autorką i z jej mamą, również architektką. Mnie ta książka znudziła, męczyłam się przy niej i myślałam sobie, że może ona jest ciekawa dla samych architektów, ale już dla osoby spoza tej branży - niekoniecznie. Szkoda. 

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: architektki
Miejsce akcji: głównie Polska
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 320
Moja ocena: 3/6
 
Agata Twardoch, Architektki. Czy kobiety zaprojektują lepsze miasta, Wyd. W.A.B, 2022



Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później