Cztery pokolenia kobiet, kobiet doświadczonych przez los, skrzywdzonych, szukających bezskutecznie w swoim życiu akceptacji i miłości. Im dalej sięgamy wstecz, tym te historie oczywiście smutniejsze, bo przecież w dawnych czasach nie było równouprawnienia, a historia też nas wszystkich nie rozpieszczała. I tak mamy Bertę, prababkę, wykorzystaną i porzuconą przez wędrownego sprzedawcę, jej córkę Barbarę, noszącą na sobie odium sieroctwa oraz równie niechcianą i niekochaną jej córkę Violettę, zagubioną, cały czas grającą i szukającą lepszego życia. Kończy - i jednocześnie opowiada tę sagę - Kalina, żyjąca już współcześnie i z całego tego towarzystwa najbardziej świadoma powracających traum.

Spisana przez Joannę Bator saga rodzinna jest bardzo bogata, obfitująca w szczegóły, opisy oraz wydarzenia, z których wiele jest dosyć niezwykłych. Jednak trochę mnie ta powieść rozczarowała, tym bardziej, że nastawiałam się na ucztę literacką. Po pierwsze właśnie przez swój ciężar, przygnębiającą atmosferę trudnego życia bohaterek, co pogłębione jest jeszcze przez upodobanie autorki (najwyraźniej) do słownego turpizmu. Pełno tu scen, które wzbudzają obrzydzenie, opisów fizjologii ludzkiej, czy chociażby produkowania wyrobów mięsnych (czym zajmuje się pierwsza bohaterka), co - umówmy się - nie jest zbyt zachęcającą tematyką. I nie ma nic wspólnego z piękną okładką - za to tytuł idealnie pasuje. Dużo patologii, brzydoty (zarówno otoczenia, jak i osobowości ludzkich) i cierpienia. Ale to chyba taki trend, bo jest wiele współczesnych powieści z tego typu motywami. W samej konstrukcji tej opowieści, z elementami realizmu magicznego odnajdywałam też podobieństwa do powieści z klimatem noir, czy narracji tworzonej np. przez Tarantino. Po drugie sam pomysł na kolejną sagę, w której wiodące skrzypce będą grać same kobiety, bo “mężczyźni w tej rodzinie jakoś tak znikali” - wydał mi się bardzo wtórny. Ileż to ja już takich powieści czytałam i nawet samo sformułowanie o znikających mężczyznach brzmiało dla mnie bardzo znajomo. I oczywiście trudno tu znaleźć męskiego bohatera, który byłby przedstawiony w miarę pozytywny sposób. Zresztą z bohaterkami też jakoś nie mogłam się utożsamić i je polubić, były zbyt dziwne, zwłaszcza Barbara - postać niewątpliwie tragiczna, ale pozostająca dla mnie tajemnicą. Jej motywacje i psychologia były dla mnie niewyjaśnione. Koniec końców misterny język tej historii, obfitujący w ozdobniki i wygibasy słowne, nie za bardzo przystawał mi do jej treści. Ciężar emocjonalny oraz wiele stron drobnym maczkiem sprawia, że nie jest to lektura, którą da się “przekartkować” - czyta się raczej powoli i wskazane jest skupienie. Koniec końców ta lektura mnie po prostu zmęczyła.

Metryczka:
Gatunek: beletrystyka
Główny bohater: Berta, Barbara, Violetta i Kalina Serce
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: XX-XXI wiek
Ilość stron: 656
Moja ocena: 4/6

Joanna Bator, Gorzko, gorzko, Wyd. Znak, 2020

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później